Jeanne du Barry była wyjątkową kobietą, która dokonała awansu klasowego, a później wszystko straciła. "Kochanica króla" to baśń wywrócona do góry nogami – powiedziała Maiwenn. Jej film o życiu faworyty króla Ludwika XV, w którym zagrała z Johnnym Deppem, w piątek wchodzi do polskich kin.
Główną bohaterkę poznajemy jako nastoletnią Jeanne Vaubernier – córkę kucharki i mnicha, wychowywaną przez matkę, dziewczynę, której uroda stanowi natchnienie dla malarzy, a ambicje wykraczają daleko poza pozowanie. Wchodząca w dorosłość Jeanne pragnie awansu społecznego, wolności, samostanowienia o własnym ciele. Jej świadomość kształtuje literatura libertyńska i relacje z coraz zamożniejszymi mężczyznami. Gdy nawiązuje romans z Jeanem du Barry, ten czyni z niej kurtyzanę i inkasuje coraz większe sumy za zapoznawanie jej z innymi szlachcicami. W końcu kobieta otrzymuje zaproszenie od króla Ludwika XV. Monarcha nie może oprzeć się jej urokowi. Spędza z nią coraz więcej czasu, rozpieszcza kolejnymi prezentami. Aby zostać królewską metresą, Jeanne poślubia du Barry’ego. Tymczasem jej obecność na dworze w Wersalu zaczyna budzić coraz większy opór i niechęć ze strony Marii Antoniny Austriaczki oraz córek króla.
W roli Jeanne du Barry wystąpiła Maiwenn, która nie ukrywa, że zakochała się w tej bohaterce "od pierwszego wejrzenia". A miało to miejsce podczas seansu "Marii Antoniny" Sofii Coppoli, gdzie postać Jeanne wykreowała Asia Argento. Później, wiedziona ciekawością, reżyserka zaczęła szukać materiałów źródłowych dotyczących królewskiego dworu. To, co w nich wyczytała, kompletnie nie pokrywało się z tym, co zobaczyła na ekranie. W kinie Jeanne wydawała się osobą skandalizującą i złośliwą. Z literatury zaś wyłaniał się portret "dystyngowanej, eleganckiej, uprzejmej, altruistycznej" osoby. "Nigdy nie przeczytałam niczego, co wskazywałoby, że była prowokacyjna, ale to najkrótsza droga, żeby sportretować kurtyzanę na ekranie. Tak jakby wolność mogła być reprezentowana jedynie przez prowokacyjny styl bycia czy wulgarność. Może nadszedł czas, żeby temu zaprzeczyć tej idei" – uznała, cytowana przez Screen International reżyserka. W rozmowie z Le Figaro twórczyni dodała, że opowieść o du Barry to "baśń wywrócona do góry nogami". "Była wyjątkową kobietą, która dokonała awansu klasowego, a później wszystko straciła" – podsumowała.
Pisanie scenariusza zajęło Maiwenn trzy lata, ale zanim przystąpiła do pracy, obejrzała mnóstwo filmów osadzonych w XVIII wieku. Nie spodobały jej się zwłaszcza przydługie, archaiczne dialogi. Postanowiła, że jej obraz będzie bardziej uniwersalny – nawet jeśli miałaby zostać za to skrytykowana przez purystów. Nie obawiała się też eksperymentów kostiumowych, zaproponowanych przez kostiumografa Jurgena Doeringa. Stroje bohaterów nie miały być wierną kopią tego, co noszono na dworze Ludwika XV. Miały zapierać dech w piersiach. I tu także dopięła swego - nawiązała współpracę z domem mody Chanel, który wypożyczył jej archiwalną biżuterię oraz kreacje haute couture z lat 80. i 90. projektu Karla Lagerfelda, który inspirował się epoką Oświecenia. "Wszystko, czego dowiedziałam się o Jeanne, przefiltrowałam przez własną wyobraźnię. Sądzę, że spotkanie z Ludwikiem XV było szczytowym momentem w jej życiu, a zarazem wydarzeniem, które doprowadziło do jej upadku. Tym, co najbardziej lubię w filmach – niezależnie od epoki, jaką ukazują – są relacje międzyludzkie. Można stwierdzić, że mój film opowiada o Jeanne du Barry, ale wiele mówi też o ówczesnych więziach" – zwróciła uwagę w wywiadzie dla Vogue France.
Początkowo Maiwenn chciała, by na ekranie partnerował jej francuski aktor, jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała jej plany. Artyści, których widziałaby w tej roli, byli w tym czasie na planach innych produkcji. Wymyśliła więc, że Ludwika XV zagra Johnny Depp. W końcu Francja to jego drugi dom i uwielbia on tamtejszą kinematografię, sztukę, muzykę. Kiedy Johnny i Maiwenn spotkali się w Londynie, okazało się, że nadają na podobnych falach. Depp przyjął propozycję, a reżyserka była dumna z tej współpracy i nie zwracała na uwagi tych, którzy uważali, że reputację aktora poważnie nadszarpnął proces sądowy przeciwko jego byłej żonie Amber Heard. "Rozmawialiśmy zanim jeszcze ruszył proces. A kiedy już się rozpoczął, nie śledziłam go. Powiedziałam sobie: nie było mnie tam. Nie mogę osądzać jego ani jej. Nawet teraz, kiedy o tym wspominam, czuję się jakbym sama na siebie skierowała ogień. Ale musiałam chronić moje zawodowe marzenie o pracy z nim. Może dla niektórych osób zabrzmi to szokująco, jednak naprawdę liczyło się dla mnie, aby nie pełnić roli prokuratora. Niestety, dzisiaj w mediach społecznościowych każdy staje się oskarżycielem w dowolnej sprawie, która dzieje się na świecie" – zaznaczyła w rozmowie z "The Times".
Światowa premiera obrazu odbyła się w maju br. podczas festiwalu w Cannes. Zaprezentowana poza konkursem "Kochanica króla" oficjalnie zainaugurowała wydarzenie. Wybór okazał się kontrowersyjny dla części środowiska. Zaledwie kilka tygodni wcześniej media obiegła informacja, że redaktor naczelny "Mediapart" Edwy Plenel oskarżył Maiwenn o napaść. Według dziennikarza, reżyserka podeszła do niego w restauracji, złapała go za włosy i napluła mu w twarz, po czym bez słowa wyszła. Francuska prasa sugerowała, że zachowanie Maiwenn było odpowiedzią na publikacje "Mediapart" dotyczące jej byłego męża Luca Bessona, z którym ma córkę. Besson został oskarżony o gwałt na aktorce. W czerwcu francuski odpowiednik Sądu Najwyższego oczyścił reżysera z zarzutów, co ostatecznie zakończyło batalię sądową. Wcześniej, w maju podczas festiwalowej konferencji prasowej reżyserka zapewniła, że nie śledzi tego, co pojawia się w mediach na jej temat. "Nie wiem, co mówią ludzie. Ważne, że udało nam się zakończyć produkcję. Być może powiedziano o moim filmie coś negatywnego. Być może w publikacjach pojawiły się jakieś śmieci. Czasami tak bywa w Cannes. To nie jest mój pierwszy festiwal i wiem, jak to funkcjonuje. Wczoraj film trafił do francuskich kin. Świetnie sobie radzi. To wielki sukces i jestem naprawdę szczęśliwa" – skomentowała.
Depp ocenił, że Maiwenn i on znaleźli się "w tym samym czasie w niewłaściwym miejscu". Zwrócił też uwagę, że "żyjemy w bardzo dziwnych, zabawnych czasach, w których każdy chciałby być sobą, ale nie może, ponieważ musi podążać tą samą drogą, co osoba stojąca przed nim". "Czy czułem się bojkotowany przez Hollywood? Oczywiście, kiedy jesteś proszony o rezygnację z filmu, który robisz, z powodu czegoś, co jest wyłącznie zbiorem samogłosek i spółgłosek unoszących się w powietrzu... Czy teraz czuję się bojkotowany? Nie, wcale nie. Nie czuję się bojkotowany, ponieważ nie myślę o Hollywood. Nie mam takiej potrzeby" – powiedział.
Od piątku "Kochanicę króla" można oglądać w polskich kinach. W obsadzie znaleźli się również m.in. Benjamin Lavernhe, Melvil Poupaud, Marianne Basler i Pierre Richard. Dystrybutorem obrazu jest Gutek Film. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ aszw/