Ten spektakl konfrontuje człowieka z demonami współczesności. Zadajemy pytanie: kogo z nas stać na zmierzenie się z samym sobą, kto ma odwagę na redefinicję własnego życia – mówi PAP o premierze „Twarzą w twarz” w reż. Mai Kleczewskiej współautor scenariusza i dramaturg Łukasz Chotkowski.
Polska Agencja Prasowa: To przedstawienie powstawało w bardzo trudnych okolicznościach - w okresie pandemii. Jego premiera miała odbyć się 27 marca z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru na Dużej Scenie w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie. Nie udało się z powodu kolejnego lockdownu. Odbyła się tylko tzw. premiera zamknięta 19 marca br. Przed nami 4 września premiera sceniczna w bydgoskim Teatrze Polskim im. Hieronima Konieczki. Skąd wziął się pomysł na ten spektakl?
Łukasz Chotkowski: Razem z Mają Kleczewską nosiliśmy się z zamiarem zmierzenia się z twórczością Ingmara Bergmana od dłuższego czasu. Pracowaliśmy nad scenariuszem około półtora roku. Sama idea spektaklu powstała około trzech lat temu. W pewnym momencie zastała nas pandemia i w związku z tym produkcja przedstawienia zaczęła się przesuwać. Później przyszło kolejne odmrożenie obostrzeń pandemicznych, zaczęliśmy próby. A potem był lockdown.
Towarzyszy mi przeświadczenie, że może dobrze się stało, iż próby do "Twarzą w twarz" wg Bergmana odbywały się w chwili, kiedy świat po pierwsze stanął, a po drugie - został przewartościowany. Pracę nad spektaklem skończyliśmy w marcu. Pokazujemy go publiczności po pół roku, we wrześniu. Długa przerwa. To trudna sytuacja. Ten spektakl, Aktorki i Aktorzy w nim grający jak tlenu potrzebują widza.
Warto zauważyć, że Bergman w całej swojej twórczości izolował ludzi. Skupiał się na badaniu relacji rodzinnych, ludzkiej psychiki, relacji małżeńskich oraz na stanie wewnętrznym bohaterów w sytuacjach ekstremalnych. Bardzo często zamykał bohaterów albo na wyspie Faroe, albo w ich mieszkaniach. Pokazywał, jak ludzie w tych sytuacjach dokonują redefinicji siebie, jak człowiek dokonuje przewartościowania swojego człowieczeństwa, przez co tak naprawdę dokonuje redefinicji otaczającego go świata.
W takiej sytuacji znajduje się Karin - główna bohaterka spektaklu "Twarzą w twarz", grana przez Karolinę Adamczyk. Jest psychiatrą, dobrze funkcjonującą, zamożną kobietą. Ma dziecko i męża, robi karierę. W pewnym momencie zostaje sama z sobą. Są wakacje i jej mąż wyjeżdża z dzieckiem. Karin zaczyna redefiniować siebie jako matkę, żonę, siostrę, córkę. Zaczyna mierzyć się z kryzysem psychicznym. Jej kryzys i rozpad osobowości możemy tutaj rozpatrywać jako rozpad całego otaczającego ją świata.
Dla Bergmana "Twarzą w twarz" - jak mówił w wywiadach, a co podkreślała też grająca główną rolę Liv Ullmann - był jednym z najbardziej osobistych filmów, jakie zrobili. Twierdzili, że powstał po to, by mogli na nowo przyjrzeć się swoim relacjom z najbliższymi, odrzucić to, co niepotrzebne, i zacząć żyć z całkowicie nowym podejściem i świeżością. Bergman filmu "Twarzą w twarz" po latach nie lubił. Pisał w swoich autobiograficznych "Obrazach", że zatrzymał się w pół drogi, przestraszył podczas kręcenia. Fantazjował, jak film powinien być nakręcony. Bardzo inspirujący materiał do pracy. Bergman był największym krytykiem samego siebie.
PAP: A o czym opowiada państwa przedstawienie?
Ł. C.: Ten spektakl konfrontuje człowieka z jego demonami. Zadajemy nim w domyśle pytanie: kogo z nas stać, jak główną bohaterkę "Twarzą w twarz" Karin, na zmierzenie się z największymi problemami i traumami swojego życia? Kto zdoła zejść do psychicznego piekła wyjść z niego lub w nim zostać? A gdy z niego się wyjdzie, co będzie, tu i teraz. Zwłaszcza dziś, gdzie wszystko to, co znamy, rozpada się na naszych oczach i zatacza koło.
PAP: W państwa spektaklu zamiast Bergmanowskiej doktor Jenny Isaksson, którą zagrała Liv Ullmann, mamy Karin. W obsadzie pojawia się sam Bergman. Skąd te zmiany i jakie jeszcze motywy pojawiają się w przedstawieniu?
Ł. C.: Matka Bergmana miała na imię Karin i było to jedno z jego ulubionych żeńskich imion.
Postać Ingmara Bergmana grana przez Juliana Świeżewskiego pojawia się, ponieważ cały spektakl opiera się na tym, że znajdujemy się na planie filmu, którego sam Bergman nigdy nie nakręcił. Bergman przygląda się postaci Karin i postaciom wokół niej, a Karin przegląda się w postaci reżysera. To jest pytanie do widzów: czy można interpretować ich jako jedną postać? Kim jest Karin dla Bergmana, a on dla niej?
Jak wiemy, Bergman przez całe życie pracował z tymi samymi twórcami, aktorkami i aktorami. W tym spektaklu mamy do czynienia z bardzo podobną sytuacją. Z Mają Kleczewską po raz kolejny pracujemy z aktorkami i aktorami Teatru Powszechnego oraz z aktorkami i aktorami teatru w Bydgoszczy. Łączy nas długa historia, ponadpiętnastoletnia współpraca. Dodawanie do siebie kolejnych ról, kolejnych doświadczeń. Iście Bergmanowska sytuacja. Oczywiście ma to wpływ na to przedstawienie, które pokazuje wspólnotę, która, zamknięta na planie filmowym, próbuje odnaleźć się we współczesności za pomocą tekstów z filmów Bergmana.
Warto dodać, że po raz pierwszy zdarzyło się, że Fundacja Bergmanowska zgodziła się na realizację autorskiego scenariusza, opartego na filmach tego reżysera. Nasz scenariusz bazuje na filmie Bergmana "Twarzą w twarz" z 1976 r. W adaptacji wykorzystaliśmy również motywy i fragmenty ze scenariuszy: "Sonaty jesiennej" (1978), "Szeptów i krzyków" (1972), "Sarabandy" (2003) i "Milczenia" (1963).
PAP: W nocie o spektaklu napisali państwo, że Bergman jest "przewodnikiem po czasie +kwarantanny+". Jak to rozumieć?
Ł. C.: Bergman jest przewodnikiem "po czasie kwarantanny", bo tak jak Czechow w sposób doskonały i jako jeden z nielicznych twórców pokazuje człowieka rozbrojonego, człowieka pozbawionego wszelkich masek i strategii obronnych. Człowieka bezwstydnego. Nagiego wobec samego siebie.
Zaczynając pracę nad tym projektem ponad trzy lata temu, czuliśmy, że filmy Bergmana korespondują z naszym tu i teraz. Proszę zobaczyć, zaczyna się wielki renesans na twórczość Bergmana. Telewizja HBO przygotowuje nową wersję "Scen z życia małżeńskiego". Wychodzą wznowienia scenariuszy Bergmana. Podobno szykowane są kolejne remaki jego klasycznych filmów.
Kto jak nie Bergman w sposób tak szczery dotykał kondycji człowieka w chwilach jego największej próby i samotności. A przecież właśnie to nas spotykało i dotykało podczas pandemii. A to jeszcze nie koniec... Skutki tego emocjonalnego spustoszenia będą ciągnąć się za nami latami. Widać to na każdym kroku. Świat stał się krwiożerczy, relacje między ludźmi mało warte. Człowiek dochodzi do kresu, jest skrajnie egoistyczny i wykorzystuje swoją pozycję władzy wobec drugiego.
PAP: Co jeszcze starali się państwo pokazać?
Ł. C.: Kolejnym z tematów spektaklu jest to, jak cyniczni dyrektorzy zarządzający instytucjami kultury, próbują zniszczyć godność i pracę artysty, człowieka. Jednak okazuje się, że artysty, człowieka nie można tak łatwo zniszczyć, gdy stoi za nim szczera wiara w sztukę. Bergman w swoim życiu i twórczości doświadczył takich epizodów, prób podważenia i zniszczenia jego pracy. W swojej twórczości pokazywał, jak obnażony emocjonalnie człowiek jest narażony na rozmaite formy wykorzystywania ze strony instytucji czy innych ludzi.
PAP: Scenografię do spektaklu zrealizował wybitny artysta wizualny, autor instalacji i performer Zbigniew Libera. Jak ona wygląda, jakie rodzi skojarzenia?
Ł. C.: Zbigniew Libera zaprojektował przestrzeń, która stanowi zestawienie i przetworzenie elementów scenograficznych z całej twórczości Bergmana. Tę scenografię można traktować jako plan filmowy lub świat zewnętrzny głównej bohaterki. Karin na planie filmowym wędruje przez kolejne przestrzenie filmów Ingmara Bergmana, a tak naprawdę podróżuje przez swoją przeszłość i teraźniejszość.
Z jednej strony ta scenografia jest hiperrealistyczna, a przez to, jak skonstruowany jest scenariusz, staje się metaforą życia Karin. Życiem w soczewce człowieka współczesnego.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
Premiera zamknięta "Twarzą w twarz" na Dużej Scenie w Teatrze Powszechnym w Warszawie odbyła się 19 marca br. Premiera w Teatrze Polskim w Bydgoszczy - 4 września o godz. 19.
Przedstawienie jest koprodukcją Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie i Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy.(PAP)
gj/ skp /