Tegoroczna laureatka literackiego Nobla Swietłana Aleksijewicz powiedziała w poniedziałek w Krakowie, że jej dzieło jest próbą stworzenia encyklopedii "czerwonej utopii". Jak dodała, niektórzy jej rodacy chcieliby się jej pozbyć z kraju, bo porusza niewygodne tematy.
Laureatka Nagrody Nobla z literatury Swietłana Aleksijewicz jest gościem specjalnym literackiego Festiwalu Conrada, który rozpoczął się poniedziałek w Krakowie.
Kiedy podczas konferencji prasowej jeden z dziennikarzy zapytał Aleksijewicz, jak odebrała przyznanie jej Nagrody Nobla, odparła: „Proszę sobie wyobrazić, że chodzi pan za piękną kobietą i nagle dowiaduje się pan, że ona pana kocha. To jak ma się pan wtedy czuć?” – zapytała retorycznie. I dodała: „Jeszcze nie mogę sobie uzmysłowić, co się stało”.
Zauważyła, że Nobla pogratulował jej także prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, choć „milczał najpierw cały dzień” i uczynił to dopiero po tym, gdy zrobili to prezydent Niemiec Joachim Gauck i Michaił Gorbaczow.
Jak relacjonowała, widziała, że zwykli Białorusini na wiadomość o Noblu dla niej cieszyli się, płakali i obejmowali się ze szczęścia. „To było bardzo wzruszające. Nie chodzi o mnie – chodzi o to, że ludzie potrzebują jakiegoś symbolu” – podkreśliła.
„Przez 30 lat pisałem encyklopedię +czerwonej utopii+. To jest niezwykle trudne zadanie. Nie sądzę, że mu podołałam. Wystarczy włączyć telewizję, żeby zobaczyć w jakim świecie żyjemy: zobaczyć desperację w oczach uchodźców, wojnę w Syrii i na Ukrainie. A pisarz ma tylko komputer czy pióro - ja piszę piórem – to jego jedyne narzędzie” – mówiła na konferencji prasowej Aleksijewicz.
Swietłana Aleksijewicz: Przez 30 lat pisałem encyklopedię "czerwonej utopii". To jest niezwykle trudne zadanie. Nie sądzę, że mu podołałam. Wystarczy włączyć telewizję, żeby zobaczyć w jakim świecie żyjemy: zobaczyć desperację w oczach uchodźców, wojnę w Syrii i na Ukrainie. A pisarz ma tylko komputer czy pióro - ja piszę piórem – to jego jedyne narzędzie.
Jej zdaniem, "prawdziwy pisarz powinien się wybić ponad banał, ponad słowa słyszane w mediach i w otaczającej nas rzeczywistości". „Powinien dążyć do tego, co jest ponad naszymi głowami i dotrzeć do tajemnicy życia” – zauważyła.
„Zawsze jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy - jak choćby organizatorzy festiwalu Conrada - przeciwstawiają się nadchodzącej ciemności. Cieszę się, że jest nas tutaj tak wielu” – powiedziała, zwracając się do sali pełnej dziennikarzy. Nagrodzono ją brawami.
Pytana, jaka jest jej prawdziwa ojczyzna, noblistka odparła najpierw pytaniem: „A jaka była ojczyzna Josepha Conrada czy Adama Mickiewicza?”. Po czym dodała: „Mam trzy ojczyzny: Białoruś jest moim światem rodzinnym, Ukrainę – bo moja babcia była Ukrainką i kulturę rosyjską”.
Podkreśliła, że choć otrzymała Nobla, to uważa, że musi „nadal pracować i robić swoje". "Tym bardziej, że żyjemy w czasach, gdy nadchodzi ciemność” - zaznaczyła.
Wyjaśniła, że mówiąc o „mrocznych czasach” ma na myśli m.in. rosnącą falę nacjonalizmu w Rosji.
„Niedawno podróżowałam po Syberii – byłam w Wołogdzie - i zobaczyłam, że ogromne rzesze ludzi popierają tam Władimira Putina. Czasem wydaje mi się, że zza jego pleców wyglądają faszyści. Teraz w Rosji rządzą radykałowie, a liberałowie i demokraci – to są brzydkie słowa” – zaznaczyła.
Zauważyła, że w Rosji czy na Białorusi nie brak takich, którzy nie lubią Aleksijewicz, bo jej książki są bardzo krytyczne dla postowieckiej rzeczywistości.
„Niektórzy chcieliby pozbyć się mnie z Białorusi, tak jak niektórzy w Polsce pragnęliby odesłać z kraju Olgę Tokarczuk. Ja uważam ją za wspaniałą pisarkę” – oświadczyła.
Aleksijewicz spotka się z czytelnikami w poniedziałek wieczorem. Relację ze spotkania będzie można śledzić online. Link do transmisji można znaleźć na Twitterze, podobnie jak spotkania z innymi ważnymi pisarzami.
Tegoroczna siódma edycja Festiwalu Conrada odbywa się po hasłem „Pod prąd” i potrwa do niedzieli. Wśród najważniejszych gości festiwalu są też Hanna Krall, Wiesław Myśliwski, Olga Tokarczuk, Jonathan Franzen i Robert Coover z USA, Tomas Venclova z Litwy i Gyorgy Spiró z Węgier.
Swietłana Aleksijewicz urodziła się w 1948 r. w ukraińskim mieście Iwano-Frankowsku. Jej ojciec był Białorusinem, matka - Ukrainką. Po kilku latach rodzina przeniosła się na Białoruś. Aleksijewicz studiowała dziennikarstwo na uniwersytecie w Mińsku. Po studiach pracowała jako wychowawczyni w internacie, nauczycielka, dziennikarka. Pod koniec lat 70. wzięła kilkuletni urlop w redakcji, kupiła ciężki magnetofon szpulowy i za pożyczone pieniądze jeździła po całym Związku Radzieckim, nagrywając wspomnienia kobiet, które walczyły na froncie II wojny światowej.
Tak powstała jej pierwsza książka - „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, w której opisała wojnę widzianą oczyma kobiet - rosyjskich, białoruskich, ukraińskich, które podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej pełniły rolę sanitariuszek, lotniczek, zwiadowczyń, czołgistek, snajperek, żołnierzy walczących na pierwszej linii i pracujących na tyłach, w zaopatrzeniu.
W tym roku w Polsce ukazała się książka "Czasy secondhand", w której Aleksijewicz próbuje opisać zjawisko "człowieka sowieckiego" i to, jak znalazł się on w czasach po upadku ZSRR. (PAP)
szl/ bko/ par/