Stop cenzurze internetu; Szybki internet, wolna informacja - m.in. takie hasła wykrzykiwali demonstranci, którzy w niedzielę protestowali w Warszawie przed siedzibą biura Parlamentu Europejskiego. Ich manifestacja dotyczyła popartego przez PE projektu dyrektywy o prawie autorskim dotyczącej internetu, tzw. ACTA2.
Ponad sto osób zgromadziło się przed warszawskim biurem Parlamentu Europejskiego. Demonstranci i działacze sprzeciwiający się projektowi dyrektywy dotyczącej praw autorskich w internecie przekonują, że jej wprowadzenie może być początkiem "wprowadzania cenzury" w internecie.
"Nie chcemy, by pod przykrywką praw autorskich, czy walki z podróbkami, jak to było za ACTA pierwszym, była wprowadzana prewencyjna cenzura treści" - powiedział PAP Michał Dydycz, jeden z organizatorów protestu.
W jego ocenie wprowadzenie dyrektywy spowoduje, że do odbiorców treści w internecie nie będą docierały wszystkie informacje. Jak przekonuje, będą one bowiem filtrowane przez oprogramowanie, które wprowadzą duzi nadawcy treści. "Znikną informacje z mniejszych portali, w agregatorach treści nie będzie informacji z niezależnych czy hobbystycznych źródeł" - zaznaczył.
Parlament Europejski poparł w środę projekt dyrektywy o prawie autorskim dotyczącym internetu, powszechnie nazywany ACTA 2. Za projektem opowiedziało się 438 europosłów, przeciw było 226, a 39 wstrzymało się od głosu. Było to drugie podejście do projektu dyrektywy o prawie autorskim. Na początku lipca europosłowie odrzucili stanowisko komisji prawnej PE, teraz propozycja projektu uzyskała większość. Deputowani zgłosili ponad 250 poprawek.
Nowa dyrektywa, która ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie, wzbudza wiele kontrowersji. Przeciwnicy tych regulacji ostrzegają przed "cenzurą w internecie" i końcem wolności w sieci, zwolennicy wskazują natomiast, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości.
Eurodeputowani utrzymali budzący zastrzeżenia art. 13 projektu dyrektywy, który wprowadza obowiązek filtrowania treści pod kątem praw autorskich, oraz art. 11, dotyczący tzw. praw pokrewnych dla wydawców prasowych.
PE podkreśla, że wiele wprowadzonych przez niego zmian ma na celu zagwarantowanie, że artyści, zwłaszcza muzycy, wykonawcy i autorzy scenariuszy, a także wydawcy wiadomości i dziennikarze, otrzymają wynagrodzenie za swoją pracę, gdy inni korzystają z niej za pośrednictwem takich platform, jak YouTube lub Facebook, oraz agregatorów wiadomości, takich jak Google News.
Stanowisko europarlamentu zaostrza proponowane przez Komisję Europejską rozwiązania w sprawie odpowiedzialności platform internetowych i agregatorów za naruszenia praw autorskich. Dotyczyć ma to również fragmentów, gdzie wyświetlana jest tylko niewielka część tekstu wydawcy wiadomości. "W praktyce odpowiedzialność ta wymaga, aby (platformy internetowe i agregatory) płaciły posiadaczom praw autorskich za materiały chronione prawem autorskim, które (same) udostępniają. Parlament chce również, aby dziennikarze, a nie tylko ich wydawnictwa, korzystali z wynagrodzenia wynikającego z praw autorskich" - zaznaczono w komunikacie.
Przyjęty przez eurodeputowanych tekst zawiera też przepisy mające na celu zapewnienie przestrzegania prawa autorskiego bez nieuzasadnionego ograniczania wolności słowa. "Zwykłe dzielenie się hiperłączami do artykułów, wraz z pojedynczymi słowami do ich opisania, będzie wolne od ograniczeń praw autorskich" - wyjaśniono w komunikacie. To odpowiedź na zarzuty wprowadzenia cenzury czy podatków od linków.
W tekście uściślono również, że niekomercyjne encyklopedie online, takie jak Wikipedia, oraz platformy oprogramowania open source, takie jak GitHub, będą automatycznie wyłączone z wymogu przestrzegania praw autorskich.
Przyjęcie stanowiska przez PE oznacza, że teraz będą mogły się rozpocząć negocjacje z Radą UE, w której zasiadają państwa członkowskie, nad ostatecznym kształtem regulacji.(PAP)
autor: Marcin Kucharzewski
mark/ mhr/