Nie ma potrzeby, by o Krzyszofie Krawczyku mówić „polski Elvis Presley”, bo jak Elvis, tak Krzysztof był jedyny i niepowtarzalny - tak wspominał w TVN24 zmarłego piosenkarza jego kolega Andrzej „Piasek” Piaseczny.
W trakcie rozmowy o zmarłym w poniedziałek Krzysztofie Krawczyku, Andrzej Piaseczny wspominał moment, gdy spotkał się z Krawczykiem po raz pierwszy.
"Spotkaliśmy się zupełnie przypadkowo. To było gdzieś na jakiejś stacji benzynowej. On był w trasie, ja byłem w trasie. Podróżował swoją słynną salonką. Pojęcia nie miałem, że on w niej jest. Tankowałem sobie do samochodu paliwo. Wydaje mi się, że on gdzie mnie tam dostrzegł i wyszedł z samochodu. To było ze 20 lat temu. Kiedy widzi się takiego artystę, to trema zjada człowieka. (...) Chciałem się przedstawić, ale Krzysiek od razu powiedział +co ty młody, człowieku, chodź+ i przytulił. On potrafił przytulać" - wspominał Piaseczny, który podkreślił, że Krzysztof Krawczyk wobec wielu osób zachowywał się po przyjacielsku i bardzo ciepło.
"Gdy się się spotykaliśmy, to Krzysiek był trochę takim +padre+. Ten wizerunek potem pięknie przeniósł na płytę z Bregovicem - takiego Don Kristo - ale mówię o tym dzisiaj z uśmiechem. (...) Kiedy się sięga po te historie i po te momenty, kiedy właśnie przytulał, kiedy potrafił być, a był i jest i na pewno pozostanie nie tylko w głowach tych, którzy go znali, ogromną osobowością muzyczną, ale także taka przytulającą do serca, to trudno się nie uśmiechać" - wyjaśniał artysta.
Zdaniem Piaska, Krawczyk miał "piękne, dobre, niezwykłe, genialne życie" i był genialnym artystą. Zaapelował do wydawców muzycznych we wszystkich rozgłośniach radiowych, by dzisiaj przypomnieli słuchaczom piosenki w wykonaniu Krawczyka, którego barwy głosu nie sposób pomylić z jakimkolwiek innym artystą. Jednocześnie zaprotestował przeciwko używania w stosunku do Krawczyka określenia "polski Elvis Presley".
"Po co mówić o Krzyśku +polski Presley+? Presley był jeden, jedyny. I Krzysiek też był jedyny. Mimo że śpiewał także piosenki Elvisa i jego barwa głosu była faktycznie może odrobinę zbliżona, ale Krzysiek był wyjątkowym człowiekiem. (...) Dziękujemy ci Krzyśku, za to że byłeś, jaki byłeś. Za twój boży dar głosu - niepowtarzalnego, wyjątkowego, absolutnie nie do podrobienia" - powiedział Piaseczny.
Odnosząc się do historii życia i twórczości Krawczyka, któremu niektórzy krytycy zarzucali m.in. "granie do kotleta", Piaseczny ostrzegł przed uproszczeniami w ocenie jego twórczości. "Droga życia to jest elektrokardiogram. Nie zawsze może być tak, żeby były tylko wyżyny, żeby wszyscy tylko i wyłącznie poklepywali cię po ramieniu i cieszyli z tego, co robisz. Muszą być dołki, muszą być inne momenty życia, które czasem są dla nas odskoczną, a czasem nauczką" - powiedział wokalista.
"Wiemy, jakie miał sukcesy, jakie miał ucieczki za ocean, jakie miał powroty, jakie miał romanse z muzyką troszkę łatwiejszą niż nawet ta popowa. Jakie miał genialne powroty i sukcesy i na pewno, jakim był, jest i pozostanie niepowtarzalnym, wyjątkowym człowiekiem. (...) Ja wiem, że spotkamy się Krzyśku (...) I bardzo dziękuję ci za to, że moja droga życiowa mogła przez jakiś fragment być blisko twojej (...) I chociaż dzisiaj jest mi bardzo smutno, to jestem szczęśliwym człowiekiem, bo spotykam takich ludzi, jak Krzysztof Krawczyk i mogłem być na orbicie jego słońca" - powiedział Piaseczny. (PAP)
autor: Marek Szczepanik
masz/ wj/