Poetyckie, historyczne i awangardowe murale, które na stałe wpisały się w przestrzeń miejską Wielkopolski, coraz częściej aspirują do arcydzieł sztuki współczesnej. Prof. Andrzej Syska z UAP twierdzi jednak, że nadużyciem jest nazywanie ich „współczesnymi freskami”.
„Obecnie mamy do czynienia z wieloma przykładami wizualnych interwencji w tkankę miasta. Zarówno w postaci murali jak i graffiti, które reprezentują bardzo zróżnicowany poziom. Są wśród nich takie, które z pewnością można określić mianem dzieła sztuki. Niestety, sporą ich część stanowią też takie, które są po prostu bazgrołami zaśmiecającymi przestrzeń miast” – podkreślił w rozmowie z PAP prof. Andrzej Syska z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu.
Jego zdaniem obecnie w Polsce jest zaledwie kilku autorów murali, których prace reprezentują naprawdę wysoki poziom i mają ciekawe walory artystyczne. Jak zaznaczył, przekłada to się później w niektórych przypadkach na ich karierę i popularność. Większość autorów prac realizowanych w publicznych przestrzeniach miast pozostaje jednak nieznana lub pracuje wyłącznie pod pseudonimem.
„Moim zdaniem nazywanie murali +freskami współczesności+ to pewnego rodzaju nadużycie. Zdarzają się wśród tych propozycji bardzo interesujące przykłady, ciekawe również pod względem artystycznym, ale określanie ich arcydziełami sztuki współczesnej to w mojej opinii zbyt wiele” – mówił.
„Murale mają zupełnie inną wartość, mierzoną w innych kategoriach; przede wszystkim estetycznych, przez co stanowią na pewno interesujące próby ożywienia, uatrakcyjnienia miejskiej przestrzeni. Natomiast z pewnością do arcydzieł, przeważającej ich części sporo jeszcze brakuje” – dodał.
„Obecnie mamy do czynienia z wieloma przykładami wizualnych interwencji w tkankę miasta. Zarówno w postaci murali jak i graffiti, które reprezentują bardzo zróżnicowany poziom. Są wśród nich takie, które z pewnością można określić mianem dzieła sztuki. Niestety, sporą ich część stanowią też takie, które są po prostu bazgrołami zaśmiecającymi przestrzeń miast” – podkreślił w rozmowie z PAP prof. Andrzej Syska z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu.
Syska podkreślił jednak, że jedną z największych zalet murali jest popularyzacja sztuki – „ze względu na miejsce usytuowania tych dzieł autorzy mają znacznie większą publiczność. W tym sensie jest to na pewno pożyteczny a bywa, że i atrakcyjny sposób upowszechniania sztuki i kultury. Zdarza się, że murale są również nośnikami ciekawych idei i manifestacją światopoglądową, które możemy odnaleźć w najciekawszych realizacjach na ścianach miast”.
Murale, wcześniej charakterystyczne dla większych miast regionu, jak Poznań, Gniezno czy Piła, coraz częściej pojawiają się również w mniejszych miejscowościach; 32-tysięcznym Turku czy 25-tysięcznym Jarocinie. W połowie września odsłonięto mural upamiętniający Powstanie Wielkopolskie w miejscowości Rzadkowo w powiecie chodzieskim, w której mieszka niespełna 500 mieszkańców.
Siedem murali znajduje się także w 64-tysięcznym Lesznie. Przedstawiają m.in. cwałującego ułana, lotnika, byka, zburzenie kościoła św. Szczepana w komiksowych realiach i łowcę talentów - człowieka zapierającego się nogami i łowiącego na wędkę ryby o ludzkich kształtach. Niebawem ma zostać odsłonięty kolejny, przedstawiający stworzony z pikseli portret urodzonego w tym mieście poety Stanisława Grochowiaka.
Wszystkie z leszczyńskich murali zostały sfinansowane z budżetu miasta i jak podkreślił rzecznik prasowy prezydenta Leszna Rafał Kotomski - „Jest to tani, prosty, czytelny i bardzo spektakularny sposób żeby przestrzeń publiczną zmienić i upiększyć. Kosztuje to wielokrotnie mniej niż np. remont elewacji kamienicy, przestają też straszyć jakieś brzydkie ściany czy stare, szpecące miasto reklamy”.
Kotomski zaznaczył, że murale spotykają się z bardzo pozytywną reakcją mieszkańców Leszna. Na początku września odsłonięto także mural w sali sesyjnej, którego inicjatorem był sam prezydent miasta Łukasz Borowiak.
„W Sali sesyjnej powstała XVIII wieczna panorama Leszna. Wcześniej była to po prostu duża ściana, zupełnie pusta, a przecież jest to jedna z najważniejszych sal urzędu, w której odbywają się nie tylko sesje rady miasta, ale także różne komisje, posiedzenia i spotkania” – powiedział Kotomski.
„Murale to coś zupełnie nowego, co wnosi coś wartościowego w przestrzeń miasta, która jest u nas szaro-bura. Miasta zazwyczaj nie mają pieniędzy, są zadłużone i ciągle muszą wydawać pieniądze na inwestycje infrastrukturalne. Programy i inicjatywy, które miałyby estetyzować przestrzeń publiczną są albo pomijane, albo mają bardzo małe budżety” – zaznaczył.
Grzegorz Polak z Urzędu Miasta Poznania od ponad dwóch lat jest jednym z koordynatorów projektu „Poznań promuje sztukę nie wandalizm". W rozmowie z PAP podkreślił, że poza samymi muralami, coraz większą wartość artystyczną prezentuje także uliczne graffiti, które w niektórych przypadkach również osiąga wielkoformatowe rozmiary.
„Dzięki projektowi pokazujemy, że graffiti da się lubić, że to nie jest niszczenie mienia, bo dzięki nam grafficiarze robią to zupełnie legalnie” – podkreślił Polak. Dodał, że obecnie w Poznaniu jest ponad 20 miejsc, na których legalnie można malować graffiti.
„Cieszy nas, że te miejsca teraz żyją. Nowe, kolorowe malowidła pojawiają się na ścianach, wiaduktach, mostach, murach oporowych i przejściach podziemnych. Swoje ściany i elewacje udostępniają także szkoły i przedszkola” – powiedział.
Zdaniem Polaka najważniejsze jest jednak, aby społeczeństwo potrafiło odróżnić tzw. artystów ulicznych od zwykłych wandali, którym zależy jedynie na niszczeniu mienia.
„Musimy odróżnić tagerów, wandali od prawdziwych grafficiarzy. To też jest jeden z celów tego programu; pokazujemy, że graffiti może był fajne, przyjemne, kolorowe, może coś sobą reprezentować, pokazywać, że nasza rzeczywistość nie musi być szaro-betonowa, a mogą to być kolorowe miejsca. Pokazujemy że grafficiarze to nie tagerzy, którzy podpisują się zupełnie na wszystkim, i od których ścigania jest straż miejska i policja” - zaznaczył.
Graffiti w Poznaniu przekroczyło nawet granice miejskiej przestrzeni i pojawiło się w miejscu niedostępnym dla przeciętnego poznaniaka. Jedną z inicjatyw, która została zrealizowana w ramach projektu było stworzenie graffiti na terenie poznańskiego aresztu śledczego.
Mural, jest pochodzącym z jęz. hiszpańskiego, określeniem dekoracyjnego malarstwa ściennego, prezentowanego szczególnie w przestrzeni miejskiej. W Polsce pojawił się jako połączenie malarstwa, grafiki i plakatu, i upowszechnił w połowie lat 60. jako reklama naścienna.
„Grafficiarze malowali m.in. spacerniaki. Jednym z projektów był Lucky Luck i jego bracia – złoczyńcy. Był to projekt, który osadzeni pomagali realizować: przygotowując ściany, kładąc podkład pod farbę. Sztuka graffiti zadziałała wtedy w pewnym sensie także resocjalizacyjnie” – powiedział Polak.
„Najważniejsze, to żeby uświadomić władzom miast, tak jak to jest w Poznaniu, że z artystami ulicznymi, grafficiarzami nie można walczyć, ale dać im możliwość rozwijania pasji, i pomóc im się realizować. Wtedy przestrzeń miasta naprawdę zaczyna zyskiwać” – zaznaczył.
Mural, jest pochodzącym z jęz. hiszpańskiego, określeniem dekoracyjnego malarstwa ściennego, prezentowanego szczególnie w przestrzeni miejskiej. W Polsce pojawił się jako połączenie malarstwa, grafiki i plakatu, i upowszechnił w połowie lat 60. jako reklama naścienna. W ostatnich latach najczęstszym tematem miejskich murali są wydarzenia historyczne, wizje awangardowe oraz poezja, która prezentowana jest w formie wierszy napisanych w artystycznej formie na ścianach kamienic.
Przez niektórych artystów murale zaliczane są do street art-u, czyli sztuki ulicznej. Wówczas porównywane są m.in. z miejskim graffiti.
Anna Jowsa (PAP)
ajw/ pz/