Od czwartku w paryskim muzeum Marmottan oglądać można obrazy i rzeźby z kolekcji wielkiego impresjonisty Claude’a Moneta. Wystawa jest rzadką okazją, by wspaniałe obrazy, gromadzone przez dziesiątki lat obejrzeć w jednym miejscu, niemal jak za życia Mistrza.
„Dziwi pana, że u mnie widzi się tylko moje własne obrazy i japońskie grafiki? A przecież mam również swoją kolekcję. Tylko że jestem egoistą. Mój zbiór jest tylko dla mnie… i dla kilku przyjaciół” – cytował w r. 1924 Claude’a Moneta, zapomniany dziś laureat Goncourtów, Marc Elder.
Te zdania z książki U Moneta w Giverny są jednym z rzadkich śladów kolekcjonerskiej pasji jednego z najbardziej znanych francuskich mistrzów sztuki nowoczesnej. To Monet, tytułem swego obrazu „Słońce Wschodzące, Impresja”, spowodował, że reprezentowany przez niego prąd w malarstwie nazwano impresjonizmem.
Kolekcjonerska pasja Moneta była okryta mgiełką tajemniczości, ale tajemnicą nie była. Jego zbiór uległ zapomnieniu przede wszystkim dlatego, że po śmierci malarza w 1926 r., jego syn Michel natychmiast wyprzedawać zaczął zebrane przez ojca arcydzieła. Rozpoczął od tych wtedy najdroższych - Corota, Renoira i Cezanne’a. Zostawił – szczęśliwie – te mniej warte, a wśród nich, bezcenne dziś les Nympheas (nenufary) swego ojca.
W czerwcu 1940 r., na skutek niemieckich bombardowań miasta Andelys, spaliły się archiwa notarialne, a wśród nich inwentarz dóbr pozostawionych przez Claude’a Moneta wraz ze spisem wszystkich obrazów.
Przygotowując wystawę jej komisarze - Marianne Mathieu i Dominique Lobstein – po to by odnaleźć ślady wędrówek dzieł zakupionych niegdyś przez Moneta, musieli do swych specjalizacji z dziedziny sztuki i jej historii, dodać zacięcie detektywistyczne. Wysiłek okazał się owocny.
Początek tej kolekcji powstał z przypadku. Monet opowiadał Marcowi Elderowi: „Niech pan spojrzy na błękity w tym Cezannie, są zachwycające. Co za malarz! I ile mi daje radości. Radości zresztą taniej. Ten obraz kosztował mnie 50 franków. Ale to było dawno. Czterdzieści lat temu pewien handlarz farb kupował obrazy. Od Sisleya, Pissarra i ode mnie. Zaproponowałem mu kiedyś płótno. Umówiliśmy się na 100 franków, ale nie miał tylu. Zaoferował mi 50 franków i tego małego Cezanne’a. Zgodziłem się”.
Zbiór rósł najpierw dzięki prezentom zaprzyjaźnionych malarzy. Monet był wierny w przyjaźni i gdy stał się zamożny, a później bogaty, chętnie pomagał przyjaciołom w potrzebie. Jedno z najlepszych płócien Pissarra „Chłopki z Tyczkami”, najpierw było gwarancją wysokiej pożyczki, jakiej udzielił przyjacielowi na kupno domu. Gdy pożyczka – bezprocentowa – została spłacona, Pissarro w dowód wdzięczności podarował Monetowi ten obraz.
Od lat 90. XIX wieku Monet systematycznie, nie szczędząc grosza, kupował obrazy na wyprzedażach i u właścicieli galerii. Nabył wspaniałe dzieła Cezanne’a i słynne obecnie oleje Renoira, jak choćby „Jeune fille au bain” (dziewczyna w kąpieli), dziś w nowojorskim MoMA.
Wśród dzieł sztuki, należących niegdyś do Moneta, na wystawie pokazano, między innymi, obrazy Delacroix, Boudina, Berthe Morisot, Gustave’a Caillebotte’a i rzeźby Auguste’a Rodina.
Obecnie w większości rozrzucone są one po świecie: od Moskwy, przez Sao Paulo, do Sydney. Choć nowoczesne malarstwo narodziło się we Francji i tu rozwijało, Francuzi nie bardzo dbali o zachowanie powstających u nich arcydzieł.
Gdy Monet namalował słynny cykl przedstawiający Katedrę w Rouen, Clemenceau wezwał do narodowej subskrypcji, aby obrazy pozostały w ojczyźnie. Na próżno. Z dwudziestu płócien tylko trzy są we Francji, inne wywędrowały za granicę.
Wystawa w paryskim muzeum Marmottan jest rzadką okazją, by wspaniałe obrazy, gromadzone przez dziesiątki lat przez Claude’a Moneta, obejrzeć w jednym miejscu, niemal tak, jak za życia Mistrza.
Autor: Ludwik Lewin
Edytor: Paweł Tomczyk(PAP)