Odeszła ostatnia tak wybitna postać poezji polskiej pokolenia wojennego, rówieśniczka Krzysztofa Kamila Baczyńskiego - powiedział PAP prezes polskiego PEN Clubu Adam Pomorski, wspominając zmarłą w piątek poetkę Julię Hartwig.
Julia Hartwig, poetka, eseistka i tłumaczka literatury pięknej zmarła w piątek w Pensylwanii w USA. Miała 96 lat.
"Odeszła chyba ostatnia tak wybitna postać poezji polskiej pokolenia wojennego. Julia Hartwig była rówieśniczką, co do roku, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Rzeczywiście pochodzenie z pokolenia wojennego było dla niej ważne. Dlatego, że to określało skalę etyczną jej poezji, twórczości, widzenia świata" - powiedział rozmówca PAP.
Jak podkreślił Pomorski, odeszła jedna z najwybitniejszych postaci polskiej poezji, obecnej w niej czynnie, co najmniej od 1956 roku, czyli od spóźnionego debiutu książkowego. "Poezji bardzo głębokiej. To była poetka o wyraźnie eschatologicznym zamiarze i skali. Eschatologicznym w sensie raczej antycznym, greckim niż chrześcijańskim, bo nie była to poezja religijna. Nie była również metafizyczna w przyjętym rozumieniu dzisiejszym" - ocenił prezes polskiego PEN Clubu. Dodał, że istotne dla poetki było pojęcie ładu.
Jak przypomniał, Julia Hartwig była autorką cyklu wspaniałych tomów poetyckich wydawanych od lat 70. do lat ostatnich. "Ukoronowanie stanowił tom nagrodzony Nagrodą Poetycką im. Wisławy Szymborskiej - +Zapisane+. W nim zakończył się eschatologiczny dyskurs. I zakończył się w bardzo szczególny sposób dla polskiej poezji. (...) Mianowicie przez wyczucie krajobrazu, natury, nie tylko kultury" - wskazał.
Zdaniem Pomorskiego, Hartwig była poetką na równi kultury i natury. "Tak jak ład kosmogoniczny u antycznych Greków się wyrażał: w żywiole wegetacji roślinnej, żywiole wody i ziemi - tak było u Julii Hartwig. Każde odwołanie do tego ładu było wyrażane w pejzażu, ale jednocześnie ta sytuacja zakończyła się w tomie nagrodzonym nagrodą Szymborskiej - +Zapisane+, gdzie pejzaż się zminimalizował; tam prawie go nie ma" - powiedział.
Dodał, że jest natomiast stałe dla tego rodzaju liryki przeciwstawienie światła i ciemności tylko, że "odwrócone są bieguny naszych przyzwyczajeń". "Światło jest jasnością, o której poetka mówi, że jest tak gęsta, tak materialna, że wszystko przesłania. Przesłania życie, wspomnienia, myśli. Ludzkie życie, ludzkie wspomnienie, perspektywa śmierci (...) wyraża się w ciemności" - wyjaśnił.
W twórczości Julii Hartwig, jak wspominał Pomorski, było "spojrzenie człowieka żywego, który żyje wśród innych, w kulturze, w naturze, w historii, w życiu potocznym, ma swoje poczucie humoru, potoczne wzruszenia. Tym była bliska czytelnikom (...) i bardzo to wyraźnie eksponowała. A poczucie humoru i wzruszenia lirycznego odnajdywała również w tłumaczonej przez siebie poezji".
Zdaniem szefa polskiego PEN Clubu łączenie pozornie sprzecznych biegunów w jej poezji było czymś nieprawdopodobnie cennym i wyjątkowym. "Myślę, że z mało kim dałoby się ją porównać. A już na pewno nie w dzisiejszych czasach. (...) Natężenie +wzlotu poetyckiego+, głębi, było z całą pewnością ponad miarę przeciętną" - ocenił.
Jak przypomniał, Hartwig pisała raczej cykle wierszy niż same wiersze. "Trzeba pamiętać, że jest to nie tylko poetka, ale także prozaik, eseistka, diarystka. Dla czytelnika nieinteresującego się liryką, a raczej biografistyką, zawsze żywa pozostaje jej książka +Apollinaire+. Cykl jej tomów lirycznych wydawany od lat 70. to zdecydowanie jedna z bardzo poważnych pozycji polskiej poezji współczesnej" - podsumował. (PAP)
maja/ kfk/ agz/