Mariusz Wilczyński wykona na żywo w sobotę wieczorem podczas wrocławskiego festiwalu Nowe Horyzonty autorską animację „Diabeł nie zna granic” do muzyki granej przez lidera wiolonczel w Sinfonii Varsovii Marcela Markowskiego. Taki film nie powtórzy się nigdy więcej – zapowiada w rozmowie z PAP.
Jak podkreślił twórca, choć ma już pewien zamysł i wie, dokąd chce zmierzać, film będzie w dużej mierze improwizowany. "Nie opowiem treści, bo chcę, żeby przyszli państwo dzisiaj do Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu. Mogę powiedzieć tylko tyle, że taki film nie powtórzy się nigdy więcej. Specyfiką filmów animowanych na żywo jest to, że - nawet jeżeli mam przygotowany w miarę podobny program - każdy występ jest inny. On nie jest z playbacku. Dzieje tu i teraz. Żyje. Mogę zdradzić też, że jest to bardzo kameralny film na żywo. Występowałem wielokrotnie z dużymi zespołami typu Voo Voo, Fisz Emade i z Tomaszem Stańką. Od pewnego czasu występuję głównie z orkiestrami symfonicznymi" – powiedział.
Pytany o początki zainteresowania performansem, Wilczyński przypomniał, że jest samoukiem, który nie miał mentorów wśród twórców animacji. "Moimi mentorami byli raczej muzycy. Zawsze byłem z nimi blisko. Szczególną postacią był Tadeusz Nalepa, którego poznałem jak miałem kilkanaście lat. Poznałem go, bo kochałem jego muzykę. Potem on w pewnym sensie był moim mentorem czy nawet – ani on pewnie o tym nie wiedział ani ja - spełniał poniekąd rolę mojego ojca, który odszedł od rodziny jak miałem trzy lata. A jeszcze później Tadeusz był po prostu moim przyjacielem. Raczej to był mój mentor. I Tomek Stańko, z którym zaprzyjaźniłem się, gdy byłem doroślejszy" – wspomniał.
Dodał, że animatorzy najczęściej pracują w samotności, a muzycy regularnie wychodzą na scenę, gdzie muszą zaprezentować publiczności pełnię swoich możliwości. "Albo ludzie kupią bilety albo nie. Albo będą na koncercie albo z niego wyjdą. Poza tym gdy tygodniami mieszkałem u Tadeusza Nalepy imponowało mi, że kiedy przyjeżdżali do niego muzycy - np. Stańko i Kora - to wypijali kieliszek wódki i zaczynali ze sobą grać. To było coś niesamowitego. Muzyka zawsze mi imponowała. Chciałbym być muzykiem, ale niestety... Stąd zrodziła się chęć konfrontacji z widzem. Nie sztuką jest być twórcą awangardowym i mówić: +mnie nie interesuje czy ludziom się to podoba czy nie; jeżeli mnie nie rozumieją to znaczy, że są głupi, bo jestem ponadto+. Artysta musi wyjść do publiczności" – zwrócił uwagę twórca.
To właśnie Stańko ostatecznie przekonał Wilczyńskiego do tworzenia animacji na żywo. "Miałem pokaz pt. +Podwójnie+ w Kościele Ojców Jezuitów w Sandomierzu. Polegało to na tym, że najpierw były puszczone moje krótkie animacje z oryginalną muzyką, a potem były puszczone drugi raz i Tomasz Stańko z Michałem Urbaniakiem improwizowali do tego. Ja cały czas powtarzałem, że mam tremę. Pamiętam jak Tomek powiedział wtedy: +dlaczego masz tremę? Wyjdź na scenę i rysuj, a ja ci pogram i zobaczymy czy wtedy to jest coś warte+. Pomyślałem, że on ma rację. Prawdziwa weryfikacja jest wtedy, kiedy robię performans. Wychodzę na scenę i muszę udowodnić, że to, co robię ma wartość" – stwierdził reżyser.
Podczas festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu można obejrzeć również m.in. nagrodzoną Złotymi Lwami i czterema Orłami animację Wilczyńskiego "Zabij to i wyjedź z tego miasta", czyli przejmującą opowieść o przemijaniu, w której twórca wspomina swoich rodziców i Tadeusza Nalepę. Obecnie w Zachęcie przygotowywana jest wystawa pod tym samym tytułem. Premierę zaplanowano na luty 2022 r. "Spełniło się coś niewyobrażalnego. Mój film przekroczył granice zwykłego filmu i stał się właściwie zjawiskiem kulturowym. Młodzi ludzie podchodzą do mnie i mówią, że pokazuję im świat, który intuicyjnie wyczuwają, ale już go nie znają. Na nowo interesują się Nalepą, słuchają Breakoutów. Cieszę się nie tylko ze względu na siebie, ale też na tych wielkich artystów. A już największym zaskoczeniem były wyniki badania zamówionego przez PISF, aby sprawdzić, do kogo dociera mój film. Nagle okazało się, że główną grupą są młodzi ludzie między 20. a 30. rokiem życia. Ponad 60 proc. tej grupy stanowią kobiety" – stwierdził reżyser.
Od momentu światowej premiery "Zabij to...", która odbyła się w 2020 r. na festiwalu w Berlinie, Wilczyński otrzymuje od widzów wiele wzruszających listów i e-maili. "Szczególnie zapadł mi w pamięć list od Niemki z Berlina, która napisała, że – choć od 10 lat nie kontaktowała się z ojcem - po obejrzeniu +Zabij to...+ pojechała do niego, wzięła go z hospicjum i trzy ostatnie miesiące jego życia spędziła przy nim. To poruszające. Nie sądziłem, że sztuka może w ten sposób oddziaływać. Początkowo, po światowej premierze, spływały do mnie głosy starszych osób. Ale po tym, jak film miał premierę w Polsce, zacząłem otrzymywać wiadomośći od młodych ludzi, którzy pisali, że dzięki mojemu filmowi zaczęli opiekować się swoimi dziadkami. Jak o tym pomyślę to mam dreszcze – tak bardzo jest to wzruszające. Nawet jeśli nie odkupiłem swoich drobnych przewinień wobec mamy i taty – tego, że nie miałem dla nich wystarczająco dużo czasu – to fakt, że mój film sprawia, że inni są lepsi dla swoich rodziców i dziadków, jest dla mnie wspaniałą nagrodą" – podsumował.
Mariusz Wilczyński jest twórcą animacji, scenarzystą, malarzem, scenografem, performerem i pedagogiem. Ukończył Wydział Malarstwa i Grafiki łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie uczył się w pracowni malarstwa prof. Stanisława Fijałkowskiego i pracowni drzeworytu prof. Andrzeja Mariana Bartczaka. Jego filmy były pokazywane na retrospektywach m.in. w Museum of Modern Art w Nowym Jorku, National Museum w Brazylii, Anthology Film Archives w Nowym Jorku i Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski. Na swoim koncie ma wiele nagród i wyróżnień, w tym nagrodę "Złoty Hugo" za film "Niestety.", zdobytą podczas festiwalu w Chicago i Srebrny Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". W 2007 r. "The New York Times" określił go mianem "jednego z najważniejszych współczesnych twórców animacji artystycznej".
21. festiwal Nowe Horyzonty potrwa do 22 sierpnia we Wrocławiu i do 29 sierpnia online. W programie imprezy znalazło się ponad 230 filmów z całego świata, wśród nich "Titane" Julie Ducournau, "Vortex" Gaspara Noe, "Bohater" Asghara Farhadiego, "Wyspa Bergmana" Mii Hansen-Love i "Bo we mnie jest seks" Katarzyny Klimkiewicz. Szczegółowy program imprezy jest dostępny pod adresem: https://www.nowehoryzonty.pl/.
Z Wrocławia Daria Porycka (PAP)
dap/