Był autorem ponad setki książek. Z równą pasją i erudycją co Warszawę opisywał najdalsze zakątki świata. „Byłem wszędzie” – przyznawał w tytule jednej z publikacji, ale całe życie związał ze stolicą: urodził się tutaj, walczył w Powstaniu, pracował i odszedł. Olgierd Budrewicz – varsavianista, felietonista i podróżnik – zmarł w niedzielę w wieku 88 lat.
Panie Olgierdzie – zagailiśmy zachęceni rubasznym tonem, jaki przybrała nasza rozmowa. – A gdyby pan, tak w tej chwili, odebrał telefon z propozycją zrobienia korespondencji – dajmy na to z walk w Afganistanie. Zgodziłby się pan?
– Natychmiast wsiadłbym w samolot – odparł tak szybko, jakby już zaczynał się spieszyć na lotnisko.
Szczupły, wysoki, o życzliwym, choć nie pozbawionym ironii spojrzeniu był Olgierd Budrewicz z pewnością postacią barwną, niezwykłą i do końca pełną energii. Kiedy piliśmy kawę w knajpce na placu Zawiszy i pytaliśmy o Afganistan, miał 85 lat. Dużo się uśmiechał, a anegdotycznie i z humorem potrafił opowiadać nawet o Powstaniu Warszawskim.