W polskim prawie potrzebne są zmiany, które pozwolą objąć instytucje polonijne zajmujące się kulturą, finansową opieką państwa. Te placówki są biedne, a ich zbiory mają przecież szczególną wartość dla polskiego dziedzictwa - mówi PAP minister kultury Małgorzata Omilanowska.
Szefowa resortu kultury odwiedziła niedawno ośrodki kultury polskiej w Nowym Jorku, Chicago i Orchard Lake. Jej zdaniem, w Polsce należy zmienić myślenie o instytucjach polonijnych, zajmujących się kulturą. "Polacy ciągle wierzą w mit, jaki w ich świadomości ukształtowały czasy PRL-u i wizja bogatego wujka z Ameryki (...). Przez dziesięciolecia utożsamiali polonię amerykańską z niewiarygodnym bogactwem, nieograniczonymi możliwościami" - oceniła.
Jej zdaniem - w dzisiejszej rzeczywistości - sytuacja ekonomiczna większości polonijnych placówek jest dużo gorsza niż się może wydawać. "Trzeba więc myśleć o tym, by je bardziej wspierać finansowo. One są po prostu biedne, bo żyją z donacji, nie mają stałych źródeł utrzymania. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że grupa osób, która jest gotowa w tych składkach uczestniczyć jest coraz mniejsza, a pokolenie, które widziało w placówkach polonijnych istotną, żywotną instytucję kultury odchodzi, to widać, że sytuacja jest dużo gorsza niż nam się wydaje" - podkreśliła Omilanowska.
Szefowa resortu kultury odwiedziła niedawno ośrodki kultury polskiej w Nowym Jorku, Chicago i Orchard Lake. Jej zdaniem, w Polsce należy zmienić myślenie o instytucjach polonijnych, zajmujących się kulturą. "Polacy ciągle wierzą w mit, jaki w ich świadomości ukształtowały czasy PRL-u i wizja bogatego wujka z Ameryki (...). Przez dziesięciolecia utożsamiali polonię amerykańską z niewiarygodnym bogactwem, nieograniczonymi możliwościami" - oceniła.
Zastrzegła, że instytucje te nie są w jednak w skrajnie dramatycznym położeniu. "Na szczęście wśród Polonii amerykańskiej jest jeszcze wielu Polaków, świadomych znaczenia tych instytucji, którzy starają się je wspierać. My także nauczyliśmy się przez ostatnie lata, że instytucje polonijne wymagają wsparcia z Polski i wypracowaliśmy mechanizmy, które pozwalają na dotowanie pewnych zadań merytorycznych prowadzonych przez te instytucje, przede wszystkim - katalogowania zbiorów, digitalizację i konserwację" - podkreśliła.
Zwróciła uwagę, że ze środków ministerstwa kultury wspierana jest m.in. publikacja katalogów zbiorów instytucji polonijnych i wyjazdy archiwistów do instytucji polonijnych. "Włączyliśmy też instytucje polonijne w programy cyfryzacji, dzięki którym te z każdym rokiem większe zasoby są dostępne dla potrzeb naukowych i kulturalno-naukowych w sieci albo w zasobach archiwalno-bibliotecznych. Dzięki temu zaczynają żyć społecznie. Ale nasze prawo nadal nie pozwala na jakiekolwiek dotacje podmiotowe dla tych instytucji, więc nie możemy utrzymywać zespołów ludzi, którzy tam pracują ani utrzymywać lokali, w których pracują" - zauważyła.
Jej zdaniem, w Polsce trzeba przeprowadzić dyskusję na temat tego, w jaki sposób instytucje polonijne objąć opieką państwa - przynajmniej w części. Do tego, aby państwo mogło im finansowo pomóc - zdaniem Omilanowskiej - potrzeba konkretnych zmian prawnych.
Na dodatkowe wsparcie jej zdaniem zasługują na pewno duże, symboliczne dla Polski miejsca: Muzeum Polskie w Rapperswilu, Biblioteka Polska w Paryżu, Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, Muzeum Polskie w Chicago, Biblioteka Polska w Londynie. "To są placówki budowane przez pokolenia Polaków. Jeżeli mają być ważne dla współczesnej Polonii, młodej generacji, to muszą być tez dla nich w jakiś sposób atrakcyjne" - zauważyła.
Szefowa resortu kultury zwróciła jednocześnie uwagę, że w kulturze amerykańskiej funkcjonuje inne myślenie o sposobie pozyskiwania środków finansowych na kulturę. "System gospodarczy Stanów Zjednoczonych i możliwości budżetu państwa są tak zbalansowane, że kultura w zasadzie opiera się na wsparciu ze środków prywatnych, na donacjach udzielanych przez prywatnych przedsiębiorców. Trudno mówić w ogóle o mecenacie państwa w USA. Natomiast w Polsce jest odwrotnie - mecenat prywatny stanowi drobny ułamek rynku" - podkreśliła.
"Te dwa systemy niestety do siebie nie przystają. Kiedy próbowałam wytłumaczyć ludziom kultury w Ameryce, że mogą pozyskać partnera z Polski - np. instytucję kultury i wspólnie z nią wystąpić o dofinansowanie z programu dotacyjnego, ministra czy samorządu na wydarzenie promujące Polskę za granicą, to okazało się, że dla nich jest to mur nie do przeskoczenia. Przedarcie się przez polski system aplikacji, formalności i kwitów jest tam niezrozumiały i trudny do zaakceptowania. A przecież budżet ministra ma spore środki przeznaczone na promocję Polski zagranicą" - zwróciła uwagę.
Omilanowska chciałaby, aby w Polsce, na wystawie czasowej, udało się pokazać kolekcję Muzeum Polskiego z Chicago, która nigdy wcześniej w naszym kraju nie była prezentowana. "Ten zbiór jest bezcenny, ponieważ zawiera dzieła sztuki, które trafiły do muzeum w Chicago po zamknięciu wystawy światowej w Nowym Jorku w 1939 r. Ich powrót do Polski był wówczas niemożliwy, bo wybuchła wojna, ale to dzieła, które wyszły spod ręki najwybitniejszych polskich twórców" - zauważyła. Jest tam m.in. kolekcja polskiego malarstwa z lat 30. z obrazami Rafała Malczewskiego, rzeźby i rzemiosło, witraże, tkaniny, kilimy, biżuteria.(PAP)
agz/ mhr/