Śmierć Barbary Sass to wielka strata dla polskiej kinematografii; była to jedna z najbardziej utalentowanych reżyserek w naszym kinie - ocenił krytyk filmowy Andrzej Bukowiecki.
"Jestem w szoku, nikt się nie spodziewał. W dodatku stało się to w okresie przedświątecznym. Wyrazy współczucia dla męża i całej rodziny" - powiedział Bukowiecki.
Jak przypomniał w czwartkowej rozmowie z PAP krytyk, Sass karierę filmową rozpoczęła wysoko ocenionym filmem "Bez miłości", który był "żeńską odmianą +Wodzireja+, kobiecą odmianą kina moralnego niepokoju". Odkryciem była również rola Doroty Stalińskiej, która stała się później ulubioną aktorką Sass.
Kolejnym znaczącym filmem Sass był "Krzyk", rozgrywający się m.in. w środowisku lumpenproletariatu. "Był to film z 1982 r., kino polskie było wtedy pod presją stanu wojennego" - tłumaczył Bukowiecki. W połowie lat osiemdziesiątych powstały kolejne dwa ważne filmy, "Dziewczęta z Nowolipek i "Rajska jabłoń" - przypomniał krytyk.
Zdaniem Bukowieckiego, w 1995 r. Sass "nakręciła arcydzieło" - film "Pokuszenie", historię siostry zakonnej i jej skomplikowanych relacji z duchowym. Akcja rozgrywała się w czasach stalinowskich. Film pokazano na festiwalu w Gdyni, jednak jury go nie doceniło - zwrócił uwagę Bukowiecki.
Ostatnim filmem Barbary Sass był thriller "W imieniu diabła" z 2011 r., w którym reżyserka powróciła do tematyki środowiska zakonnego.
Tworząc kino, Sass współpracowała regularnie ze swoim mężem, wybitnym operatorem filmowym Wiesławem Zdortem - przypomniał Bukowiecki.
"Nie wszystkie filmy Sass były docenione. Jednak ma ona ogromnie ważny wkład w polskie kino, kino kobiece. Jej filmy były ciekawe od strony obyczajowej i psychologicznej, dobrze zrealizowane od strony warsztatowej" - posumował Bukowiecki.
Dodał, że Barbara Sass "była prywatnie bardzo sympatyczną osobą". (PAP)
awy/ jp/ gma/