Z Joanną Papuzińską, laureatką nagrody pary prezydenckiej za twórczość dla dzieci i młodzieży, rozmawia Małgorzata Piwowar.
rp.pl: Współczesne dziesięciolatki różnią się od swoich rówieśników sprzed lat?
Joanna Papuzińska: Na pewno, ale wydaje mi się, że zmienia się powierzchowność, a w środku tkwi to samo dziecko. Dzieciństwo ma uniwersalny wymiar.
rp.pl: Kolejne pokolenia Polaków wychowały się w przeszłości na podobnym kanonie literatury dziecięcej. Czy dziś istnieje jakiś kanon?
Joanna Papuzińska: Powiedzmy sobie, że ten PRL-owski był bardzo wąski, nie docierała do nas światowa klasyka, na przykład książki Maurice Sendaka, amerykańskiego autora i grafika, w ogóle były u nas nieznane. Najważniejsza jego książka – „Tam, gdzie żyją dzikie stwory" wyszła po polsku dopiero teraz, czyli z półwiecznym opóźnieniem. „Lew, czarownica i stara szafa" C.S. Lewisa też pojawiła się u nas na przełomie lat 80. i 90., a światową premierę miała w 1950 roku. Zagraniczna literatura docierała do nas głównie za sprawą krajów skandynawskich. Dzięki temu mieliśmy jakieś pojęcie, co się dzieje na świecie. A teraz mamy coś w rodzaju trzęsienia ziemi, bo każdy wydawca tłumaczy i wydaje książkę, którą sam uzna za tego godną. Jednocześnie zaczynamy brać udział w bieżących światowych wydarzeniach wydawniczych, takich jak „Harry Potter". I trochę też zmienia się hierarchia ustalona w PRL-u. Będzie to trwało jeszcze przez lata.