95 lat temu, 10 listopada 1927 r., urodził się Edmund Fetting – aktor, piosenkarz, amant, dla którego zakochana Agnieszka Osiecka napisała słynne ballady "Nim wstanie dzień" i "O pancernych". Ojciec początkowo odradzał mu aktorstwo, twierdząc, że to nie jest zawód dla poważnego mężczyzny.
Jego smutne i hipnotyzujące spojrzenie o mały włos nie zaprzepaściło jego aktorskiej kariery. Podczas studiów w Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej usłyszał bowiem, że "jest zbyt smutny", przez co "nie nadaje się do teatru". Autorem tej opinii – dzisiaj widać, jak bardzo nietrafionej, był sam Aleksander Zelwerowicz (patron obecnej Akademii Teatralnej).
"Ta druzgocąca ocena nie załamała go, choć zostawiła jakiś osad w sercu" – wyznał niegdyś Witold Sadowy. Za namową prof. Jana Kreczmara Fetting wyjechał z Warszawy i zdobywał aktorskie szlify w Teatrze Ziemi Opolskiej. Dwa lata po wyrzuceniu ze szkoły zdał eksternistyczny egzamin aktorski w ówczesnej PWST. Był rok 1951.
Edmund Fetting urodził się 10 listopada 1927 r. w Warszawie, jako syn Edmunda Teodora i Stefanii Fettingów. W trakcie okupacji mieszkali na plebanii kościoła pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Baranowie (pow. Grodzisk Mazowiecki), gdzie brat Stefanii, ks. Jan Kazimierski, był proboszczem. Tam Edmund wraz z kolegami, którzy nazywali go "Dudkiem", zorganizował amatorski teatrzyk. Oprócz aktorstwa fascynował się jazzem. Dzięki bratu pianiście nauczył się gry na akordeonie i fortepianie. W latach 1947–1948 był współzałożycielem i kierownikiem zespołu jazzowego "Marabut", który wraz z Fettingiem tworzyli Jerzy Herman, Wojciech Piętowski, Mirosław Ufnalewski, Zenon Woźniak, Andrzej Zborski i Antoni Zdanowicz. Jego występy w warszawskiej siedzibie YMCA (Związek Młodzieży Chrześcijańskiej) zapowiadał sam Leopold Tyrmand. W 1949 r. władze komunistyczne zakazały Związkowi działalności i znacjonalizowały jego majątek.
Ojciec Edmunda – architekt, początkowo nie podzielał teatralnej fascynacji syna. Jego zdaniem aktorstwo to nie był zawód dla poważnego mężczyzny. Opinię zmienił dopiero w 1958 r., kiedy to po reżyserowanym przez Zygmunta Hübnera spektaklu "Zbrodnia i kara" (Teatr Wybrzeże), w którym Edmund wcielił się w postać Raskolnikowa, podszedł z uznaniem do talentu syna.
Rok po zdaniu egzaminu eksternistycznego, po trzech latach występów w Opolu, Fetting przeniósł się do Kalisza, gdzie prócz zadań aktorskich asystował reżyserom. Następnym przystankiem w karierze zawodowej była Łódź, gdzie miał okazję pracować z Kazimierzem Dejmkiem. W 1957 r. rozpoczęła się jego współpraca z Hübnerem w Wybrzeżu. W gdańskim teatrze wystąpił m.in. w "Szewcach" (1957) i "Makbecie" (1958).
"Kiedy jako młoda dziennikarka pracowałam w +Głosie Wybrzeża+, chodziłam do klubu +Rudy kot+. Edek grał tam na fortepianie i śpiewał. Bardzo się w nim kochałam, więc przychodziłam do tego klubu co wieczór" – wspominała Agnieszka Osiecka w "Alfabecie Agnieszki" Jana Bończy-Szabłowskiego. "Po latach wraz z Krzyśkiem Komedą napisaliśmy piosenkę do filmu +Prawo i pięść+ Jerzego Hoffmana i od razu przypomniał mi się Fetting z +Rudego kota+. Chciałam, żeby to koniecznie on zaśpiewał naszą balladę. Zaśpiewał ją cudownie. Wtedy zbliżyliśmy się do siebie. Często się spotykaliśmy, ale nie wiedzieć czemu – takie jest życie – nasze drogi się rozeszły. Wielokrotnie za nim potem tęskniłam i o nim myślałam, bo nie widzieliśmy się tyle lat" – wyznawała poetka.
Występy Fettinga w Teatrze Wybrzeże zostały również zauważone i docenione przez krytyków. "Edmund Fetting, który mocno mnie zainteresował jako Banko w +Makbecie+, w +Zbrodni i karze+ mógł niemal zachwycić. Był niespodzianką aktorską przedstawienia, które Raskolnikow istotnie prowadził, nie schodząc niemal ze sceny. Idealny w sylwetce zewnętrznej, o napiętych gorączką nerwach, dynamiczny, chorobliwie skupiony, a jednocześnie rozdygotany wewnątrz i wybuchowy – potrafi przetransponować genialną analizę Dostojewskiego na gest, nerwowy odruch, rytm kroku, spojrzenia, ruchy głowy czy wreszcie poszczególne intonacje" – recenzował Aleksander W. Kral na łamach "Teatru". "Mnie zafrapowała po prostu strona psychologiczna, ponieważ ja najbardziej lubię grać w życiu to, co jest pogmatwane, krzywe, zwyrodniałe, złe czy dobre - wszystko jedno, ale jakieś wypaczone przez życie. I to odnalazłem w Dostojewskim" – wspominał aktor w Polskim Radiu.
W 1960 r. Fetting wrócił do Warszawy. Podjął współpracę z Teatrem Dramatycznym, który był wówczas jedną z wiodących scen stolicy. Po sześciu latach związał się z Ateneum, następnie z Powszechnym (1974-82), Teatrem Na Woli (1982-86) i Nowym (1987-88).
Debiut na dużym ekranie zaliczył jako narrator w "Piątce z ulicy Barskiej" (1953) w reż. Aleksandra Forda. Filmowy Fetting narodził się jednak w 1961 r., kiedy to wystąpił w "Zaduszkach" Tadeusza Konwickiego. Była to jego pierwsza główna rola w kinie; później jeszcze wiele razy pojawiał się na ekranie, m.in. w: "Popiołach" (1965) Andrzeja Wajdy, "Życiu raz jeszcze" (1964) Janusza Morgensterna, czy "Lokisie" (1970) oraz "Zazdrości i medycynie" (1973) Janusza Majewskiego. Na małym ekranie wystąpił m.in. w serialach: "Podróż za jeden uśmiech" (1971), "Doktor Ewa" (1970), "Stawka większa niż życie" (1967-8) czy "Czarne chmury" (1973) – niezapomniany Margrabia Karol von Ansbach.
W tym miejscu warto wspomnieć podaną przez Janusza Majewskiego historię: "Gdy pojechaliśmy z +Lokisem+ na festiwal wenecki, dostaliśmy na drogę jakieś śmieszne kieszonkowe (1971 rok!), a mieszkaliśmy, jak wszyscy, na Lido, w słynnym, wspaniałym hotelu '+Les Bains'+, uwiecznionym przez Tomasza Manna, a potem przez Luchina Viscontiego w '+Śmierci w Wenecji'+. Jako goście festiwalu stołowaliśmy się w naszym hotelu i korzystaliśmy ze wszystkiego bezpłatnie, podpisywaliśmy tylko rachunki, co nas dzikusów ze Wschodu, trochę przerażało. Baliśmy się, że jednak na końcu każą zapłacić, ale przemiły pan Gronkiewicz z +Filmu Polskiego+ uspokoił nas. Powiedział, że płaci się tylko za alkohol. Wobec tego Edmund postanowił, że nie tknie ani kropli wina i będzie pił tylko wodę mineralną. Ja się załamałem, powiedziałem sobie: nie będę jadł włoskich potraw bez wina, trudno, zapłacę, nie będę oszczędzał. [...] Kiedy wyjeżdżaliśmy i oddawaliśmy już klucze, recepcjonista podał Edmundowi rachunek na dość poważną kwotę. Edmund zbladł:- Co to jest? - Napoje, proszę pana - odparł recepcjonista. - Przecież nic nie piłem, jestem abstynentem - skłamał na poczekaniu, aby wytłumaczyć tę anomalię. - To jest woda, proszę pana, osiem butelek Aqua Minerale San Pelegrino, proszę pana. Edmund zacisnął zęby, wysupłał jakiegoś zaskórniaka i zapłacił. Moje wino było za darmo, bo to było vono della casa, stołowe, podawane w karafkach, uzupełniające potrawy, +domowe+. Tyle, że tu +dom+ był bardzo wytworny, więc to stołowe wino było pierwszorzędne. Edmund, który bardzo lubił wino, nie mógł sobie tego nigdy darować. Pocieszałem go, że jego San Pelegrino było zdrowsze" – wspominał Majewski w książce "Ostatni klaps. Pamiętnik moich czasów".
Prawdziwy rozgłos przyniosło Fettingowi wykonanie piosenki do filmu "Prawo i pięść" w reż. Hoffmana (1964). Muzykę do "Nim wstanie dzień", bo o tym utworze mowa, skomponował Krzysztof Komeda, słowa zaś Agnieszka Osiecka. Drugim, nie mniej popularnym przebojem Fettinga była piosenka tytułowa do serialu "Czterej pancerni" (1966–1970) w reż. Konrada Nałęckiego. Słowa ponownie napisała Osiecka, muzykę skomponował zaś Andrzej Walaciński.
"Masa ludzi jest bardzo zajęta tym, żeby udawać kogoś innego, niż jest. On tego nie miał" – podkreślił przed laty w wywiadzie radiowym Aleksander Bardini, którego zdaniem dominującą cechą Fettinga była autentyczność. W aktorze przez lata kochało się wiele kobiet. Bez powodzenia. Aktor bowiem zakochany był w mężczyźnie. Kiedy jednak jego partner wyjechał z Polski, Fetting się załamał. Podupadł wówczas na zdrowiu.
Jego ostatnią rolą był serial "Gdańsk’39" (1989). Na początku lat dziewięćdziesiątych wycofał się z życia zawodowego. Zmarł w wieku 73 lat, 30 stycznia 2001 r.(PAP)
autor: Mateusz Wyderka
mwd/ skp/