Iris Elezi jest twórczynią nagrodzonego filmu o komunizmie i pomysłodawczynią projektu promującego dziedzictwo filmowe Albanii. Po studiach w USA wróciła do kraju, by, jak wielu rodaków, budować nową Albanię. Ale bycie Albanką mi ciąży - mówi PAP Elezi.
Elezi, która urodziła się za komunistycznych rządów Envera Hodży, udało się wyjechać na studia do USA. Tym samym dołączyła do ok. jednej trzeciej albańskiej populacji, która żyje poza granicami kraju (brakuje oficjalnych danych na ten temat). W Stanach Zjednoczonych skończyła studia z teorii i krytyki filmowej, antropologii i gender. W 2001 r. uzyskała dyplom z produkcji filmowej na prestiżowej Tisch School of the Arts na Uniwersytecie Nowojorskim.
Gdy Elezi wróciła do kraju w 2001 r., jej ojczyzna borykała się ze skutkami niedawnej wojny w sąsiednim Kosowie i problemami wywołanymi przez piramidy finansowe, które doprowadziły Albanię na skraj anarchii. Jednak Elezi bardziej od aktualnych problemów kraju zafascynowały opowieści osób, które pamiętały jeszcze czasy dyktatury Hodży.
Owocem tej fascynacji jest nagrodzony na międzynarodowych festiwalach obraz "Bota" (alb. świat), który Elezi wyreżyserowała z mężem Thomasem Logorecim. Razem przygotowali scenariusz do filmu, który swą albańską premierę miał w połowie listopada w Tiranie. Obraz jest koprodukcją albańsko-włosko-kosowską.
Iris Elezi bardziej od aktualnych problemów Albanii zafascynowały opowieści osób, które pamiętały jeszcze czasy komunistycznej dyktatury Envera Hodży. Owocem tej fascynacji jest nagrodzony na międzynarodowych festiwalach film "Bota" (alb. świat), który odwołuje się do tragicznej i skomplikowanej przeszłości Albanii. Osoby uznane za "wrogów narodu" Hodża wysyłał wraz z całymi rodzinami do obozów pracy w odosobnionych częściach kraju. Do takiego miejsca trafili rodzice trojga bohaterów fabularnego debiutu Elezi.
Film odwołuje się do tragicznej i skomplikowanej przeszłości Albanii. Osoby uznane za "wrogów narodu" Hodża wysyłał wraz z całymi rodzinami do obozów pracy w odosobnionych częściach kraju. Do takiego miejsca trafili rodzice trojga bohaterów fabularnego debiutu Elezi: Juli (Flonja Kodheli), Nory (Fioralba Kryemadhi) i Bena (Artur Gorishti). Juli pracuje w kawiarni „Bota" położonej na skraju rozległych, wysychających bagien, niedaleko dawnego obozu; w wolnym czasie zajmuje się chorą babcią. Marzy o opuszczeniu miejsca, które jej bliskim przyniosło same nieszczęścia. Jej atrakcyjna przyjaciółka Nora ma romans z żonatym właścicielem kawiarni i kuzynem Juli, Benem. Gdy obok "Boty" zaczyna powstawać droga (będąca metaforą zmian, które przechodzi Albania) przed bohaterami otwierają się nowe możliwości. Ale najpierw muszą stawić czoło tajemnicy z przeszłości.
Długie ujęcia pustynnego krajobrazu oddają atmosferę miejsca, w którym traumatyczna przeszłość kładzie się cieniem na życie bohaterów. "Niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy zapomnieć, nasza przeszłość nie znika. Nie można od niej uciec. Jedyne co możemy zrobić to spróbować ją zrozumieć i próbować z nią żyć" - napisali Elezi i Logoreci o swym filmie.
Na tegorocznym 49. festiwalu filmowym w Karlowych Warach „Bota” otrzymała nagrodę Federacji Krytyków Filmowych z Europy i krajów śródziemnomorskich (FEDEORA). Na festiwalu w Reykjaviku film został uhonorowany nagrodą Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych (FIPRESCI) i nagrodą publiczności. "Bota" była ostatnio pokazywana w Niemczech i we Francji, a w styczniu będzie miała premierę w Szwecji.
Elezi w wywiadzie udzielonym PAP mówi, że w filmie postanowiła skoncentrować się na teraźniejszości zamiast stosować retrospekcje przedstawiające czasy komunizmu. "W ten sposób pozwalamy widzowi zrozumieć zbiorową traumę, której doświadczyliśmy, zamiast prawić mu kazania. Pozwoliliśmy, by to wyobraźnia widza zdecydowała, na czym ona polegała" - tłumaczy.
Jak mówi, Albańczycy codziennie muszą stawiać czoło stereotypom i niepochlebnemu wyobrażeniu Zachodu o ich narodzie. "Bycie Albanką mi ciąży. Każdy Albańczyk budzi się codziennie rano ze wszystkimi stereotypami na temat tego, czym jest Albania" - dodaje. "Nie wydaje mi się, że Amerykanie budzą się, myśląc, +jestem Amerykaninem+ i odczuwają ciężar. Albańczyków nadal to dotyczy. Nie rozumieją, dlaczego tak jest" - mówi.
Iris Elezi w wywiadzie udzielonym PAP mówi, że w filmie postanowiła skoncentrować się na teraźniejszości zamiast stosować retrospekcje przedstawiające czasy komunizmu. "W ten sposób pozwalamy widzowi zrozumieć zbiorową traumę, której doświadczyliśmy, zamiast prawić mu kazania. Pozwoliliśmy, by to wyobraźnia widza zdecydowała, na czym ona polegała" - tłumaczy.
"Zdaję sobie sprawę z tego, jak świat na nas patrzy i jak my patrzymy na samych siebie. Wiemy, że jesteśmy o wiele lepsi od tego, co wszyscy o nas myślą" - podkreśla.
Swój film dedykuje młodym Albańczykom, którzy według niej niewiele różnią się od swych rówieśników z Francji czy Niemiec. "Minęło 25 lat od upadku muru berlińskiego i wielu Albańczyków, zwłaszcza młodsze pokolenie, zastanawia się, dlaczego nasi rodzice zrobili to, co zrobili i przez co przeszli nasi dziadkowie" - mówi.
Znalezienie idealnego pleneru, który sobie wymarzyła, zajęło Elezi aż trzy lata. "Od początku wiedziałam, czego szukam - chodziło o zdewastowane, odizolowane tereny" - mówi. Ostatecznie film nakręcono zaledwie półtorej godziny drogi samochodem od Tirany w miejscu, które "można porównać do pustyni w Arizonie czy księżycowego krajobrazu". W latach 80. mieściło się tam osiedle zwane Sektorem C, wybudowane przez więźniów politycznych. "W powietrzu czuć tam historię, czuć ból" – opowiada.
Wprawką do fabularnego debiutu Elezi była seria dokumentów "Under Construction" na temat Bałkanów Zachodnich. "Przez trzy lata jeździłam po Bałkanach, spotykałam się z politykami, młodymi ludźmi, muzykami, działaczami. Zebrałam wiele smutnych historii na temat tego, czym było życie w czasach komunizmu. Czuję, że dopiero przygotowując te dokumenty tak naprawdę ukończyłam szkołę. Ten ból, te opowieści przygotowały mnie do nakręcenia tego głębokiego filmu" - wyjaśnia.
Od pojawienia się pomysłu na „Botę” do premiery filmu minęło siedem lat. Sam casting zajął 2,5 roku. "Aktorzy przyjeżdżali z Dublina, Berlina, Mediolanu, Wiednia, Paryża. Z powodu zjawiska +brain drain+ (drenażu mózgów) wszyscy najlepsi albańscy aktorzy mieszkali za granicą" - wspomina. Sama Elezi jest przykładem osoby, która po latach życia na Zachodzie wróciła do ojczyzny.
Aktorów szukała najpierw za pośrednictwem mediów społecznościowych, bo znajomi powiedzieli jej, że "Albańczycy kochają Facebooka" - wspomina. "A potem wzięłam udział w programie telewizyjnym, w którym zasugerowałam, że utraciliśmy albańską publiczność, bo albańscy filmowcy kłamią i kręcą filmy nie dla własnych widzów, ale dla Zachodu. Ci, którzy mieli coś w głowie, skontaktowali się ze mną. W taki sposób udało mi się znaleźć odtwórczynię głównej roli Flonję Kodheli, która mieszkała wtedy w Paryżu" - opowiada.
Elezi obecnie wykłada analizę filmową w Tiranie. Wraz z mężem i archiwistką Reginą Longo, a także we współpracy m.in. z albańskim ministerstwem kultury i ambasadą USA w Tiranie realizuje też Albański Projekt Filmowy (Albanian Cinema Project).
W Albanii między 1975 r. a 1990 r. produkowano średnio 13 filmów rocznie, co może dziwić, biorąc pod uwagę poziom izolacji kraju, który można porównywać do obecnego poziomu Korei Północnej - czytamy na stronie Projektu. Za rządów Hodży posiadanie telewizora było luksusem i jedynym sposobem zapoznania się z nowościami filmowymi było pójście do kina. Rocznie sprzedawano ok. 20 mln biletów - każdy Albańczyk oglądał średnio 10 filmów rocznie na wielkim ekranie.
Niemniej jednak za czasów Hodży kino były narzędziem propagandy. Dlatego wielu Albańczyków dzisiaj odrzuca rodzime filmy. Projekt Elezi ma na celu zachowanie, odrestaurowanie i promowanie albańskiego dziedzictwa filmowego. Ma też zachęcać Albańczyków do spojrzenia na obrazy sprzed lat w innym świetle, zwłaszcza że niektóre produkowano w miarę niezależnie. Twórcy projektu chcą też zapoznać z nimi międzynarodową publiczność.
"Odnowiliśmy już trzy filmy. Chcemy odnawiać jeden obraz rocznie. Próbujemy odrestaurować albańskie archiwum filmowe oraz sprawić, by albańskie filmy były rozpoznawalne na świecie. Ponieważ byliśmy tak odizolowani, większość ludzi nie wie, że albańskie kino ma prawie 80-letnią historię" - tłumaczy Iris Elezi.
Z Tirany Julia Potocka (PAP)
jhp/ ro/