Mariusz Kwiecień zaśpiewa 31 grudnia w premierze „Poławiaczy pereł” Georgesa Bizeta. Nowojorska Met prezentowała tę operę przed 100 laty z legendarnym włoskim tenorem Enrico Caruso. Transmisję HD nowej inscenizacji będzie można zobaczyć w Polsce 16 stycznia.
Metropolitan Opera opisuje "Poławiaczy pereł” („Les Pecheurs de Perles”) jako wspaniały utwór o pożądaniu i tęsknocie, dramatyczną, ponadczasową opowieść o miłości zdradzie i zemście. Jest to historia pięknej hinduskiej kapłanki, w której zakochani są dwaj poławiacze pereł.
“Georges Bizet napisał cudowną muzykę, która dominuje. Piękne są też chóry. (…) Myślę, że najlepszy jest duet Zarugi z Leilą (sopran Diana Damrau), w którym wyznaje ona miłość do innego mężczyzny, Nadira, (tenor - Matthew Polenzani). Kiedy kapłanka mówi o tym Zarudze, posyła on ją na śmierć” – wyjaśnił polski baryton w rozmowie z PAP.
Kwiecień komplementował swoich partnerów w spektaklu „Poszukiwaczy pereł”, do których Bizet skomponował muzykę przed ukończeniem 25. roku życia. Nazwał śpiewaków znakomitymi interpretatorami muzyki francuskiej.
„Matthew Polenzani ma głos wymarzony do roli Nadira. Piękny, liryczny, delikatny, słoneczny, niesamowicie wdzięczny do słuchania. Jest niezwykle utalentowany. Także Diana Damrau śpiewa z nerwem scenicznym, pięknym głosem. Obecnie dojrzał on, nabrał koloru, wagi, piękna i bogactwa” – ocenił śpiewak.
Według Polaka sam tekst Eugene Cormona i Michela Carre nie należy do specjalnie wyszukanych. Libretto nazwał dość skromnym, z wieloma scenami statycznymi. Postać Zarugi nie dorównuje też takim jak Don Giovanni, Oniegin, bądź Król Roger, którzy wymagają od śpiewaka-aktora skomplikowanych przemyśleń i poszukiwań głębi.
Jak wskazał polski baryton, niedostatki libretta nowojorski spektakl znakomicie rekompensuje, niezależnie od wspaniałej muzyki, intrygującą inscenizacją. Przenosi akcję oryginalnie rozgrywającą się w starożytnym Cejlonie w dzisiejsze czasy na Daleki Wschód z miastem zbudowanym na wodzie, łodzią motorową, czy wielkimi banerami reklamującymi kosmetyki.
„To czym możemy zwyciężyć, to realizacja z użyciem wideo, nowoczesnych środków wyrazu, oświetleniem, wspaniałym baletem. Pierwsza scena ma miejsce w głębinie morza z potężnymi falami wyczarowanymi z jedwabiu. Tancerze nie będąc pod wodą opanowali świetnie sztukę pływania pięknymi ruchami. Jest to wszystko wizualnie przepiękne” – zapewnił Kwiecień.
Orkiestrą Metropolitan Opera dyryguje Gianandrea Noseda. Reżyserem nowojorskiej inscenizacji jest Penny Woolcock.
Transmisję HD „Poławiaczy pereł ”, którzy mieli prapremierę w paryskim Teatr Lyrique w roku 1863, w nowojorskiej inscenizacji będzie można zobaczyć w Polsce 16 stycznia.
Krakowski baryton obecny na scenie Metropolitan Opera już od 17 lat przyznał, że w odróżnieniu od niektórych innych śpiewaków należy do zwolenników współczesnych interpretacji powstałych nieraz przed wiekami oper. Nie jest także przeciwny transmisjom HD. Uzasadnił to kilkoma przyczynami.
Jak podkreślił dla niego opera to oczywiście przede wszystkim śpiew. Sądzi jednak, że teraz nie ma już takich genialnych artystów jak Maria Callas, Joan Sutherland, Caruso, czy Franco Corelli. Co więcej, zwrócił uwagę, że Callas śpiewała niegdyś tylko 15, czy 20 spektakli w roku, a przygotowania każdej produkcji trwały trzy, cztery miesiące. Było 20 prób na scenie z dyrygentem.
„Co my możemy zrobić w sytuacji, gdy jadę np. do Wiednia i nie mam żadnej próby na scenie, żadnej z dyrygentem i na pewno żadnej z orkiestrą? Dlatego tym większe znaczenie ma ciekawa inscenizacja” – ocenił baryton.
Kwiecień stwierdził jednocześnie, że opera stoi w obecnej dobie w obliczu szczególnie ostrej konkurencji z kinem, teatrem dramatycznym, musicalem, spektakularnymi galami rozrywkowymi, nowoczesnymi nagraniami itp. Dlatego musi się bronić.
„Muzyka popularna, wielkie koncerty nas zjadają. To co tam się dzieje, fakt że dzięki zbliżeniom można oglądać pot na czole wykonawcy, wybuchy ognia, światła, stroboskopy, wszystko to przyciąga ludzi. Posługują się tym inni, dlatego też staramy się z tego korzystać” – tłumaczył.
Kwiecień nie kwestionuje, że lepiej poddać się magii opery na żywo. Nie wszyscy jednak, jak przypomniał, mogą tego doświadczyć. Zarówno ze względu na duże nieraz oddalenie od wielkich ośrodków kulturalnych, jak też ceny biletów. Dlatego pozytywnie ocenia próby wychodzenia do szerokiej publiczności za pośrednictwem transmisji HD.
Polak występował już, jak oszacował, na nowojorskiej prestiżowej scenie ponad 200 razy. Znają go koneserzy opery londyńskiej Covent Garden, mediolańskiej La Scali i wielu innych prestiżowych oper. Pytany o to, co jest jego największym atutem odparł bez wahania, że fakt, iż nie lęka się wyzwań.
„Oprócz śpiewania uwielbiam potężne wyzwania aktorskie. Potrafię się zatracić, nie boję się tańczyć, być brzydkim na scenie. Nie boję się też wariactw. Pamiętam w Amsterdamie zlatywałem z ramp na spadochronie. Zjeżdżałem też na linie, wspinałem się po stole, który się zapadał pod ziemię” – wyliczał śpiewak.
Jak uzupełnił, im bardziej coś skomplikowane, tym bardziej go pociąga. Ponieważ zaś zawsze gwarantuje, jak zaręczył artysta, że pracując zrobi to, co tylko w jego mocy, opery chętnie go angażują. Ma już podpisane kontrakty do 2020 roku.
Polski baryton będzie śpiewał w Nowym Jorku w „Poławiaczach pereł” do 4 lutego. Jego najbliższe artystyczne plany w Metropolitan Opera obejmują „Roberto Devereux” Gaetano Dionizettiego. Przygotowuje się do „Williama Tella” Gioacchino Rossiniego.
W San Francisco Polak wystąpi jako „Don Carlos” w operze Giuseppe Verdiego. Kolejne przewidziane projekty to „Makbet” i „Simon Boccanegra” tego samego kompozytora.
W roku 2016, w „Królu Rogerze” Karola Szymanowskiego, Kwietnia usłyszą miłośnicy opery w rodzinnym Krakowie. Weźmie udział w koncercie z okazji wybrania Wrocławia Europejską Stolicą Kultury.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ agz/