W filmie interesuje mnie możliwość tworzenia nieoczywistych światów, pokazywania dwuznaczności, wypowiadania niepopularnych prawd. Nie muszę być w mainstreamie. Szukam wolności – wyznaje Filip Bajon, reżyser, scenarzysta i prozaik, który w czwartek 25 sierpnia kończy 75 lat.
Filip Bajon urodził się 25 sierpnia 1947 r. w Poznaniu, w którym wówczas, jak sam wspomina, "czuło się jeszcze ślady wojny". Dorastał w domu typowo inteligenckim – dziadek był architektem, ojciec zaś znanym adwokatem, i to właśnie ojciec zaszczepił w młodym Filipie miłość do kina.
"Jak miałem dziesięć lat, przekonałem bileterów, żeby mnie wpuścili na +Kanał+ Wajdy. Weszliśmy na salę już po rozpoczęciu seansu. Była pełna. Ojciec mnie posadził i poszedł szukać wolnego miejsca. Zostałem sam. Niczego nie zrozumiałem, ale wszystko zrobiło na mnie niebywałe wrażenie" – wspominał w rozmowie z Barbarą Hollender.
Po maturze dostał się na prawo na poznańskim Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Wybór studiów prawniczych, pomimo ojca adwokata, nie był dla niego oczywisty. Okazało się jednak, że kodeksy nie są tym, z czym Bajon chce mieć w życiu do czynienia, wziął więc roczny urlop dziekański i wyjechał do Londynu, gdzie zrozumiał, że tym, czym naprawdę chce się zająć, jest film. Mimo to w 1970 r. ukończył studia prawnicze, ale jeszcze przed złożeniem pracy magisterskiej zdał do szkoły filmowej w Łodzi. Tam poczuł, że to jest świat, który mu odpowiada.
Jego pierwsza etiuda "Przyczynek do teorii językoznawstwa" (1972) przedstawia dziewczynkę, która opowiada o próbach załatwienia lokum. Dwa lata później w 1974 r. Bajon uzyskuje absolutorium, nie otrzymuje jednak tytułu magistra. Stanisław Kuszewski, ówczesny rektor PWSFTViT, usuwa go z uczelni. Powodem jest niewygodny politycznie film "Sadze" (1973), w którym reżyser podejmuje tematykę tłumienia robotniczych protestów na Wybrzeżu w 1970 r.
W 1971 r. wydaje debiutancką powieść "Białe niedźwiedzie nie lubią słonecznej pogody", która otrzymuje nagrodę Wilhelma Macha za najlepszy debiut (1972). W późniejszym czasie publikuje także zbiór opowiadań "Proszę za mną w górę" (1972), powieści "Serial pod tytułem" (1974), "Podsłuch" (1994), "Cień po dniu" (2006).
"Proces pisania był dla mnie trudny: nie wytrzymałem samotności. Mam towarzyską duszę. Gdy zacząłem robić filmy, to poczułem, że jest tak, jak powinno być. Na planie otacza mnie pięćdziesiąt osób. I jest dobrze" – wyznał w jednym z wywiadów.
Pierwsze lata kariery reżyser poświęca na rozwijanie rzemiosła filmowego. Realizuje obrazy eksperymentalne i telewizyjne, wiąże się ze Studiem Filmowym "Tor". Sporadycznie reżyseruje też filmy dokumentalne, a także sztuki w Teatrze Telewizji i na scenie. Przez kilka lat pełni funkcję dyrektora nieistniejącego już Studia Filmowego "Dom".
Pomimo zanurzania się w świat filmu, cały czas ważna jest dla niego twórczość literacka. Stara się z nią nie rozstawać, dlatego do wszystkich reżyserowanych przez siebie filmów pisze scenariusze. Pierwszy to "Videokaseta" (1976), zrealizowany w Studiu Małych Form Filmowych "Se-Ma-For" – jeszcze eksperymentalna, tragiczna i komediowa zarazem kronika życia mieszczańskiej, zamożnej rodziny skazanej przez historię na zagładę. Następnie kręci "Powrót" (1977), nagrodzony przez tygodnik "Film" za najlepszy debiut w filmie fabularnym w 1977 r. Zrealizowany w tym samym roku "Rekord świata" otrzymuje nagrodę dziennikarzy na koszalińskim festiwalu "Młodzi i Film".
"W kinie fascynuje mnie tworzenie świata od początku, wymyślanie go, innymi słowy: funkcja demiurgiczna. Wszystko to można oczywiście podciągnąć pod pojęcie kreacyjności" – wyznał po swoim pełnometrażowym debiucie, filmie "Aria dla atlety" (1979).
"Aria" została przyjęta wyjątkowo dobrze. Zygmunt Kałużyński po premierze filmu określił młodego reżysera mianem "Felliniego z Poznania". Obraz Bajona porównywano też do słynnego filmu Orsona Wellesa "Obywatel Kane" (1941). Dostrzeżono kontrast wobec dominującego wówczas w polskich filmach nurtu "kina moralnego niepokoju", przeciwstawiając temuż "nurt kreacyjny" Bajona.
"Zazwyczaj, jeśli debiutant nie grzeszy zbytnio przeciwko zasadom filmowej narracji i potrafi jeszcze zaznaczyć swoją ludzką i artystyczną wrażliwość, uznawany jest za rewelację. Dla tego filmu recenzenci szukali innej skali. Debiut Filipa Bajona nie był skromną przymiarką do późniejszych szaleństw, ale właśnie +szaleństwem+. Luźno potraktowana historia słynnego zapaśnika Zbyszka Cyganiewicza (w filmie: Góralewicza) posłużyła za pretekst dla kina kreacyjnego, o którym sążniste artykuły wypisywali wyrafinowani znawcy wszelkich sztuk" – komplementowano twórcę na łamach czasopisma "Film".
Reżyser często opierał swoje historie na faktach i osadzał na styku epok, sięgając jednocześnie po sztuki plastyczne wzorowane nieco na stylu Felliniego. "Nie interesują Bajona mechanizmy ani dramaty historii, lecz wyjątkowe chwile przełamania, które ujmuje w osobliwe wizje końca świata" – zauważył Jan Lewandowski.
"Interesowały go nie moralitety, lecz możliwości języka filmowego, dzięki którym mógł odtwarzać realia, wzbogacając je o autorską wizję. To unikalne podejście potwierdziły kolejne filmy Bajona: +Wizja lokalna 1901+ (1980, Nagroda Dziennikarzy oraz Nagroda Główna Jury na FPFF w Gdańsku), +Wahadełko+ (1981, nagroda za scenariusz oraz Nagroda Główna Jury na FPFF w Gdańsku i Wielki Jantar), +Limuzyna Daimler-Benz+ (1981, Wielki Jantar) oraz +Magnat+ (1986, Nagroda Specjalna Jury FPFF w Gdańsku) i +Bal na dworcu w Koluszkach+ (1989), ustawiając go w pierwszym rzędzie najciekawszych polskich filmowców" – pisano w uzasadnieniu nagrody Platynowe Lwy, które we wrześniu Bajon otrzyma za całokształt twórczości na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
W przeszłości nagrody festiwalu otrzymali tak wybitni twórcy, jak m.in. Andrzej Wajda, Jerzy Antczak, Sylwester Chęciński, Tadeusz Chmielewski, Tadeusz Konwicki, Janusz Majewski, Roman Polański, Witold Sobociński, Jerzy Wójcik, Jerzy Gruza, Jerzy Skolimowski, Krzysztof Zanussi, Agnieszka Holland. 47. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbędzie się w dniach 12-17 września.
Początek nowego wieku to dla Bajona głównie czas adaptacji klasycznych dzieł polskiej literatury – „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego (2001) oraz „Ślubów panieńskich” Aleksandra Fredry (2010 ) – oraz coraz większego poświęcania się pracy z młodymi twórcami. W 2008 r. zostaje dziekanem Wydziału Reżyserii łódzkiej PWSFTViT, gdzie zresztą już wcześniej wykładał. Został członkiem zarządu Stowarzyszenia Filmowców Polskich. W 2015 r. został dyrektorem legendarnego Studia Filmowego "Kadr". Jest członkiem Gildii Reżyserów Polskich.Ostatnim zrealizowanym dotychczas projektem fabularnym Bajona jest "Kamerdyner" (2018), który opowiada historię pruskiego rodu von Kraussów zamieszkującego w okolicy Pucka. Obraz przedstawia powikłane losy trzech nacji zamieszkujących dawne polsko-niemieckie pogranicze na północnych Kaszubach.
"W filmie interesuje mnie możliwość tworzenia nieoczywistych światów, pokazywania dwuznaczności, wypowiadania niepopularnych prawd. Nie muszę być w mainstreamie" – wyznaje reżyser w rozmowie z Barbarą Hollender. (PAP)
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ skp/