"Moda na folk i etno już minęła. Znakiem rozpoznawczym Polski nie musi być koniecznie orzełek i barwy biało-czerwone, ale świetnej jakości design i wykonanie" - przekonują polscy projektanci, którzy wystawiają się podczas trwającego prestiżowego London Design Festival.
Dzięki aktywności Instytutu Adama Mickiewicza i projektu Culture.pl we wschodnim Londynie zwiedzający mogą podziwiać nie tylko wystawę polskiej ceramiki, ale także produkty czterech wybranych polskich firm, dla których w większości to debiut w stolicy Wielkiej Brytanii.
"Naprawdę nie musimy zawsze pokazywać flagę, żeby promować coś, co jest wysokiej jakości produktem z Polski. Wspólnym mianownikiem jest wysoka jakość i niezwykła kreatywność autorów - to staje się znakiem rozpoznawalnym polskiego designu" - podkreśla w rozmowie z PAP Barbara Krzeska, szefowa projektu promocji polskiego designu na świecie w Instytucie Adama Mickiewicza (IAM). Na wystawie znajdują się przedmioty zaprojektowane m.in. przez Alicję Patanowską, Tymka Jezierskiego, Magdę Pilaczyńską i Bartka Mejora.
"Wielu z nich jest już rozpoznawanych poza granicami Polski, nawiązują współpracę ze światowymi producentami" - zaznacza Krzeska, podkreślając, że Polska wciąż dysponuje świetnie funkcjonującymi fabrykami porcelany, np. w Ćmielowie, Wałbrzychu i Bolesławcu. "Ich produkty podbijają świat. Ciężko mi wyobrazić sobie lepszy prezent, który moglibyśmy dać na przykład komuś w Korei niż ceramika z Bolesławca" - wymienia.
"Naprawdę nie musimy zawsze pokazywać flagę, żeby promować coś, co jest wysokiej jakości produktem z Polski. Wspólnym mianownikiem jest wysoka jakość i niezwykła kreatywność autorów - to staje się znakiem rozpoznawalnym polskiego designu" - podkreśla w rozmowie z PAP Barbara Krzeska, szefowa projektu promocji polskiego designu na świecie w Instytucie Adama Mickiewicza (IAM).
Korzystając z wzrostu popularności polskiej ceramiki, od trzech lat IAM prowadzi inicjatywę Art Food, w ramach której studenci wzornictwa, wykorzystując badania antropologiczne i wiedzę kulinarną, projektują ceramiczne naczynia, które mogłyby znaleźć praktyczne zastosowanie w kuchni.
Na festiwalu znalazły się też cztery firmy polskich projektantów: Malafor, Tabanda, 2 or 3 things i Glass Garden. Wszystkie chętnie i intuicyjnie korzystają z lokalnych tradycji, jednocześnie twórczo przetwarzając je na użytek uniwersalnego rynku światowego - dzięki czemu przekonują do siebie klientów na całym świecie.
Za Malaforem - który w Londynie pokazuje sofy i stołki z dmuchanych poduszek, w filcowym pokrowcu - stoi Agata Kulik-Pomorska. "Wykorzystujemy worki z powietrzem, wykorzystywane do wypychania pustych przestrzeni przy przewozach wielkotowarowych. Pochodzimy z Pomorza, korzystamy z lokalnych żaglowni, rzemieślników, ale tworzymy produkt, który nie jest oczywisty w swojej polskości" - podkreśla w rozmowie z PAP.
"W Polsce wciąż uczymy się doceniać rzeczy ładne, odchodząc od piastowanego w PRL przekonania, że w naszym małym, ciasnym mieszkaniu musimy odtworzyć atmosferę dworku polskiego i napchać starych mebli. Teraz wreszcie próbujemy zrozumieć, co to jest projektowanie i jak z niego korzystać" - zaznacza.
Zgadza się z nią grupa młodych projektantów z Gdańska, którzy odpowiadają za markę Tabanda. Skończyli polskie uczelnie, ale każde z nich przez jakiś czas studiowało i pracowało poza granicami kraju, m.in. we Francji i w Wielkiej Brytanii.
"Polska produkuje świetne meble, zaopatruje innych. Mało kto o tym wie" - mówi Megi Malinowska. "Polska jest znana z umiejętności obróbki drewna, użycia technik i technologii. W pewien sposób nawiązujemy do tej tradycji" - dodaje Filip Ludka. "Lubimy kombinować. To sprytne pomysły, dobre wykorzystanie prostoty, przestrzeni. Coś świeżego" - charakteryzuje produkty Tabandy Daria Bolewicka.
Ich klienci - jak sami mówią - to "pokolenie pierwszych mieszkań". "Tylko nie zawsze ich stać na nasze produkty, niestety. Sporo sprzedajemy poza granicami Polski, szczególnie do Niemiec" - zaznaczają. Ale nie mają poczucia, żeby tracili na tym, że są z Polski, w której sztuka projektowania się wciąż rozwija. "Zaryzykowałbym, że dzięki temu możemy nawet więcej. W Skandynawii nasz rynek byłby nasycony, pełen konkurencji. W Polsce możemy pozwolić sobie na większą swobodę i poszukiwanie nowych rozwiązań" - mówi Filip.
Danuta Włodarska z "2 or 3 things", absolwentka łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, pokazuje z kolei w Londynie niewielkie stoły kawowe inspirowane filmem Jean Luca Goddarda "Dwie lub trzy rzeczy, które wiem o niej". "Zawsze miałam słabość do filmów, w końcu pochodzę z Łodzi" - śmieje się. "Mamy w Polsce drewno świetnej jakości, niedrogie. Gdziekolwiek jadę poza granicami Polski, nie mogą uwierzyć w to, że coś tak dobrej jakości, może być jednocześnie przystępne cenowo. Tkwi w tym ogromny potencjał" - podkreśla.
Z kolei Aleksandra Kujawska po wrocławskiej ASP wykorzystuje szkło kryształowe, podkreślając, że w Polsce wciąż operują fenomenalne huty szkła, na przykład w Tarnowie. Jej projekt "Glass Garden" ma zredefiniować podejście do wspólnoty, tworząc małe ogródki, przestrzenie wspólne, zamknięte w szklanych kształtach. "Zbyt często nie znamy nikogo w swoim otoczeniu: sąsiadów, kolegów z pracy, nie mamy na to wszystko czasu, a na ogrody - przestrzeni, bo jesteśmy pozamykani w blokach. Może w ten sposób uda się to zmienić?" - pyta.
Kujawska, choć wspomina bogatą historię polskiego projektowania w dwudziestym wieku, przyznaje, że "historia Polski nie ułatwiała myślenia o rzeczach ładnych, o projektowaniu, bo musieliśmy martwić się zbyt często o przetrwanie i dbać o podstawy". "Ale od ponad 26 lat jesteśmy z powrotem na mapie świata i możemy uczestniczyć w globalnych procesach. Warto wykorzystać ten moment i pokazać Polskę przez pryzmat pięknych rzeczy, bez zadęcia, za to praktycznie" - podkreśla.
Prace polskich projektantów - a także kilkuset innych, m.in. z Korei, Finlandii, Holandii, Australii, Czech, Litwy i Wielkiej Brytanii - można oglądać do końca weekendu w Tent London.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
jak/ jm/