„Mrożek. Striptiz neurotyka” - poda takim tytułem w październiku ukaże się reporterska książka o Sławomirze Mrożku. Autorka - Małgorzata I. Niemczyńska - pisze o trudnym charakterze pisarza, fascynacji Gombrowiczem, a także odkrywa nieznane dzieła autora "Tanga", jak komiks o Superbohaterze.
PAP: Mało który autor tak bardzo się odsłonił przed czytelnikami jak Mrożek w „Dzienniku”. Ale czy to prawdziwy obraz? Z „Dziennika” wyłania się obraz człowieka dość nieszczęśliwego, wyalienowanego, nie umiejącego czerpać radości z własnych sukcesów, strasznie krytycznego wobec samego siebie. Czy taki był naprawdę? Czy Pani zdaniem, Mrożek umiał się zdobyć w swoich zapiskach na obiektywizm?
M.N. Dla mnie to jest właśnie Mrożek najprawdziwszy z prawdziwych. Ten, który pisze pewnego razu: „Nie mam z kim rozmawiać, nie mam z kim spać. Nie mam nawet siebie w jako takim stanie, który by pozwolił znieść siebie”, po czym z jednej szafy wyjmuje karabin, a z drugiej - atlas świata. Najpierw stwierdza, że nie jest jednak gotów się zabić, a potem, że nie ma pojęcia, w którym kraju mógłby się schronić. Zżerają go ambicje i namiętności, innym razem otumaniają nicość i nuda. Nadużywa alkoholu, męczy się z niemocą twórczą, nieustannie próbuje pojąć śmierć. Takich rzeczy nie wymyśla się dla przyjemności, one muszą być szczere. Choć oczywiście było też to drugie oblicze Mrożka, Mrożka-kpiarza, błazna, tak wyraźne zwłaszcza w początkowej jego twórczości. Sam kilkakrotnie napisał, że jest po prostu typem euforyczno-depresyjnym. Ja bym dodała jednak, że z przewagą depresji.
PAP: Wiadomo, że Gombrowicz był dla Mrożka autorytetem. Wiem, że kiedyś się spotkali. Czy Gombrowiczowi udało się wciągnąć Mrożka w swoje słynne gry? Kto jeszcze był dla Mrożka autorytetem?
M.N.: Malarz Kazimierz Głaz, który w drugiej połowie lat 60. przebywał w Vence na stypendium, pięknie opisał jeden z wieczorów, kiedy pisarze próbowali samodzielnie, a więc bez pomocy kobiet, zrobić kolację. Gombrowicz podobno siedział tylko przy stole i wydawał polecenia: jogurt w lodówce, makaron w szafce... Okazało się, że Mrożek nie ma pojęcia, jak ugotować makaron, więc został odesłany do zostawionej przez żonę gospodarza instrukcji. A tam z kolei było napisane, jak gotować, ale nie było, jak długo. Na to Gombrowicz miał jedyną słuszną odpowiedź: „Jak to - jak długo? Aż będzie ugotowane!”.
Nie wiem, czy „autorytet” to najlepsze słowo, ale na pewno Mrożek miał na punkcie Gombrowicza pewnego rodzaju obsesję. Sam nazwał go kiedyś „zmorą”, spod wpływu której nie może się uwolnić. Wystarczy zresztą spojrzeć, ile pisał o nim w „Dzienniku” i w listach. To zresztą dość brutalna dysproporcja, bo Gombrowicz o Mrożku nie pisał prawie wcale, a raz nawet niechcący przekręcił mu imię - nazwał go Stanisławem, tak jak ostatnio Kinga Rusin. Takiej pozycji nie miał u Mrożka nikt inny, choć oczywiście byli pisarze, których ogromnie cenił. Przez jakiś czas intensywnie zgłębiał twórczość np. Franza Kafki.
PAP: Podobnie jak u Gombrowicza, w twórczości Mrożka bardzo ważna była Polska, polskie realia, typy ludzkie, szczególna droga historyczna, obaj pisarze dużą część życia spędzili na emigracji. Gombrowiczowi emigracja dała, paradoksalnie, wolność i rozmach w pisaniu. Po śmierci Mrożka mówiono, że emigracja była jego klęską, że, pozbawiony kontaktu ze światem, o którym pisał, tworzył rzeczy coraz słabsze. Co Pani o tym myśli?
M.N. Nie wydaje mi się trafionym pomysłem porównywanie tych dwóch emigracji. Były zupełnie różne, przede wszystkim dlatego, że Gombrowicz długo klepał biedę, a Mrożka za granicą jednak nigdy to nie spotkało. Trudno się delektować rozmachem, gdy trzeba dorabiać grą w szachy, aby mieć na posiłek. A teza, że Mrożek na emigracji pisał rzeczy słabsze, to już zupełne nieporozumienie. Każde dziecko wie (a jak nie wie, to mu powiedzą), że jego dwa sztandarowe dzieła, to „Tango” i „Emigranci”. Pierwsze napisane w Chiavari na Riwierze Włoskiej, drugie - w Paryżu. Na początku „Baltazara” Mrożek, powołując się na słowa Jana Błońskiego, zastanawia się nawet, czy to w Polsce nie ma jednak większych problemów z pisaniem. W końcu po powrocie napisał tylko jedną sztukę, „Piękny widok”, przyjętą dość obojętnie. Powie pani może, że to z powodu choroby, ale jednak udaru mózgu dostał dopiero w 2002, a wrócił w 1996 roku.
PAP: Wygląda na to, że w Mrożku siedział kawał mizogina. Czy rzeczywiście był tak krytycznie nastawiony do kobiet? Dlaczego? Nie zauważyłam w jego biografii jakichś szczególnych krzywd doznanych od płci pięknej, może coś przeoczyłam?
M.N.: Zarzucał kobietom niesamodzielność, głupotę... Jak się dobrze wczytać w „Dziennik” można tam nawet znaleźć dwa zdania o tym, że zdarzało mu się bywać damskim bokserem. Na pewno nie był też wzorem wierności i nierzadko miał kilka partnerek w tym samym czasie. Przeważnie traktował je dosyć paskudnie. W chwilach szczerości zdobywał się jednak na przyznanie, że to wszystko z powodu lęku przed nimi. Nie umiał bez kobiet żyć, pociągały go wręcz do szaleństwa, a równocześnie - bał się. Bronił się zatem, jak umiał, to znaczy wylewał żółć. Gdy czytam te najostrzejsze fragmenty, nie czuję się obrażona jako kobieta, raczej jest mi go żal. Widzę kłębowisko głęboko skrywanych kompleksów. Wydaje mi się zresztą, że na starość złagodniał pod tym względem, pewnie w dużej mierze dzięki swojej drugiej żonie - wspaniałej, mądrej, ciepłej kobiecie.
PAP: We wspomnieniach o Mrożku przewijają się określenia „samotnik”, „trudny w kontakcie” (ktoś mówił nawet o „autyzmie” Mrożka). Jak to wyglądało naprawdę? Dlaczego ludzie którzy cenili Mrożka, nawet się z nim przyjaźnili, tak często zrywali z nim kontakt – tak się stało z Wisławą Szymborską...
M.N.: Milczenie Mrożka było legendarne. Krążą o tym anegdoty, np. jak na przełomie lat 50. i 60. do Warszawy przyjechał Friedrich Dürrenmatt. Mrożek - wówczas początkujący dramaturg - poszedł na spotkanie z nim, ale cały czas siedział cicho, co nawet trochę zdziwiło zebranych. W końcu Konstanty Puzyna zapytał go szeptem, czy nie zadałby jednak jakiegoś pytania. Mrożek miał na to odpowiedzieć półgłosem - tak, że wszyscy go usłyszeli: „Zapytaj go: co słychać?”. Ale jest oczywiście i druga strona tej jego nieprzystępności, bo bywał też po prostu przykry i niesprawiedliwy. Szymborska akurat zerwała z nim znajomość po tym, jak w „Baltazarze” bez weryfikacji powtórzył plotki o domniemanym donosicielstwie jej byłego męża Adama Włodka. Sprawa jest złożona, bo potem się okazało, że Włodek rzeczywiście donosił. Jako ideowy komunista pisał donosy obywatelskie, pod którymi podpisywał się z imienia i nazwiska. Nie ulega jednak wątpliwości, że Mrożek wiele mu w młodości zawdzięczał.
PAP: W ostatnich dniach odbyła się premiera filmu Wajdy o Wałęsie. Mrożek też w swoim czasie uległ pokusie napisania o nim. Dlaczego właśnie tej sztuki się trochę wstydził? Tj. czy wstydził się, że napisał słaby dramat, czy naiwności w ocenie Wałęsy?
M.N.: Rozczarowania bohaterem raczej nie było, choć rozmawialiśmy na ten temat już jakiś czas temu i nie mogę mieć pewności, że nic się potem nie zmieniło. Mrożek mówił mi, że szanuje Wałęsę. Umiał jednak przyznać, że ta sztuka mu się nie udała. Być może akurat w tym przypadku rzeczywiście zabrakło mu trochę wyczucia niuansów doby „Solidarności”. Zresztą warto pamiętać, że wszystkich jego sztuk było kilkadziesiąt. Nikt chyba jeszcze nie napisał kilkudziesięciu arcydzieł.
PAP: Czy książka będzie ilustrowana? Czy poznamy jakieś nowe zdjęcia? Rysunki?
M.N.: Udało mi się dotrzeć do kilku perełek - przede wszystkim z wczesnej twórczości Mrożka, do której niekoniecznie chętnie się potem przyznawał. Czy wiedziała pani, że był autorem pierwszego w Polsce komiksu o superbohaterze? Jeśli tak, to stawiam obiad, bo jeszcze nie spotkałam osoby, która by o tym wiedziała.
PAP: Co kryje się jeszcze w archiwach mrożkowych? Czy można mieć nadzieję, że coś jeszcze z jego twórczości wypłynie?
M.N.: Pod koniec życia, gdy z powodu choroby nie bardzo mógł już pisać, Mrożek systematycznie publikował swoje archiwa. Nie tak dawno mówił mi w rozmowie, że nie ma tam już nic szczególnego. Nie spodziewałabym się rewelacji, choć oczywiście nie można wykluczyć, że nikt nie wyskoczy nagle z jakimś „Największym wydarzeniem literackim XXI wieku” - w końcu już w dniu jego śmierci wydawca nie omieszkał ogłosić, że być może opublikuje jeszcze „Dziennik” z lat 90., na co wcześniej nie było zgody autora. Obecnie trudno coś jednak ustalić ponad wszelką wątpliwość, bo kilka miesięcy przed śmiercią Mrożek przekazał swoje archiwa Fundacji im. Jana Michalskiego, która wciąż utrudnia do nich dostęp, powołując się na względy prawne i inne. Przyznam, że sytuacja jest dla mnie niezrozumiała i mam nadzieję, że szybko się wyjaśni. Miłośnicy twórczości Sławomira Mrożka zasługują na to, by mieć wgląd do tych materiałów, co zresztą było obiecywane od samego początku.
PAP: Ciekawa jestem, co by powiedział Mrożek na to, że chowają go w Panteonie Narodowym, że konie w kirze, przemowy władz i w ogóle wielka feta w dość narodowym stylu, z którego lubił się naśmiewać. Osobiście mam wrażenie, że skwitowałby to jakimś celnym a złośliwym bon motem. Co Pani o tym myśli? Dla mnie te plany pogrzebu to typowa sytuacja „jak z Mrożka”.
M.N.: Wszyscy to teraz powtarzają, a ja panią zaskoczę. To będzie może trochę niepoprawne, ale... moim zdaniem, celowo nie sprecyzował swojej woli dotyczącej pogrzebu, tak jak zrobiła to np. Wisława Szymborska, tylko ograniczył się do wskazania, że chciałby być pochowany w Krakowie. Był człowiekiem, któremu jednak przez całe życie ogromnie zależało na uznaniu, a nie mógł przecież napisać w testamencie: „Proszę mnie pochować w Panteonie Narodowym”. W ostatnim czasie był już co prawda mocno zobojętniały, ale trudno mi uwierzyć, by jego charakter radykalnie się zmienił. Wciąż sumienne odbierał honory, jak chociażby Order „Ecce Homo” czy doktorat honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Tak czy owak, pogrzeb jest, jaki jest, i powinniśmy to uszanować - nawet jeśli w duchu śmieszy nas trochę obowiązek akredytacji jak na koncert rockowy.
Małgorzata I. Niemczyńska - dziennikarka „Gazety Wyborczej”, autorka książki „Mrożek. Striptiz neurotyka”, która 22 października ukaże się nakładem wydawnictwa Agora
Rozmawiała Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ ls/