Każda z sal wystawienniczych próbuje trochę z innej perspektywy przedstawić „Wesele” Wyspiańskiego, dać szansę spojrzenia na niego przez pryzmat kolejnych krakowskich przedstawień. Ale nadrzędny jej kontekst wynika z różnorodności inscenizacji teatralnych, które przez lata w Krakowie przygotowywano – mówi Julia Lizurek, która razem z Kariną Janik przygotowała w Domu pod Krzyżem - Muzeum Krakowa wystawę zatytułowaną „W chocholim tańcu”. Można ją oglądać do 12.12.2021 r.
MHP: W jakim kontekście zostało pokazane na tej wystawie „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego?
Julia Lizurek: Jest ono pokazane w kilku kontekstach. Każda z sal próbuje trochę z innej perspektywy przedstawić ów dramat, dać szansę spojrzenia na niego przez pryzmat kolejnych krakowskich przedstawień. Ale nadrzędny jej kontekst wynika z różnorodności inscenizacji teatralnych, które przez lata w Krakowie przygotowywano.
MHP: Widzę, że ekspozycja nie zaczyna się od pierwszej inscenizacji „Wesela” z 1901 roku, której autorem w Teatrze im. J. Słowackiego był sam Wyspiański. Dlaczego?
Julia Lizurek: Ponieważ chciałyśmy zacząć nieco przewrotnie od zaprezentowania realizmu, jaki zdominował przez lata inscenizacje „Wesela”. Pokazujemy, jak realistyczne myślenie o Bronowicach, o chłopach, o inteligentach zakorzeniło się w głowie nie tylko twórców z lat 40. czy 60., ale też całkiem współczesnych reżyserów.
Przykładem tego są kostiumy pochodzące ze spektaklu granego na scenie z Teatru Krakowskiego Sceny STU, którego premiera miała miejsce w 2013 roku.
MHP: Można to potraktować jako taki wstęp do wystawy?
Julia Lizurek: Zgadza się, tym bardziej, że pierwsze wystawienie „Wesela” eksponujemy zaraz w sali obok. Z tym, że nie traktujemy go w oczywisty sposób. Zderzamy je z ostatnią realizacją dramatu, jaka miała miejsce w Narodowym Starym Teatrze w 2017 r. Zastanowiło nas, co się stało, że to pierwsze, jak i ostatnie do tej pory przedstawienie, wywołało takie zamieszanie wśród ludzi. Byłyśmy ciekawe, jak otaczająca nas rzeczywistość mocno na odczytanie tych spektakli wpłynęła.
MHP: Na wystawie rzuca się w oczy instalacja przedstawiającą chochoły. Jak ją interpretować?
Julia Lizurek: Ta instalacja, autorstwa młodej artystki, Dominiki Olszowy, powstała w czasie pandemii. Można ją interpretować w kontekście niepewności, jaka nas wtedy otoczyła. Te chochoły są całe powyginane, co ja osobiście tłumaczę sobie wiatrem zmian, który nas wykrzywił na wszystkie strony. Ta rzeźba może pokazywać wieloznaczność symboli, które tkwią w chochole.
Choć często, co też prezentuje nasza wystawa, artyści powtarzali pewne klisze wizualne związane z symbolami występującymi w „Weselu”. Widać to w inscenizacji Tadeusza Białkowskiego z 1946 r. i Bronisława Dąbrowskiego z 1956 r., a także w dużo późniejszej realizacji Andrzeja Wajdy. We wszystkich tych przedstawieniach taniec chochoła jest takim bezruchem, uśpieniem, letargiem.
Symbolizuje on tu bezsilność, to że kręcimy się w kółko i nic się nie dzieje.
MHP: Na wystawie można zobaczyć zdjęcie Andrzeja Wajdy siedzącego pod drzewem i przyglądającego się chocholej instalacji.
Julia Lizurek: Andrzej Wajda przyglądał się polskiej historii i próbował opowiedzieć ją, między innymi, przy pomocy „Wesela”. Wykorzystywał do tego Stańczyka, który był też taką kliszą wizualną zaczerpniętą z obrazu Jana Matejki. Postać takiego błaznującego, oderwanego od rzeczywistości, a równocześnie głęboko ją czującego Stańczyka pojawiła się w całej jego twórczości. Widać to na odnoszących się do niej zdjęciach z filmów i przedstawień reżysera.
MHP: Inscenizacje „Wesela” miewały też kontekst polityczny. Zderzymy się z nim na wystawie?
Julia Lizurek: Tak, prezentujemy tu trzy spektakle, których reżyserzy próbowali przeczytać tekst w bardzo doraźnym kontekście. Były to bardzo osobiste wypowiedzi twórców na temat otaczającego ich świata. Zrobiła to na przykład Lidia Zamkow, która akcję swojego „Wesela” umieściła jeszcze w bronowickiej chacie. Aktorów ubrała w tradycyjne kostiumy, ale spektakl wyraźnie nawiązywał do marcowych wydarzeń z 1968 roku. Pokazał, jak relacje chłopstwa i inteligencji cechowała wzajemna niechęć i pogarda. Recenzentów oburzyło, że zrezygnowała z postaci widmowych, potraktowała je jako część rzeczywistości psychicznej bohaterów. Im się coś jawiło, jakieś ich własne lęki, pragnienia. Dziś wydaje się nam to oczywiste, ale wtedy takie podejście do tekstu oczywiste nie było.
MHP: Chyba w jeszcze bardziej nieoczywisty sposób podszedł do „Wesela” Jerzy Grzegorzewski.
Julia Lizurek: Zdecydowanie. On pokazał „Wesele” uśpione, dając przez to wyraz poczuciu beznadziei i letargu, jaki dotknął społeczeństwo pod koniec lat. 70. Tu nie ma bronowickiej chaty, ale za to są wnętrza instrumentów, na których nie można zagrać. Grzegorzewski operował metaforą i symbolem, ale jednak inaczej niż Wyspiański.
MHP: Po jaką jeszcze inscenizację „Wesela” sięgnęłyście przygotowując ekspozycję?
Julia Lizurek: Po przedstawienie Michała Zadary, które narodziło się w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, kiedy reżyser był jeszcze studentem, a później zostało przeniesione do Teatru Sceny STU.
Michał Zadara opowiadał mi, że długo nie mógł zrozumieć „Wesela”, nie mógł poczuć tematów narodowo-wyzwoleńczych. Inspiracja spłynęła na niego, kiedy zanurzył się w życie knajpiane krakowskiej bohemy. Doszedł do wniosku, że krakowskie knajpy zakonserwowały to życie, które prowadził niegdyś Wyspiański, Rydel, Tetmajer. Jego „Wesele” dzieje się na zapleczu sali weselnej, na korytarzu, obok miejsca, gdzie toczy się zabawa. W Teatrze STU scenografia przedstawiała łazienkę, co wywołało wielkie oburzenie. Wytykano mu, że narodowy dramat pokazuje w ubikacji, że postaci z Wyspiańskiego to zapijaczeni kolesie, którzy gładko przechodzą od rozmowy o polityce do podrywania dziewczyny. Ktoś, kto będzie chciał się przekonać o tym, jak to wyglądało, może zobaczyć spektakl na ekranie, który znajduje się w tej części wystawy.
MHP: Jak pani myśli, kim będzie widz, który zechce to zrobić? Dla kogo przeznaczona jest ta ekspozycja?
Julia Lizurek: Dla ludzi zainteresowanych historią teatru, ale też dla ludzi, którzy chcą odkryć Wyspiańskiego na nowo. No i może przede wszystkim dla tych, którzy chcą zrozumieć, co jest takiego w teatrze, że ma on taką siłę zasiewania wątpliwości, pobudzania do dyskusji, a co za tym idzie przyciągania do siebie widzów.
Rozmawiała: Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP