Artur Ruciński kreuje jedną z głównych ról w "Manon" Masseneta na scenie nowojorskiej Met. Kunszt polskiego barytona został po raz kolejny doceniony przez publiczność i krytykę. Dzięki satelitarnemu przekazowi 26 października "Manon" będą mogli oglądać w kinach miłośnicy opery m.in. w Polsce.
W utworze francuskiego kompozytora opartym na motywach XVIII-wiecznej powieści "Historia kawalera des Grieux i Manon Lescaut" Abbé Prévosta Ruciński wciela się w Lescauta, kuzyna tytułowej bohaterki. Manon (sopran Lisette Oropesa) jest kilkunastoletnią pięknością, która zakochuje się w młodym niezbyt majętnym kawalerze des Grieux (tenor Michael Fabiano). Nie potrafi się jednak wyrzec luksusowego stylu życia. Wiąże się ze starszymi panami z wysokich sfer.
Autorzy libretta Henri Meilhac i Philippe Gille snują historię niszczycielskiej miłości wiodącej kobietę od dziecięcej niewinności do degradacji. Ilustruje to także muzyka Julesa Masseneta.
„Opera Masseneta jest po prostu przepiękna. Rytm w ariach i ansamblach został w mistrzowski sposób dopasowany przez kompozytora do prozodii języka francuskiego. Urzekająca historia oprawiona w szaty cudownej romantycznej, dramatycznej muzyki sprawia, że Manon to dzisiaj jedna z najpopularniejszych oper na świecie” – mówił PAP Ruciński.
Polski baryton zwrócił uwagę, że na pierwszy rzut oka najbardziej wyeksponowane są w "Manon" przede wszystkim partie tytułowa i des Grieux.
"Jeśli chodzi o stronę muzyczną, rola Lescauta nie należy może do najbardziej reprezentacyjnych w moim repertuarze. Jednak jej obszerność sprawia nawet większą trudność niż np. partia Hrabiego di Luny w +Trubadurze+. To +Trubadur+ należy do mojego głównego Verdiowskiego repertuaru i stanowi wzorowy przykład włoskiego bel canto. Pomimo iż w +Manon+ śpiewałem już wcześniej w Walencji pod batutą Lorina Maazela, do wykonywania oper kompozytorów francuskich jestem zapraszany znacznie rzadziej" - wyjaśnił.
Śpiewak opisuje Lescauta jako lekkoducha, żołnierza, którego pragnieniem jest tak naprawdę, żeby zabawić się w kasynie, wydawać z kolegami pieniądze na kobiety i alkohol. Wykorzystał fakt, że kuzynka znalazła drogę do wyższych sfer...
Ruciński ceni sobie współpracę z realizatorami nowojorskiej inscenizacji. Przypomniał, że z dyrygentem Maurizio Beninim pracował dwukrotnie. Pod jego batutą śpiewał w "Luizie Miller" w Monte Carlo oraz w "Trubadurze" w Madrycie. Z Lisette Oropesa poznał się podczas spektakli "Łucji z Lammermooru" w Madrycie, a z Fabiano podczas wspólnego koncertu w Berlinie.
Śpiewak zebrał po występie pochwały od dyrektora generalnego Met Petera Gelba. "To jeden z najbardziej utalentowanych barytonów" - podkreślił Gelb w rozmowie z PAP.
Recenzent "OperaWire" David Salazar uznał, że jeśli ktoś zasługuje w nowojorskiej inscenizacji na specjalną wzmiankę, to właśnie Ruciński. "W innych produkcjach opery łatwo jest przeoczyć Lescauta w kontekście dwojga najważniejszych kochanków, ale polski śpiewak zademonstrował swoją obecność nie tylko jako widoczną, ale naprawdę odczuwalną. Nie tylko stworzył skomplikowany wizerunek Lescauta, jako postaci mającej dobre chęci, lecz zarazem nieodpowiedzialnej. Zapewnił wykwintny występ wokalny" – wskazał Salazar.
Także wykonawczyni tytułowej roli komplementowała Polaka. "Uwielbiam Artura, występowałam z nim w Madrycie w +Łucji+. Odnieśliśmy tam oboje duży sukces. Jest cudownym człowiekiem i moim zdaniem fantastycznym śpiewakiem” – zapewniła PAP Oropesa. Wyznała, że ponieważ po raz pierwszy śpiewa partię Manon, dlatego jej bohaterka wciąż ewoluuje.
"Kocha Chevaliera tak bardzo, jak tylko może kochać dziewczyna, ale wydaje mi się, że ma tyle spraw na głowie, że przez cały czas ją to rozprasza, odciąga od tej miłości. Ma obsesję na punkcie dóbr materialnych i pogoń za nimi wypełnia jej życie. W efekcie zdradza Chevaliera. Chociaż bardzo szczerze żałuje swego czynu, prowadzi to nie tylko do jej upadku, ale też jego upadku" – tłumaczyła śpiewaczka.
"Największym wyzwaniem w odtwarzaniu tej roli była dla mnie muzyka. Jest trudna, z wieloma ariami, a każda z nich jest inna. Wszystkie wymagają wysokich dźwięków, średnich dźwięków, niskich i bardzo niskich dźwięków. Góra – dół, góra – dół. Nigdy nie ma wygodnego miejsca do ustawienia głosu, co jest najtrudniejszą rzeczą" – przekonywała sopranistka.
Śpiewaczkę komplementował m.in. recenzent "New York Timesa" - „za jaskrawo krystaliczny i porywająco potężny głos” w przekonująco zaprezentowanej roli kokietki – kameleona.
W roli jej służącej wystąpiła Edyta Kulczak – mezzosopran.
"Manon" miała premierę w Paryżu w roku 1884. Oryginalnie akcja rozgrywała się na początku XVIII wieku. W produkcji Laurenta Pelly w Met przeniesiona została na koniec XIX wieku.
Większość postaci w nowojorskiej inscenizacji nosi czarne lub białe stroje. Poruszają się na kilku poziomach. Pochyłe podesty, schody, ukośnie wzbijające się w górę kolumny budują nastrój niepewności, niepokoju i napięcia. Uproszczone dekoracje przypominają ekspresjonizm w filmach niemieckich z lat 20. poprzedniego wieku. Iluzję kina przywołuje też końcowa odsłona, której tło stanowi jakby ogromny ekran obramowany na czarno.
Dzięki satelitarnemu przekazowi 26 października "Manon" będą mogli oglądać w kinach miłośnicy opery m.in. w Polsce. Każdy z transmitowanych na żywo spektakli Met ogląda ok. 350 tys. ludzi w 70 krajach.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ wj/