Muzyka do filmu od początku nie zapowiada dramatu. Tworząc ją pamiętałem o energii powstańców walczących o wolność – to nie była zła energia - mówi w wywiadzie dla PAP Bartosz Chajdecki, kompozytor muzyki do filmu „Powstanie Warszawskie”. Obraz wchodzi do kin 9 maja.
PAP: Jak przebiegała praca nad muzyką do filmu, który w całości powstał z powstańczych kronik?
Bartosz Chajdecki: „Powstanie Warszawskie” jest filmem fabularnym, ale złożonym z dokumentalnego materiału. W związku z tym trzeba było dobrze balansować – z jednej strony próbować za pomocą muzyki narzucić rysy fabuły, z drugiej – muzykę i offy (dźwięki spoza kadru, nagrywane w studiu – PAP) wpasować w całkowicie dokumentalny obraz. Wiedziałem jaki jest obraz, ale tak naprawdę sens tego, co w tym obrazie było, ustalały dialogi osób, których na ekranie nie widzimy.
Praca nad muzyką do „Powstania Warszawskiego” była ciekawym wyzwaniem – zarówno kompozytorskim, jak i ilustratorskim. Tak naprawdę najłatwiej byłoby napisać do tego filmu muzykę z gatunku muzyki dokumentalnej – ale nie o to chodziło. Także muzyka typowa dla obrazów fabularnych mijałaby się z celem. Wiadomo było, że ścieżka dźwiękowa do tego filmu musi być w jakiś sposób „wycofana”. Stanowi ona jedynie część materiału, jaki znalazł się na płycie z soundtrackiem do „Powstania Warszawskiego”, który trafi do sklepów po 20 maja.
Bartosz Chajdecki: Muzyka do filmu od początku nie zapowiada dramatu. Tworząc ją pamiętałem o energii powstańców walczących o wolność – to nie była zła energia, to była ogromna energia młodych ludzi. Można to nazwać „eksplozją” chęci wywalczenia sobie godnego życia. Trzeba było jednak także oddać negatywne emocje towarzyszące schyłkowej fazie Powstania – mniej więcej od połowy filmu widzowie dostrzegają je wśród ruin umierającego miasta.
PAP: W jaki sposób za pomocą muzyki oddać emocje powstańców?
Bartosz Chajdecki: Muzyka do filmu od początku nie zapowiada dramatu. Tworząc ją pamiętałem o energii powstańców walczących o wolność – to nie była zła energia, to była ogromna energia młodych ludzi. Można to nazwać „eksplozją” chęci wywalczenia sobie godnego życia. Trzeba było jednak także oddać negatywne emocje towarzyszące schyłkowej fazie Powstania – mniej więcej od połowy filmu widzowie dostrzegają je wśród ruin umierającego miasta.
W czasie pracy nad muzyką do filmu padł pomysł użycia gitar elektrycznych - jako dominującego instrumentu w ścieżce dźwiękowej. Nie do końca się z tym zgadzałem, w związku z czym główny nacisk w muzyce został jednak położony na instrumenty smyczkowe, całkowicie zrezygnowaliśmy natomiast z instrumentów dętych. Smyczki, nawet potraktowane minimalistycznie, brzmią bardzo emocjonalnie, co wpisuje się w klimat tego filmu.
PAP: Czy praca nad muzyką do „Powstania Warszawskiego” sprawiła Panu trudności?
Bartosz Chajdecki: Najtrudniejsze zawsze są terminy. Produkcja tego filmu przechodziła różne koleje losu, a praca nad filmem trwała niemal do ostatniej chwili, co zawsze powoduje dodatkowy stres i czasem nieprzewidziane komplikacje, spowodowane też koniecznością podejmowania szybkich decyzji, w obliczu nadciągających terminów. Tutaj pod tym względem poprzeczka była postawiona naprawdę wysoko.
PAP: „Powstanie Warszawskie” to nie pierwszy obraz historyczny, do którego skomponował Pan ścieżkę dźwiękową. Jak stworzyć dobrą muzyczną ilustrację do filmów o tej tematyce?
Bartosz Chajdecki: Bardzo ważne jest budowanie specyficznego klimatu czasów, o których opowiada film. Kluczem jest wybranie dobrych proporcji – z jednej strony opowiadanie o bohaterach historycznych dzisiejszym językiem, ale z drugiej – aby nie wpychać ich na siłę do współczesnej „dyskoteki muzycznej”.
Obecnie istnieje tendencja do uwspółcześniania filmów – czasami zupełnie na siłę i wbrew temu, co widać na ekranie. Najprostszym sposobem wydaje się np. stworzenie elektronicznej muzyki do filmu historycznego. Ja natomiast chciałem pójść inną drogą. Muzykę do „Powstania Warszawskiego” chciałem oprzeć na instrumentach z tamtej epoki, ale potraktowanych współcześnie.
PAP: Czy tematyka powstańcza jest dla Pana inspirująca?
Bartosz Chajdecki: Oczywiście, że tak. Nie patrzę jednak na historię z perspektywy tego, co z niej wyniknęło. Nie odnoszę się do efektów historii – ona kończy się albo dobrze albo źle. Uważam jednak, że nikt nie ma prawa oceniać tego, co się wydarzyło przed 70 laty.
Dla mnie powstanie warszawskie jest symbolem walki o godność. W tamtym momencie walka z okupantem była ważniejsza niż jej konsekwencje. Tym bardziej, jeżeli ktoś przez kilka lat żyje w warunkach, w których istnieje ciągła obawa o życie. Wybuch powstania był dla tamtych ludzi krokiem do przodu, oni przez chwilę poczuli się inaczej niż na co dzień. Ocenianie tego z perspektywy czasu jest gigantycznym nadużyciem.
PAP: Pańska muzyka została doceniona nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Wśród najbardziej prestiżowych wyróżnień jest nominacja za soundtrack do "Czasu honoru" do prestiżowej nagrody IMFCA - Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Muzyki Filmowej z USA. Jaka jest recepta na sukces?
Bartosz Chajdecki: Zawsze powtarzam, że jestem ostatnią osobą, która powinna odpowiadać na takie pytanie. Różni ludzie mnie pytają "jak to się robi, żeby dostać nagrodę?". Wystarczy pisać muzykę jak najlepiej, wybiegać w przyszłość, odkrywać coś nowego.
Muzyka jest chyba jedną z najbardziej organicznie rozwijających się sztuk, w niej nie pojawia się nic nagle, wszystko jest efektem ewolucji. O muzyce filmowej myślę właśnie jako o sztuce, w której może nastąpić ewolucja. Robię wszystko, żeby nie zostać zaszufladkowanym. Zdecydowanie najlepiej czuję się jednak w muzyce symfonicznej.
Muzyka powinna dawać satysfakcję osobie, która ją tworzy. To bardzo niepewny zawód, jednak każdy kompozytor musi być przekonany, że pisałby muzykę niezależnie od wszystkiego. To, czy się ta muzyka sprzeda, czy nie – to musi być drugorzędna sprawa.
Bartosz Chajdecki: Muzyka jest chyba jedną z najbardziej organicznie rozwijających się sztuk, w niej nie pojawia się nic nagle, wszystko jest efektem ewolucji. O muzyce filmowej myślę właśnie jako o sztuce, w której może nastąpić ewolucja. Robię wszystko, żeby nie zostać zaszufladkowanym. Zdecydowanie najlepiej czuję się jednak w muzyce symfonicznej.
PAP: Jaka przyszłość rysuje się przed polską muzyką filmową?
Bartosz Chajdecki: Wszystko co w filmie i muzyce dobre, rodzi się z różnorodności. Powinna zatem powstawać zarówno muzyka nawiązująca do minimalizmu, folkloru, jak i do produkcji hollywoodzkich. Tylko wówczas wykształci się bogaty pejzaż polskiej muzyki filmowej.
Jej przyszłość w całości zależy jednak od producentów filmów. Żeby można było zrobić coś ciekawego, czy to w filmie, czy w muzyce, potrzebny jest odpowiedni budżet. Kształt muzyki nie może być określany przez to, że np. brakuje pieniędzy. W Polsce, w porównaniu do krajów zachodnich, budżety na muzykę są procentowo niskie w stosunku do globalnych kosztów wyprodukowania konkretnego filmu czy serialu.
Mamy tradycję bardzo dobrych kompozytorów, jednak kompozytor, którego twórczość nie jest wydawana, nie ma szans przebicia. Doświadczyłem tego na własnej skórze – nie mówiło się o muzyce do „Czasu Honoru”, póki nie ukazała się ona na płycie. Wszyscy czekają na reedycję, ale nie wiadomo czy sprzedaż płyt pokryłaby w całości koszty ich produkcji.
Ostatnimi czasy widać odrodzenie polskiego filmu. Nie przełoży się to jednak na kompozytorów, jeśli dalej nie będzie istniał rynek fonograficzny. Muzyka musi mieć przestrzeń do istnienia.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ ls/