Czekałem na takie role przez wiele lat, a wszystkie drogi, którymi szedłem i wszystkie role, które zagrałem były moimi świadomymi wyborami - mówi w wywiadzie dla PAP Maciej Stuhr. Dwa filmy z udziałem aktora pokazywane są na 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym.
PAP: - Na odbywającym się właśnie 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym, w ramach pokazów specjalnych, wyświetlane jest "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego. Zagrał pan główną rolę w tym thrillerze. Obraz nawiązuje do pogromu Żydów w Jedwabnem z 1941 roku...
Maciej Stuhr: - Ten tekst wstrząsnął mną bardzo. Uważam go za jeden z najlepszych scenariuszy, które czytałem w życiu. Poza tym ranga wydarzenia jest naprawdę duża. Scenariusz "Pokłosia" poznałem wiele lat temu, gdy grałem w serialu "Glina" w reżyserii Władysława Pasikowskiego. Wtedy Władek dał mi do przeczytania scenariusz, jednak nie proponując roli, ponieważ byłem na to za młody.
Chciałem wziąć udział w tym filmie nie tylko z punktu widzenia roli do zagrania, która była dla mnie wielkim wyzwaniem, ale przede wszystkim z osobistych pobudek. Uważałem, że należy zmierzyć się z historią i pokazać, że w naszych dziejach zdarzały się epizody, w których nie zawsze zachowywaliśmy się godnie. Nie chodzi tu o oskarżanie, tylko o prawdę.
Kolejny powód, to ekipa. Przy "Pokłosiu" pracowali wspaniali filmowi artyści m.in. Allan Starski, Paweł Edelman, Ireneusz Czop, Zbigniew Zamachowski. Każda minuta na planie była przyjemnością mimo naprawdę ciężkiej pracy.
Maciej Stuhr: "Moje czekanie okupione było ciężką pracą, bez której najprawdopodobniej nie zostałbym zaproszony ani do +Obławy+ ani do +Pokłosia+. Ta jesień jest moim aktorskim spełnieniem. Właśnie takie filmy chciałbym robić w życiu".
PAP: - To właśnie grany przez pana Józef Kalina przyczynia się do odkrycia tajemnicy sprzed kilkudziesięciu lat. Co było najtrudniejszym zadaniem w tworzeniu tej roli?
M.S.: - Włożyłem sporo pracy w tę postać. Józef Kalina jest prostym człowiekiem, który całe życie uprawia rolę i dba o gospodarstwo. Zależało mi na uwiarygodnieniu tej postaci. Mam nadzieję, że się udało. Sam ze sobą przerobiłem ten temat wiele lat temu. Gdy dowiedziałem się o wydarzeniach w Jedwabnem, a później, gdy czytałem scenariusz Władka, towarzyszyły mi ogromne emocje. Na planie pracowałem już w wielkim skupieniu. Ten film jest potrzebny, by rozpocząć dyskusję na ważny temat.
PAP: - Oprócz "Pokłosia", które wejdzie na ekrany kin 9 listopada, widzowie mogą oglądać pana w "Obławie" Marcina Krzyształowicza. W tym drugim, wojennym filmie zagrał pan polskiego zdrajcę. Do tej pory widzowie znali pana przede wszystkim z komedii. To przełomowy okres w pana karierze?
M.S.: - Moja droga od pierwszych aktorskich kroków po film "Pokłosie", to niemalże lata świetlne. Nie będę ukrywał, że czekałem na takie role przez wiele lat, natomiast wszystkie drogi, którymi szedłem i wszystkie role, które zagrałem, były moimi świadomymi wyborami. Za każdą przyjętą propozycją stało kilkadziesiąt odrzuconych. Moje czekanie okupione było ciężką pracą, bez której najprawdopodobniej nie zostałbym zaproszony ani do "Obławy" ani do "Pokłosia". Ta jesień jest moim aktorskim spełnieniem. Właśnie takie filmy chciałbym robić w życiu.
PAP: - To znaczy, że zrezygnuje pan z lżejszych form?
M.S.: - Bardzo bym chciał grać w filmach poważnych, ale nie mam zamiaru rezygnować z innych projektów. Może właśnie po "Pokłosiu" i "Obławie" powinienem zagrać coś lżejszego.
PAP: - W Konkursie Międzynarodowym na Warszawskim Festiwalu Filmowym pokazywana jest czesko-słowacko-polska produkcja "Konfident". Zagrał pan w tym filmie polskiego oficera Służby Bezpieczeństwa. Jaki jest pana bohater?
M.S.: - Grany przeze mnie oficer jest Polakiem, który interesuje się główną bohaterką w celu zebrania informacji o niej dla Służby Bezpieczeństwa. Mój epizod nie jest więc chwalebny. Zdjęcia odbywały się dość dawno, a mój udział w tym filmie jest raczej symboliczny, ponieważ zagrałem tylko w kilku scenach. Bardzo się cieszę z tej roli, ponieważ jest to moja pierwsza zagraniczna produkcja.
PAP: - Jak trafił pan do tego filmu?
M.S.: - Koproducentem jest Apple Film, którego przedstawicielem jest Dariusz Jabłoński. Zrobiliśmy razem wiele filmów. Poza tym Dariusz jest także pomysłodawcą Polskich Nagród Filmowych Orły, z którymi jestem od lat zawodowo związany. Gdy Słowacy zwrócili się do Dariusza Jabłońskiego z prośbą o koprodukcję oraz zapewnienie polskiego aktora, mogłem liczyć na przeczytanie tego scenariusza, jako pierwszy. Bardzo mu za to dziękuję.
PAP: - Zdjęcia odbywały się w Bratysławie. Jak wspomina pan Słowację?
Maciej Stuhr: "Scenariusz +Pokłosia+ poznałem wiele lat temu (...). Chciałem wziąć udział w tym filmie nie tylko z punktu widzenia roli do zagrania, która była dla mnie wielkim wyzwaniem, ale przede wszystkim z osobistych pobudek. Uważałem, że należy zmierzyć się z historią i pokazać, że w naszych dziejach zdarzały się epizody, w których nie zawsze zachowywaliśmy się godnie. Nie chodzi tu o oskarżanie, tylko o prawdę".
M.S.: - Mam ogromny sentyment nie tylko do Słowaków, ale także do Czechów. To nie był mój pierwszy film, w którym zagrałem razem z aktorami tych narodowości. Wcześniej pracowałem przy filmach "Operacja Dunaj" oraz "Wino truskawkowe". W obsadzie tych produkcji znalazło się wielu Czechów i Słowaków, z którymi zawsze żyłem w dobrej komitywie. Rozumiem już dużo z ich języków, choć z mówieniem jest gorzej. Współpraca z nimi zawsze dobrze mi się układa.
PAP: - Jakie ma pan najbliższe plany zawodowe?
M.S.: - Za chwilę rozpocznę próby do najnowszego spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego, a niebawem do kin trafią także dwa filmy, w których zagrałem małe role, czyli "Wałęsa" Andrzeja Wajdy oraz "Siedem dni" Wojciecha Smarzowskiego. Szykowałem się do wyjazdu na zdjęcia do pewnego filmu, jednak to się nie udało, dlatego mam teraz więcej czasu. Postanowiłem przyjąć propozycję Kuby Wojewódzkiego i stałem się dziennikarzem radiowym. Co jakiś czas pojawiam się z nim na antenie radia Eska Rock i robimy sobie żarty. Chciałem przypomnieć się widzom i słuchaczom, jako człowiek, który ma poczucie humoru i niekoniecznie musi być ono zawsze wyrafinowane.
PAP: - Radio to pana ulubione medium?
M.S.: - Moim ulubionym zajęciem jest na pewno dubbing. Także w studiu i z mikrofonem, ale w towarzystwie bajkowych postaci. To jest coś, co naprawdę kocham. Program z Kubą jest na pewno odreagowaniem. Przy tego typu audycji nie można się ścigać, trzeba się bardzo dobrze rozumieć. Dobry duet jest o wiele trudniejszy niż solowe popisy. W związku z tym, że mamy podobne poczucie humoru i potrafimy ze sobą współpracować, stwierdziłem, że warto przyjąć tę propozycję. Zobaczymy na jak długo starczy nam weny.
Maciej Stuhr - absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Debiutował w "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego w 1988 roku. Potem już w 1997 roku zagrał w "Historiach miłosnych" w reżyserii swojego ojca. Od 2008 roku jest członkiem zespołu Nowego Teatru w Warszawie. Jest laureatem m.in. Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego oraz Wiktora. 19 października do kin wejdzie "Obława" z jego udziałem, a na trwającym właśnie 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym wyświetlany jest "Konfident" oraz "Pokłosie", w którym Stuhr zagrał główną rolę.
Polska Agencja Prasowa objęła patronatem medialnym tegoroczną edycję festiwalu.
Rozmawiała Dominika Gwit(PAP)
dog/ ls/ mow/