Teraz mam czas na eksperymenty wokalne. Interesuje mnie edukacja, rozwój głosu, zmiany stylistyczne - rzeczy, na które w normalnym trybie operowym nie ma czasu ani możliwości - mówi tenor Piotr Beczała. W maju ukazał się jego solowy album "Vincero" z repertuarem z oper werystycznych.
PAP: W jaki sposób utrzymuje pan formę, teraz, kiedy spektakle operowe, recitale i koncerty zostały odwołane?
Piotr Beczała: Jest to dla mnie nowa sytuacja, ponieważ od 20 lat nie miałem nigdy większej przerwy niż 10 dni, no może dwa tygodnie. W takich sytuacjach trzeba ustalić własny system ćwiczenia, rutynę. Także co dwa trzy dni schodzę do studia i ćwiczę - robię prozaiczne, rozgrzewające głos ćwiczenia, aby być w formie oraz pracuję nad nowym repertuarem. Na szczęście mam co robić, bo przygotowuję kilka nowych ról. Teraz mam też czas na eksperymenty wokalne. Bardzo interesuje mnie edukacja, rozwój głosu, zmiany stylistyczne - rzeczy, na które w normalnym trybie operowym nie ma czasu ani możliwości, ponieważ jestem ciągle w konkretnym trybie śpiewania jednej roli.
PAP: Ostatnio wydał pan płytę "Vincero".
P.B.: Projekt płyty z repertuarem werystycznym był zaplanowany już kilka lat temu. To było logiczne, że po tych pięciu płytach, które już nagrałem, przyjdzie czas na weryzm, ponieważ coraz więcej ról z tego nurtu mam w swoim repertuarze. Oczywiście w normalnych warunkach wykonywałbym teraz ten repertuar na scenie, np. w tym momencie jestem pozbawiony możliwości zaśpiewania "Cyganerii" w Covent Garden w Londynie. Jej premiera miała odbyć się trzy dni temu. Repertuar z płyty "Vincero" będzie mi towarzyszył przez kilkanaście najbliższych lat do końca mojej kariery. Na płycie zawarłem bowiem pełen przekrój werystycznych ról, od tych lżejszych, jak aria Rinuccia z "Gianni Schicchi" albo fragmenty "Adriany Lecouvrer", aż do mocnych arii, które wejdą do mojego repertuaru może za kilka lat, jak aria Canio "Recitar... Vesti la giubba" z opery "Pajace" Ruggero Leoncavalla i fragmenty opery "Andrea Chenier".
PAP: Jak weryzm zmienił operę?
P.B.: To był bardzo ciekawy okres pod koniec XIX w., kiedy kompozytorzy zdecydowali się odejść od formy klasycznej - bel canto - reprezentowanej przez klasycznych włoskich kompozytorów np. Giuseppe Verdiego. Kompozytorzy tworzący w tym nowym nurcie, tacy jak np. Ruggero Leoncavalla i Giacomo Puccini, postanowili także zmienić dotychczasową tematykę oper. Wcześniej libretta opowiadały o arystokratach, mitach, a opera werystyczna zajęła się człowiekiem bez upiększeń i jego emocjami. Zajęcie się tymi tematami zmieniło zupełnie postrzeganie opery. Potrzebna była również nowa technika do przełożenia tego ładunku emocjonalnego na wokalistykę. Prekursorem śpiewu werystycznego był Enrico Caruso - jako pierwszy zaczął śpiewać tak, jak my współcześnie.
PAP: Czy pan też musiał przejść proces zmiany głosu, aby wykonywać ten repertuar?
P.B.: Tak, ja oczywiście nie określam się jako śpiewak werystyczny, to tylko część mojego repertuaru. Nie zamierzam rezygnować z muzyki francuskiej, słowiańskiej ani lżejszej muzyki włoskiej tylko dlatego, że nagrałem płytę werystyczną. To rozwinięcie mojego emploi, a nie zmiana, chcę to bardzo jasno powiedzieć. Cieszę się, że mam tak zróżnicowany wachlarz ról, że śpiewam utwory od bel canta po Wagnera. Bardzo dużo uwagi wymaga ode mnie, aby tak rozłożyć swoje występy na cały sezon czy nawet sezony, aby móc sprostać tym różnicom stylistycznym, bo przecież różne rodzaje opery wymagają odmiennej techniki.
Weryzm jest w tym kierunku następnym krokiem. "La Boheme" Pucciniego śpiewam od kilkunastu lat, nie jest to opera stricte werystyczna, chociaż jej tematem jest cyganeria i jej życie. Muzycznie można sklasyfikować jeszcze jako "preweryzm", chociaż trzeci akt bardzo już przypomina np. "Toscę" tego samego kompozytora. Chyba stokrotne wykonanie "Cyganerii" przygotowało mnie wokalnie do tego, aby przejść kilka kroków dalej i zająć się muzyką werystyczną na poważnie. Moim zdaniem partia Cavaradossiego to trzeci akt "Cyganerii" do potęgi trzeciej. To dowód na to, że zbieranie doświadczeń w stale wykonywanym repertuarze, może dawać wyobrażenie o tym, jak operować głosem w stylu werystycznym.
PAP: Występował pan w "Halce" w roli Jontka w Theater an der Wien, a potem w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Czy dzieło Stanisława Moniuszki można zaliczyć do nurtu werystycznego?
P.B.: Zastanawialiśmy się, jak usytuować "Halkę" w całym zestawie oper ostatnich 150 lat, i doszliśmy do wniosku, że "Halka" to też opera prewerystyczna. Są tam elementy burżuazyjne, temat jest bardzo dramatyczny, ale Moniuszko trzymał się formy typowej dla bel canta, chociaż wiele elementów świadczy o jego wizjach zapowiadających zmianę stylu. Kompozytorsko używał bardzo wielu elementów pasujących do weryzmu. Ustaliliśmy z dyrygentem Łukaszem Borowiczem, że na własną odpowiedzialność będziemy nazywać "Halkę" operą prewerystyczną.
PAP: Dlaczego swoją nową płytę wydał pan w wytwórni Pentatone, a nie jak dotychczas w Deutsche Grammophon?
P.B.: To był bardzo logiczny i prosty krok. Pierwsze trzy płyty nagrałem dla wytwórni Orfeo, potem przeszedłem do Deutsche Grammophon. Po kilku latach współpracy nie mogliśmy się dogadać co do moich kolejnych projektów, a producent, który pracował przy mojej ostatniej płycie "French Collection", został szefem Pentatone. Ponieważ bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało, zaproponował mi zmianę wytwórni i pełną wolność w wyborze repertuaru, miejsca, orkiestry i dyrygenta. To była dla mnie idealna możliwość rozwoju. Lekka stagnacja, która trwała niedługo, ale jednak ją czułem, została przerwana, gdy zacząłem współpracować z firmą Pentatone. Jestem bardzo zadowolony z tej kooperacji. W Pentatone pracują młodzi ludzie, bardzo poważnie traktujący swój zawód. Myślę, że to był bardzo dobry krok.
PAP: Jak pana zdaniem zmieni się opera po pandemii?
P.B: Na pewno bardzo się zmieni, ale jeśli chodzi o najbliższe miesiące to trudno coś przewidzieć. Informacje, które docierają do mnie ze świata operowego, nie są zbyt optymistyczne. Restrykcje dotyczące zgromadzeń wprowadzone przez rządy dotyczą także opery. W Metropolitan Opera jest cztery tysiące miejsc na widowni, a w Operze Paryskiej prawie trzy tysiące. Wiem od dyrektorów oper, że w tej sytuacji nie widzą szansy, żeby na razie wrócić do normalności. Myślę jednak, że powoli teatry będą uruchamiane, łatwiej będzie operom i producentom koncertowym, którzy mogą sobie pozwolić na granie i produkowanie dla mniejszej publiczności.
W Europie są takie choćby w Niemczech i w Austrii. Jeżeli opera otrzymuje dotację, może sobie pozwolić na granie dla jednej trzeciej publiczności, ale te placówki, które utrzymują się ze sprzedaży biletów i datków sponsorów, jak np. Metropolitan Opera, będą miały problemy. Dochodzą mnie sygnały, że ta sytuacja może potrwać naprawdę długo, ale kiedyś wszystko musi wrócić do normalności, nie widzę innej opcji. Nie wiem, czy będzie to powrót do stanu, jaki znamy sprzed wybuchu epidemii koronawirusa. Wszystko zostanie wypracowane w odpowiednich gremiach i myślę, że muzycy i śpiewacy też będą mieli na ten temat coś do powiedzenia.
Rozmawiała: Olga Łozińska
Piotr Beczała urodził się 28 grudnia 1966 r. w Czechowicach-Dziedzicach. Ukończył Akademię Muzyczną w Katowicach w klasie prof. Jana Ballarina. Po studiach wyjechał do Linzu, w Austrii, tam został zaangażowany w Landestheater Linz. W ciągu swojej kariery występował m.in. w: Metropolitan Opera, Covent Garden Theatre, San Francisco Opera, w Hamburgu, wiedeńskiej i berlińskiej Staatsoper, Frankfurcie nad Menem, Monachium i mediolańskiej La Scali. Brał również udział w festiwalach, np. w Salzburgu, Grazu, Lucernie. Podczas tegorocznego Festiwalu Wagnerowskiego w niemieckim Bayreuth wystąpił w "Lohengrinie" Wagnera.
Dyskografia śpiewaka obejmuje dziesiątki albumów. "Traviata" nagrana w Monachium otrzymała nominację do Nagrody Grammy w 2008 r. Artysta wziął także udział w nagraniu opery "Łucja z Lammermoor" z Natalie Dessay w roli tytułowej pod dyrekcją Valery'ego Gergieva. Wytwórnia Orfeo wydała trzy albumy solowe Piotra Beczały - "Salut", "Slavic Opera Arias", a także "Verdi". W 2012 r. Piotr Beczała podpisał kontrakt na wyłączność z wydawnictwem Deutsche Grammophon. Niemiecka wytwórnia wydała płyty artysty "The French Collection" oraz "Twoim jest serce me" (oba albumy nagrodzone Fryderykiem za Najlepszy album polski za granicą). Wraz z pianistą Helmutem Deutschem nagrał wydaną przez NIFC płytę, na której znalazły się pieśni Mieczysława Karłowicza i Stanisława Moniuszki. Album ten został nagrodzony Diapason d'Or.
Beczała jest laureatem wielu nagród, takich jak m.in.: International Opera Award w kategorii Najlepszy Śpiewak 2017 roku, Europejska Nagroda Kultury "Taurus" oraz Doroczna Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2013 r.), Koryfeusz Muzyki Polskiej w kategorii Osobowość Roku (2013 r.), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2015 r.). Jest również laureatem International Opera Awards.
Autor: Olga Łozińska
oloz/ wj/