
Konkurs Chopinowski otworzył mi wszystkie możliwe drzwi. Granie Chopina jest jak wejście na wysoką górę. Dla wszystkich pianistów jego muzyka jest esencją – powiedział PAP amerykański pianista i przewodniczący jury tegorocznego Konkursu Chopinowskiego Garrick Ohlsson.
PAP: Jakie jest pana pierwsze wspomnienie związane z Konkursem Chopinowskim w 1970 roku? Czy pamięta pan emocje, które wówczas panu towarzyszyły?
Garrick Ohlsson: Mam wrażenie, że pamiętam każdą sekundę konkursu, ale to oczywiście nie może być prawda. Mam jednak wiele wspomnień, które są wciąż bardzo silne. Ale numerem jeden tych wspomnień jest intensywność doświadczeń i ogromny entuzjazm związany z muzyką Chopina, także ze strony publiczności. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem.
Garrick Ohlsson: Dla wszystkich pianistów, niezależnie od specjalizacji, Chopin jest esencją. Myślę, że po prostu wszyscy kochamy jego muzykę także dlatego, że jest ona trudna. Jest po prostu wyzwaniem.
Przed konkursem występowałem przed publicznością, brałem udział w konkursach. Byłem przyzwyczajony do tego, że ludzie mówili mi: panie Ohlsson, pan tak dobrze i pięknie gra, to takie cudowne. Ale w Warszawie ludzie zatrzymywali mnie na ulicy i potrafili powiedzieć, że w środkowej sekcji Mazurka cis-moll op. 41 nr 4 zagrałem jak Ignacy Friedman (polski pianista i kompozytor żydowskiego pochodzenia, zmarły w 1948 roku w Sydney - PAP), bo tak powiedziała ich babcia.
Jako artyści czuliśmy więc emocje towarzyszące publiczności. Ale jest takie powiedzenie, że jak dużo dajesz, dużo dostajesz. W Warszawie było to widać. Przez trzy tygodnie trwania konkursu ta intensywność emocji tylko się zwiększała, aż na końcu eksplodowała.
PAP: A jak zapamiętał pan moment ogłoszenia wyników?
G.O.: To wyjątkowe, a jednocześnie bardzo śmieszne wspomnienie. W tamtym czasie ogłoszenie wyników odbywało się w małym pokoju jury w Filharmonii. Było już późno w nocy, wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani, ale rozmawialiśmy ze sobą. Nagle usłyszałem, jak ktoś powiedział, że jury ogłasza wyniki. Zacząłem biec po schodach i usłyszałem, że trzecią nagrodę zdobył Piotr Paleczny, czwartą Eugene Indjic, piątą Natalija Gawriłowa, a szóstą Janusz Olejniczak.
Wtedy spytałem się, kto w końcu wygrał, a oni mówią, że przecież ja. To był cudowny moment!
PAP: Było to spełnienie pana muzycznych marzeń?
G.O.: Oczywiście! Zarówno wtedy, jak i obecnie, jedną z dróg do rozpoznawalności dla młodego pianisty, który chce zrobić dobrą karierę w muzyce, jest wygranie konkursu. Co prawda wszystkie duże konkursy są prestiżowe i ważne, ale tak jak w „Folwarku zwierzęcym” George’a Orwella wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze, tak też jest w przypadku konkursów.
Na zdjęciu Garrick Ohlsson po wygraniu Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego w Warszawie w 1970 r. Fot. PAP/Mariusz Szyperko
W 1970 r. w grę wchodziły trzy największe z nich, czyli Piotra Czajkowskiego w Moskwie, Królowej Elżbiety Belgijskiej w Brukseli oraz właśnie Chopinowski w Warszawie. Wygrana w jednym z nich sprawiała, że zwycięzca znajdował się na pierwszych stronach najważniejszych muzycznych gazet na świecie, dostawał zaproszenia z całego świata.
Garrick Ohlsson: muzyka to ciągle rozwijanie się, by nie grać ciągle tego samego. Uczymy się od innych muzyków, ale także od dyrygentów, z którymi przyszło nam występować.
Oczywiście, wcześniej zwyciężyłem w już Konkursie im. Busoniego oraz Konkursie Pianistycznym w Montrealu, ale wiedziałem, że tylko dzięki zwycięstwu w Warszawie, będę mógł otrzymać wiele zaproszeń. I tak się właśnie stało. Nie raz się śmiałem, że noc przed zwycięstwem byłem młodym obiecującym pianistą z dwoma lub trzema zaplanowanymi koncertami na przyszły rok. A tydzień później tych koncertów było już zaplanowanych sto na przyszłe dwa lata. I to w Berlinie, Londynie, Wiedniu, Paryżu, Nowym Jorku, Tokio…
PAP: Konkurs otwiera drzwi?
G.O.: Zdecydowanie! Mnie otworzył wszystkie możliwe drzwi. Radziłbym jednak młodym pianistom, aby przed konkursem nie planowali zdobycia pierwszej nagrody. Takie myślenie jest po prostu niemożliwe. Oczywiście, możesz być na tyle dobry, aby zwyciężyć. Ale także wiele różnych innych rzeczy decyduje o twoim sposobie gry w danym momencie. Wystarczy, że zachorujesz, będziesz miał gorączkę i nie będziesz grał najlepiej jak potrafisz. Możesz otrzymać złe wiadomości z domu, że coś stało się twojemu bliskiemu i to też wpłynie na to, jak wypadniesz. Jeśli więc planujesz karierę, zawsze musisz mieć plan B i C.
PAP: A pan takie plany miał?
G.O.: Muszę przyznać, że wówczas nie miałem. Gdybym nie wygrał w Warszawie, prawdopodobnie bym poczekał i wrócił na kolejny cykl konkursowy w Moskwie lub Brukseli. Miałem jednak szczęście i zwyciężyłem.
Kiedy w 2015 roku byłem członkiem jury, podczas jednej z przerw rozmawiałem z niedawno zmarłym Januszem Olejniczakiem, z którym razem uczestniczyliśmy w konkursie. Wówczas powiedział mi, że ja przyjechałem do Warszawy już jako zwycięzca dwóch konkursów, aby wygrać i ten. On natomiast był wtedy młodym chłopakiem, wziął udział w konkursie, aby sprawdzić, co się stanie. Ale ja nigdy nie uważałem, że przyjechałem do Warszawy, aby wygrać. Każdy z nas był na nieco innym etapie życia. Oczywiście, miałem wielką nadzieję na zwycięstwo. I ten cud się wydarzył.
PAP: A czy konkurs był początkiem pana zawodowej przygody z muzyką Chopina?
G.O.: Myślę, że było to jak wejście na wysoką górę. Dla wszystkich pianistów, niezależnie od specjalizacji, Chopin jest esencją. Myślę, że po prostu wszyscy kochamy jego muzykę także dlatego, że jest ona trudna. Jest po prostu wyzwaniem. Miałem jedenaście lat, kiedy zagrałem pierwszy utwór Chopina. Do dziś pamiętam, że był to Nokturn cis-moll op. 27 nr 1. Muszę się przyznać, że wtedy myślałem, że jestem już bardzo utalentowany. Dziś się z tego śmieję. Po latach moja miłość do Chopina tylko wzrastała. Coraz więcej zwracałem uwagi na detale, ciągle uczyłem się języka kompozytora, szukałem nowych możliwości oddania tego w muzyce, co sam czuję.
PAP: Powiedział pan o trudności muzyki Chopina. Na czym ona polega?
G.O.: Chopin jest bardzo skomplikowanym kompozytorem. Jego muzyka wymaga od pianisty osobistego zaangażowania. Ale grając Chopina trzeba także zwrócić uwagę na proporcje i równowagę. Członkowie jury często dyskutują o tym, co jest ważne w ich rozumieniu muzyki Chopina. Ale to także wymaga osobistego wyczucia. To nie tylko matematyczna precyzja i podążanie za zapisem nutowym.
W Nowym Jorku miałem okazję słuchać wielkich pianistów, takich jak Artur Rubinstein, Vladimir Horowitz, Claudio Arrau czy Arturo Benedetti Michelangeli. Ich interpretacje były diametralnie różne. Zacząłem się nawet zastanawiać, jak w końcu te utwory powinny brzmieć. A to czy grasz szybciej czy wolniej może także zależeć od kulturowego rozumienia muzyki i metrum. Możemy się o tym przekonać podczas konkursu. Przecież dwie osoby nie zagrają w ten sam sposób tego samego utworu. Ale właściwie o to chodzi! Bo ekspresja emocji powinna wychodzić z naszego środka. Kiedy słucha się dobrych wykonawców Chopina można też zobaczyć, że interpretacje powstają w danym momencie, są efektem „tu i teraz”.
PAP: A zauważa pan nowe trendy w wykonawstwie Chopina? Myślę, że dla wielu osób postacią przełomu może być Ivo Pogorelić…
G.O.: Pytania o Pogorelića zawsze są ciekawe. Podczas Konkursu Chopinowskiego w 1980 roku zaprezentował się jako świetny interpretator. Ale osobistą interpretację doprowadził aż do ekstremum. Choć wówczas go rozumiałem. Widziałem zresztą – wbrew pozorom – stojący za nim trend interpretacyjny, często grali tak rosyjscy pianiści. Pogorelić był indywidualnością, grał pięknie, była w tym fantazja, jego interpretacje się kochało, ale nie przekroczył zbytnio granic. Myślę, że chciał też zwracać na siebie uwagę, pokazać wszystkim, co może zrobić ze swoimi fantastycznymi palcami i szalonymi pomysłami.
PAP: Podczas konkursów w 2015 i 2021 roku jako kontynuatora Pogorlića wskazywano na Georgijsa Osokinsa…
G.O.: Bardzo lubię Osokinsa. Jego gra była ekstremalna i indywidualna. Rozumiałem emocjonalnie i muzycznie jego podróż przez utwór. Choć wiem, że nie wszyscy się z nim zgadzali.
PAP: A pan skłania się bardziej ku tradycji czy nowatorskim interpretacjom?
G.O.: Sam skłaniam się mniej bądź bardziej ku tradycji. Ale zawsze jest trudno mówić o samym sobie, bo opisywanie siebie jest niebezpieczne. Rozumiem, że kiedy jest się młodym pianistą, można się takimi interpretacjami zafascynować. Ale nasza gra musi być zgodna z prawdą o nas samych. Michelangeli w jednym z wywiadów powiedział, że jako interpretator musisz wejrzeć w siebie bardzo głęboko, znać siebie bardzo dobrze. Zatem twoje wybory muszą być po prostu twoje. Gdybym próbował grać jak Ivo Pogorelić, imitować go, nikt by mi nie uwierzył. Ale przede wszystkim ja sam bym sobie nie uwierzył. Szekspir w sztuce „Jak wam się podoba” napisał: biedne, ale moje własne. I coś w tym jest!
Ale z czasu konkursu mam jeszcze jedno wspomnienie. W 1970 roku nie było przecież takich możliwości słuchania muzyki jak obecnie. Nie znałem wtedy nagrań Friedmana czy Aleksandra Michałowskiego. Pewnego dnia dwóch krytyków – Jan Weber z Polskiego Radia i Józef Kański – postanowili nam de nagrania puścić. Weber zaprosił nas do siedziby radia, a Kański do swojego domu. Dzięki nim mogliśmy posłuchać pianistów, o których jedynie wiedzieliśmy z książek.
Dla młodych pianistów było to niezwykłe doświadczenie. Zacząłem wówczas inaczej patrzeć na styl grania Chopina. Z tych płyt wysłuchałem, że każdy z tych artystów miał swój charakterystyczny muzyczny podpis. A byli to pianiści, którzy sami znali muzyków, którzy znali i słuchali Chopina na żywo.
PAP: Żyjemy w świecie upadku instytucji autorytetu i zaburzonych relacji mistrz-uczeń. Kim jednak byli pana mistrzowie?
G.O: Kiedy uczyłem się w Juilliard School, moimi nauczycielami byli Sascha Gorodnitzki oraz Rosina Lhevinne. Jako nauczyciel Gorodnitzki był bardzo rygorystyczny. Był także zazdrosny o swoich uczniów, ponieważ nie chciał, abyśmy byli pod wpływem idei innych osób. Z jednej strony było to dobre, ale z drugiej - niekoniecznie. Był dla mnie jednak ojciec, traktowałem go jak rodzica. Nie chciałem się jednak zamykać, ponieważ wiele mnie interesowało w muzyce fortepianowej. Po siedmiu latach nauki u niego postanowiłem odejść. Czułem z tego powodu ból, ale wiedziałam, że tak muszę.
Następnie miałem trzech kolejnych nauczycieli. Do Konkursu Chopinowskiego przygotowała mnie Olga Barabini, uczyłem się także u Claudio Arraua. Moją ostatnią nauczycielką była natomiast Irma Wolpe. Byłem już wtedy dojrzały, jeden z moich kolegów nawet mnie się pytał, po co chodzę do niej na lekcje, skoro gram lepiej niż ona. Ale uważałem, że jest ona świetną w ocenie gry, chciałem wciąż się rozwijać. Wolpe była właściwą osobą we właściwym czasie.
PAP: Pianistyka to ciągłe uczenie się?
G.O.: W ogóle muzyka to ciągle rozwijanie się, by nie grać ciągle tego samego. Uczymy się od innych muzyków, ale także od dyrygentów, z którymi przyszło nam występować. Myślę, że całe życie powinniśmy się sprawdzać jako artyści, zwracać uwagę na nowe detale, uczyć się nowych utworów.
PAP: A kiedy pan się poczuł mistrzem dla innych młodych pianistów?
G.O: Nigdy w ten sposób o sobie nie myślałem. Właściwie przez większość życia nie byłem nauczycielem, choć oczywiście prowadziłem masterclassy. Czasami też zwracano się do mnie z pytaniem, co sądzę o czyjejś grze. Od 2018 roku prowadzę jednak zajęcia na San Francisco Conservatory of Music. Mam kilku uczniów, choć na początku trudno było mi zaakceptować pomysł, że będę dobry także jako nauczyciel.
PAP: W październiku będzie pan przewodniczył obradom jury Konkursu Chopinowskiego. Co to dla pana znaczy?
G.O.: To dla mnie ogromny zaszczyt, że będę pierwszym niepolskim przewodniczącym jury. Czuję, że trochę jestem takim honorowym Polakiem. Często występuję w Polsce i mam niezwykłe połączenie z polską publicznością. Czuję tu zawsze ogromny sentyment.
Często rozmawiam z wieloletnią szefową jury Katarzyną Popową-Zydroń, zadaję jej dużo pytań odnośnie pracy przewodniczącego. Ale chcę powiedzieć, że mój głos liczy się tak samo jak innych członków jury, to nie jest tak, że to ja podejmuję sam najważniejsze decyzje. Jury potrzebuje po prostu naturalnego lidera. Może będę to właśnie ja.
PAP: A ma pan już w głowie idealnego kandydata na zwycięzcę konkursu?
G.O.: Ależ nie! Jestem szczęśliwcem, ponieważ żaden z moich uczniów nie bierze udziału w konkursie. Prowadziłem też jeden masterclass, podczas którego byłem poproszony o posłuchanie kandydatów, którzy mogliby wystąpić w Warszawie. Po pierwsze zabraniają mi tego reguły, ale po drugie nie chcę słyszeć wcześniej uczestników poza salą koncertową Filharmonii Narodowej. Oczywiście, niektórych pianistów słyszałem już wcześniej w innych miejscach. Ale chcę podkreślić, że nawet jeśli ich znałem, ocenię tylko to, co usłyszę w październiku w Warszawie.
Nie mam więc wstępnych założeń, kto powinien zwyciężyć. Nie wiem, czy będzie to ktoś bliższy klasykom i tradycji czy nowy Ivo Pogorelić. Decyzję podejmę dopiero wtedy, kiedy ich usłyszę.
Chciałbym być jednak zaskoczony. Mam nadzieję znaleźć wspaniałych artystów, którzy poruszą mnie emocjonalnie. I to wcale nie musi być zwycięzca, ani zdobywca którejś z nagród. Tu chodzi o skradzenie serca. Podobnie dzieje się na koncertach, kiedy muzyka czasami przenosi nas do magicznych miejsc. Nawet jako zawodowy muzyk czekam na to, aby zostać porwanym emocjonalnie. Przypomina mi to zakochanie się!
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Garrick Ohlsson - zwycięzca VIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina (1970) oraz Konkursu im. Busoniego (1966) i Konkursu Pianistycznego w Montrealu (1968). Przez długi czas był uznawany przede wszystkim za jednego z czołowych wykonawców muzyki Chopina, ale jego repertuar obejmuje niemal całą literaturę fortepianową. Ohlsson jest także współzałożycielem FOG Trio (z wiolonczelistą Michaelem Grebanierem i skrzypaczką Jorją Fleezanis).
Dokonał wielu nagrań, m.in. dla Arabesque, RCA Victor Red Seal, Angel, BMG, Delos, Hänssler, Nonesuch, Telarc i Virgin Classic. Uznanie krytyki zyskał 10-płytowy album z kompletem sonat Beethovena – jedna z płyt została wyróżniona nagrodą Grammy (2008). Artysta dokonał nagrania wszystkich dzieł Fryderyka Chopina. Nagrał również m.in. „Poematy” Skriabina, „Tańce czeskie” Smetany, etiudy Debussy’ego, Bartóka, Prokofiewa, płytę „Close Connections” z utworami współczesnymi, dwupłytowy album z sonatami Liszta i Skriabina, a także płytę z fortepianową muzyką solową Manuela de Falli. Wystąpił także w filmie dokumentalnym „The Art of Chopin”, który powstał z okazji obchodów Roku Chopinowskiego w 2010 r. W 2015 r. Garrick Ohlsson był jurorem XVII Konkursu Chopinowskiego w Warszawie.
Najbliższa, XIX edycja Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina odbędzie się od 2 do 23 października w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Organizatorem konkursu jest Narodowy Instytut Fryderyka Chopina.
Polska Agencja Prasowa jest patronem medialnym XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.(PAP)
akr/ aszw/