Ginczanka zaczyna zajmować nareszcie właściwe miejsce w polskim imaginarium - tak literaturoznawczyni Agata Araszkiewicz komentuje coraz więcej przedsięwzięć związanych z tą poetką. Najnowsze z nich to premiera krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa - monodram "Ginczanka. Przepis na prostotę życia".
"Nazywano ją Gwiazdą Syjonu, a wspomnienia, które o niej przetrwały, głoszą urodę jej ciała, wspominając niewiele o jej tekstach" – pisała o Ginczance Maria Janion. Obdarzoną niezwykłą urodą poetkę porównywano do Sulamitki, oblubienicy z "Pieśni nad pieśniami", opiewano jej "sarnie oczy" - każde innego koloru. Tuwim, dzwoniąc, przedstawiał się: "Tu jeden ze starców". Jej wiersze, zwłaszcza te, w których pisała o kobiecej seksualności, nawet znajomi z kręgów literackich odbierali jako prowokacyjne. Agata Araszkiewicz, badaczka twórczości Ginczanki, uważa, że mężczyźni literaci widzieli w niej trofeum - zjawiskową kobietę, a nie zjawiskową twórczynię. "Na nic głoszone przez poetkę zrównanie +namiętności i mądrości+, pragnienie uwolnienia się od kliszy +pięknej Żydówki+. Zapisy tego osaczenia są obecne w jej wierszach. Ich radykalność jest odpowiedzią na orientalizujące pseudonimy Ginczanki: +Sulamit+, +żydowska gazela+, +kaskada perska+."
"Wydaje mi się, że Ginczanka w dwudziestoleciu zaistniała bardzo silnie w życiu towarzyskim - była piękną kobietą i charyzmatyczną osobowością - ale pod jej wpływem byli głównie mężczyźni. Można powiedzieć, że współcześni uważniej czytali tekst jej ciała niż wiersze. Ginczanka to widziała, opisywała. Domagała się przewartościowania znaczeń naszej kultury, tworząc filozoficzny projekt wyrażony na przykład w metaforze centaura z tytułu jej debiutanckiego tomiku. Centaur, postać uważana czasem za emblemat poetki, to namiętność i mądrość +ciasno w pasie zrośnięte+. Ginczanka odrzucała teorie o prymacie ciała nad duszą czy duszy nad ciałem, chciała nowej, postromantycznej wizji, gdzie intelekt i zmysłowość, materialność i metafizyczność współgrają. Jej wiersze mają w sobie także projekt emancypacyjny, który przydaje podmiotowości ciałom, także - ciałom kobiet. Ginczanka egzaminuje toposy kultury, ale też potrafi w wierszu żądać praw seksualnych dla 16-latek. Ten akurat wiersz napisany został do szuflady i dopiero w latach 90. został po raz pierwszy opublikowany" - przypomniała Araszkiewicz. Jej zdaniem wiersze Ginczanki wyprzedzały epokę i po niemal stuleciu od ich powstania zaskakują swoją aktualnością. Podkreślmy też, że poetka wywraca dziś hierarchie literackie dwudziestolecia, a przecież nie miała polskiego paszportu.
Urodziła się jako Zuzanna Polina Gincburg 9 marca 1917 r. w Kijowie, w mieszczańskiej rodzinie zasymilowanych Żydów. Wiersze pisała już jako 10-latka. Babcia, która ją wychowywała, była rosyjskojęzyczna, ale Zuzanna samodzielnie nauczyła się języka polskiego. Zafascynowana polskim romantyzmem, poezją Tuwima i prozą Ewy Szelburg-Zarembiny wybrała polskie gimnazjum. We wczesnym wierszu "Koniugacja" pisała: "kiełkujący kłączami wyraz/ wtargnął we mnie, wrósł jak ojczyzna/mowa moja jest dla mnie krajem/urodzajnym, skibnym i dobrym". "Ginczanka mogła wybrać kilka tożsamości, ale zdecydowała się na polskość" - przypomina Araszkiewicz.
Debiutowała utworem "Uczta wakacyjna" (1931) zamieszczonym w gazetce równieńskiego gimnazjum, trzy lata później jej wiersz "Gramatyka" został wyróżniony na Turnieju Młodych Poetów ogłoszonym przez "Wiadomości Literackie". W jury konkursu zasiadał Julian Tuwim, który dostrzegł talent Zuzanny i wspierał jej karierę poetycką. Gdy po maturze podjęła w Warszawie studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zaprzyjaźniła się ze środowiskiem "Wiadomości Literackich" i "Skamandra". Od 1936 r. Ginczanka współpracowała z tygodnikiem satyrycznym "Szpilki" i to m.in. dzięki redakcyjnemu koledze Erykowi Lipińskiemu jej wiersze przetrwały wojnę. Bywała w ulubionym lokalu Skamandrytów - kawiarni Ziemiańskiej, była też stałym gościem przy stoliku Witolda Gombrowicza w kawiarni "Zodiak". W 1936 roku wydała tomik "O centaurach".
"Znałem ją z Warszawy ze stolika Gombrowicza w Zodiaku. Obok Gizeli Ważykowej była tam najpiękniejszą kobietą. I chyba wtedy najmłodszą. Wyglądała jak Sulamitka. Miała jedno oko tak czarne, że aż tęczówka zdawała się przesłaniać źrenicę, a drugie brązowe z tęczówką w złote plamki. Wszyscy zachwycali się jej wierszami, w których, jak w jej urodzie, było coś z kasydy perskiej" - wspominał Jan Kott. Julian Tuwim mawiał o jej niezwykłych oczach: "Haberbusch i Schiele", co odnosiło się do nazwy browaru słynącego z produkcji jasnego i ciemnego piwa.
Pierwsze lata wojny Ginczanka spędziła we Lwowie, gdzie wyszła za mąż za krytyka sztuki Michała Weinziehera i dostała pracę księgowej. 17 września 1940 r. wstąpiła do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Po zajęciu Lwowa przez Niemców musiała maskować swoje pochodzenie, co nie było łatwe ze względu na jej semicką urodę. Na Ginczankę - jako ukrywającą się Żydówkę - złożyła donos niejaka Chominowa, gospodyni kamienicy, gdzie poetka mieszkała. Nazwisko denuncjatorki znamy z jednego z ostatnich wierszy Ginczanki, rozpoczynającego się od horacjańskiej sentencji "Non omnis moriar", nawiązującego do Horacego i "Testamentu mojego" Juliusza Słowackiego. Ginczanka napisała w nim: "Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,/ Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,/ Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla, / Donosicielko chyża, matko folksdojczera".
Jednak tym razem, mimo donosu, Ginczance udało się uciec. W 1943 r. wraz z mężem znalazła bezpieczne schronienie w Krakowie, gdzie ukrywała się w mieszkaniu Elżbiety Mucharskiej. Prawdopodobnie po donosie jednego z sąsiadów, Ginczankę aresztowano i osadzono w więzieniu. 18 kwietnia 1944 r. 27-letnia Zuzanna Ginczanka wysłała z więzienia na ul. Czarnieckiego list z prośbą o "żywność, ocet sabadylowy, jabłka, pantofle na podeszwie sznurkowej nr 38" - to ostatni znany tekst skreślony ręką poetki.
Do dziś dnia nie poznaliśmy okoliczności jej śmierci. Według ustaleń historyka IPN Ryszarda Kotarby poetka została najprawdopodobniej rozstrzelana wiosną 1944 r. na terenie niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Płaszów jako Zuzanna Gincburg. Witold Gombrowicz pisał po wojnie do Stanisława Piętaka: „Proszę Cię, napisz mi kiedy, jaka była śmierć tej biednej Giny. Dlaczego piszesz, że ją męczono?(...) Przypomniało mi się, jak kiedyś na Mazowieckiej, wracając do domu z +Zodiaku+ tłumaczyłem Ginie, że na tę zbliżającą się wojnę trzeba koniecznie zaopatrzyć się w truciznę. A ona się śmiała...".
W PRL-u Ginczanka została częściowo zapomniana. Przetrwała dzięki przyjaciołom, którzy zabiegali o publikację jej wierszy m.in. Jana Śpiewaka. Dopiero w latach 90. poznańska polonistka, Izolda Kierc opublikowała wiersze Ginczanki odczytane z rękopisów i pierwszą faktograficzną monografię. Z kolei Agata Araszkiewicz w książce „Wypowiadam wam moje życie. Melancholia Zuzanny Ginczanki" (Warszawa 2001), której wznowienie zapowiadane jest na ten rok, pokazywała twórczość Ginczanki jako odważną i przemyślaną propozycję literacką i kulturową, zmieniającą zastane znaczenia. "W tym kontekście ostatni wiersz poetki +Non omnis moriar+ brzmi jak wyrzut wobec zarówno polskiej tradycji i kultury europejskiej, która nie potrafiła przewartościować kategorii swojskości, obcości i inności" - podkreśla Araszkiewicz.
Wobec Ginczanki od kilkunastu lat stosowana jest metafora "powrotu do polskiej literatury". "Odnoszę wrażenie, że ta poetka jest jak zombi, wraca przez 30 lat i do tej polskiej kultury nie może wrócić. Do dzisiaj zdarzają się tytuły materiałów w prasie poświęconych Ginczance - takie jak +Powrót Sulamitki+ czy +Odkrycie Ginczanki+" - zauważa Agata Araszkiewicz. "Pora się wreszcie obudzić i oddać Zuzannie Ginczance, wspaniałej poetce, to, co jej się należy. Ona nie musi po raz kolejny wracać. Ona jest. To fenomen - im więcej mija czasu od jej tragicznej śmierci, tym bardziej jej twórczość zyskuje na aktualności. Aktorka, Agnieszka Przepiórska, powiedziała na konferencji prasowej, że Ginczanka ją opętała. Myślę, że jest coraz więcej osób opętanych, nastał czas koniunktury kulturalnej na Ginczankę, wręcz subkultura ginczankowa, która rozkwita" - mówiła badaczka.
Araszkiewicz obserwuje międzynarodową karierę poetki, która wzbudza zainteresowanie w Berlinie, Paryżu, Rzymie. W 2014 roku powstał pierwszy film dokumentalny o Ginczance, włoski "Urwany wiersz", obecnie trwają prace nad filmem francusko-polskim na jej temat, który reżyseruje Joanna Grudzińska.
W kolejnych dekadach ukazywały się prace o Ginczance m.in. prace Jarosława Mikołajewskiego, kolejne wybory jej wierszy (w tym "Poezje zebrane" opracowane przez Izoldę Kiec), a także książka Marii Stauber "Musisz tam wrócić. Historia przyjaźni Lusi Gelmont i Zuzanny Ginczanki" (Marginesy, Warszawa 2018). Pod koniec zeszłego roku ukazała się książka zbierająca teksty wygłoszone podczas sesji towarzyszącej wystawie sztuki współczesnej "Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem", która odbyła się na przełomie 2015 i 2016 roku w warszawskim Muzeum Literatury. Książka nosi tytuł "Swojskość, obcość, różnorodność. Wokół Zuzanny Ginczanki" i pokazuje poetkę jako współczesną ikonę różnorodności, przekształcająca narodowy kanon literacki. Na kwiecień zapowiadana jest premiera biografii "Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt" Izoldy Kiec.
"Ginczanka zaczyna zajmować właściwe sobie miejsce w imaginarium polskiej kultury. Ten monodram jest kolejnym krokiem do wypracowywania jej miejsca nie tylko w kanonie polskiej literatury, ale też zbiorowej wyobraźni" - dodała Araszkiewicz.
Premiera spektaklu "Ginczanka. Przepis na prostotę życia" odbyła się 6 marca na scenie Teatru Łaźnia Nowa w krakowskiej Nowej Hucie. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ dki/