30 kwietnia na całym świecie obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Jazzu. "Jazz wymaga uwagi i skupienia. Ale nie potrzeba wykształcenia muzycznego, by mieć z nim dobry kontakt" - powiedział PAP Maciej Karłowski, dziennikarz, kurator i szef Fundacji Słuchaj!
Międzynarodowy Dzień Jazzu został ustanowiony w 2012 r. przez UNESCO. Tegoroczną "stolicą" święta jest Waszyngton. Koncerty i spotkania z muzykami odbywać się będą także w Polsce, m.in. w Katowicach i we Wrocławiu. Obchody odbędą się także w Krakowie, gdzie w laboratorium muzycznym Cracow Groove Lab na Zabłociu zaplanowano warsztaty i zajęcia otwarte, a także koncerty. W stołecznym Studio Koncertowym Polskiego Radia wystąpi Mikołaj Trzaska, obchodzący swoje 50. urodziny.
PAP: W ciągu ostatnich lat często słyszy się tezy, że polski jazz "powstaje z kolan" i jest coraz bardziej akceptowany przez szeroką publiczność, muzyczny establishment. Czy takie opinie są uprawnione, czy koloryzują rzeczywistość?
Maciej Karłowski, dziennikarz, kurator Festiwalu Muzyki Improwizowanej Ad Libitum, wydawca, szef Fundacji Słuchaj!: Gdy muzyka jazzowa przedostaje się na salony, ktoś dostaje ważną nagrodę, jak to było w przypadku Grammy Włodka Pawlika, ulegamy wrażeniu, że z jazzem jest teraz bardzo dobrze i że wybija się on z "podziemia" do sal filharmonicznych. Mam jednak wrażenie, że im częściej jazz gości na salonach, tym gorzej z nim jest. Puls tej muzyki bije zupełnie w innych miejscach.
PAP: Gdy chce się posłuchać tego, co dzieje się aktualnie w tej muzyce, nie idzie się na festiwal, tylko do klubu?
M. K.: Dzień dzisiejszy, jak i wczorajszy muzyki jazzowej to "podziemie". To muzyka sprzeciwu, a także rzecz niewielkoformatowa, intymna w rozumieniu składu, sal koncertowych. To jest okupione krwią i potem; codziennością, która często okazuje się marna, a z której ta muzyka wyrasta. Może dlatego potrafi być przejmująca.
PAP: Ale i trudna w odbiorze, co bywa często powtarzanym zarzutem.
M. K.: Wszystko jest trudne w odbiorze, gdy nie jest wyretuszowane, przygotowane do skonsumowania dla szerokiego odbiorcy. Tak jak widok żebrzącego człowieka jest czymś głęboko dojmującym i smutnym. Ale ten człowiek istnieje, choćbyśmy zamykali na niego oczy. Teoretycznie jazz powinien oddawać rzeczywistość wykonawcy. Tam jest na to przestrzeń; to miejsce do całkowitego wyrażenia się, niezależnie od estetyki.
Tak już jednak dawno nie jest; jazz od dawna jest już zinstytucjonalizowaną formą wyrażania; opowiadali o tym Wynton Marsalis i jego brat Branford, między wieloma innymi, a także cała masa polskich muzyków. Odkąd przestał się rodzić na deskach klubów i zaczęto go nauczać na muzycznych uniwersytetach, stał się muzyką skodyfikowaną.
Fajne rzeczy dzieją się wtedy, gdy znając te kody, muzycy starają się je połamać. Przykładami takiego myślenia o jazzie są płyty "Night Talks" Ksawerego Wójcińskiego i Wojciecha Jachny czy "Myriad Duo" Rafała Mazura i Dominika Strycharskiego czy "Spontaneous Chamber Music" Patryka Zakrockiego, Marcina Olaka i Mikołaja Wieleckiego. Odchodzą one od estetyki jazzowej, rozumianej po akademicku. Żebym mógł wydać taką płytę, musi mi się spodobać.
PAP: To główny klucz, według którego Fundacja Słuchaj! wybiera swoich artystów?
M. K.: Zdecydowanie. Stylistyka ma tu drugoplanowe znaczenie, jeśli w ogóle jakiekolwiek. Większość słuchaczy - zwłaszcza tych, którzy twierdzą, że muzyka improwizowana jest trudna i nieprzyjazna - nigdy nie dała sobie czasu, żeby pobyć w jej otoczeniu. W pierwszym odruchu ta muzyka rzeczywiście potrafi odstraszyć: jest nieco dziwna pod względem instrumentalnym, nie ma jasnego podziału utwory, nie ma zwrotek i refrenów, nikt nie śpiewa piosenki. Często jest tylko jeden motyw, wokół którego rozwijane jest napięcie i "konwersacja" muzyków, czasami utwory zaczynają i kończą się w całkowitej ciszy, nie mają formy do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni.
Ale wystarczy dać jej - i sobie - trochę czasu i okazuje się, że wcale nie jest problemem, by się w nią zagłębić. Wymaga to jednak uwagi i skupienia. Ale nie potrzeba wykształcenia muzycznego, by mieć z nim dobry kontakt. Nie wszystkie wielkie dzieła działają szybko. Przy okazji Międzynarodowego Dnia Jazzu okazuje się nagle, że wszyscy świętują dzień jazzu. W zamyśle to rodzaj fety jazzowej, kulminacja.
PAP: Kulminacja czego?
M. K.: Właśnie nie wiadomo. To święto zostało wymyślone przez ludzi, poruszających się na salonach politycznych. Muzyka jazzowa przeżywa swoje ważne momenty w ciągu każdego roku. I to nie w Paryżu czy Waszyngtonie, gdzie obchodzi się Międzynarodowy Dzień Jazzu, ale właśnie w klubach, piwnicach. Niespełnione zostało podstawowe kryterium tego święta: miało ono przypomnieć, że wpływ jazzu na muzykę jest doniosły i nie powinniśmy o tym zapominać. Że warto byłoby poświęcić trochę uwagi tej muzyce. Wybierzmy się na jazzowy koncert - ale nie do filharmonii, tylko do klubu. Tam dowiemy się czym ta muzyka może być, a także czym być nie powinna.
Piotr Jagielski (PAP)
pj/ agz/