Mam naturę outsidera i właśnie tacy bohaterowie najbardziej mnie interesują. Pochodzę z Palestyny, ale musiałem szybko opuścić rodzinne gniazdo. Wiem, co to znaczy żyć w miejscach, w których zawsze jest się obcym - powiedział PAP Tawfeek Barhom. „Chłopiec z niebios” Tarika Saleha, w którym Barhom zagrał główną rolę - od piątku w polskich kinach.
Głównym bohaterem "Chłopca z niebios" jest Adam (w tej roli Tawfeek Barhom) – syn rybaka pochodzący z maleńkiej wioski, który otrzymuje stypendium na prestiżowym, muzułmańskim uniwersytecie Al-Azhar w Kairze. Chłopak usiłuje odnaleźć się w uczelnianej układance, choć okoliczności nie są sprzyjające. Stojący na czele instytucji wielki imam na oczach studentów doznaje ataku serca i umiera. Jego odejście rozpoczyna bezpardonową walkę o wpływowe stanowisko, którą obserwuje oszołomiony Adam. Dezorientacja chłopaka pogłębia się, gdy staje się świadkiem morderstwa jednego ze swoich kolegów. Niebawem do Adama zgłasza się agent aparatu państwowego, pułkownik Ibrahim (Fares Fares), który nakłania go, by został szpiegiem wewnątrz uczelni. Egipskim władzom bardzo zależy, by funkcję wielkiego imama przejął ich kandydat. Student ma dopilnować, by nic nie stanęło na drodze do jego zwycięstwa.
Tawfeek Barhom: Jak nazywa się najbardziej prestiżowa szkoła filmowa w Polsce?
PAP: Szkoła Filmowa w Łodzi. Dlaczego pytasz?
T.B.: Tarik Saleh namawiał mnie, żebym studiował tam reżyserię. Jego zdaniem to najlepsza uczelnia. Rozważałem studia w Łodzi, ponieważ chciałbym zająć się kręceniem filmów. Wiesz, kiedy pracuje się na planach, człowiek często ma poczucie, że niewiele wie o tej pracy i że przydałby się mu dyplom. Zawsze w takich chwilach mówię sobie, że przecież jestem częścią tej branży od dziesięciu lat. Dzięki wszystkim zebranym w tym czasie doświadczeniom poznałem kino od podszewki.
PAP: Jaki film chciałbyś wyreżyserować?
T.B.: Hołduję zasadzie, że artysta powinien uważnie przyglądać się swojemu życiu, rozpoznać, co jest jego siłą, czego się o sobie dowiedział. Mam naturę outsidera i właśnie tacy bohaterowie najbardziej mnie interesują – Żydzi mieszkający pośród chrześcijan, ludzie czarnoskórzy w społecznościach zdominowanych przez białych. Zawsze ciągnęło mnie do tego typu historii. Pochodzę z Palestyny, ale musiałem szybko opuścić rodzinne gniazdo. Wiem, co to znaczy żyć w miejscach, w których chciałoby się być traktowanym jak inni, ale zawsze jest się obcym. Właśnie takie filmy będę realizował. Mam już scenariusz i wszystko zmierza we właściwym kierunku.
PAP: Napisałeś go sam?
T.B.: W zasadzie mam dwa scenariusze. Jeden z nich początkowo miał być pełnometrażową fabułą. Wszyscy moi znajomi pukali się w czoło, gdy się o tym dowiedzieli. Próbowali mi wytłumaczyć, że lepiej byłoby zacząć od krótkiego metrażu. Pisząc go, spotykałem się z przyjaciółmi, którzy robią pierwsze pełnometrażowe filmy. Uświadomiłem sobie, że zanim otrzymali tę szansę, musieli wygrać kilka bitew, przejść swoją drogę. Stwierdziłem więc, że zrobię film krótkometrażowy, bo dzięki temu wygram kilka pojedynków. Napisałem półgodzinny film, co jest dość nieoczywiste. Żeby dostać się z takim obrazem na jakikolwiek festiwal, musi on być lepszy niż wiele innych filmów krótkometrażowych. Ale mnie to nie zniechęca. Chcę robić takie rzeczy. Oglądałaś "Przeżyć" Jonasa Pohera Rasmussena? To niesamowity film, prawda? Podoba mi się pomysł, że widz śledzi drogę, jaką ktoś musi przebyć w poszukiwaniu schronienia. Zwykle postrzega się uchodźców jako ludzi, którzy uciekają ze swojego kraju z powodu prześladowań albo wojny. Rzadko zastanawiamy się, co oznacza dla tych osób przekroczenie "złotej bramy".
PAP: Kiedy Tarik Saleh wysłał ci scenariusz "Chłopca z niebios", od początku byłeś przekonany, że chcesz zagrać Adama – młodego mężczyznę postawionego w sytuacji bez wyjścia?
T.B.: Nie. Miałem wątpliwości, czy przyjąć tę propozycję. Zwierzyłem się Tarikowi, że nie do końca rozumiem język jego opowieści. To trochę tak jakby francuski reżyser zadzwonił do włoskiego aktora i zaproponował mu rolę w swoim filmie. Chciałem wypaść autentycznie, ale bałem się, że nie będę w stanie. W końcu powiedziałem Tarikowi, że przyjmę rolę Adama pod warunkiem, że będę mógł zostać współtwórcą filmu. Nie rozumiał, co mam na myśli. Dopiero później, kiedy to omówiliśmy, okazało się, że podobnie patrzymy na wiele spraw. Nawiązaliśmy prawdziwą współpracę.
Z każdego zadania aktorskiego chcę wynieść coś dla siebie. Wcześniej przez pół roku pracowałem z Terrencem Malickiem. Najpierw chciał powierzyć mi małą rolę. Miałem spędzić na planie dwa dni. Odmówiłem, tłumacząc, że nie mogę zagrać epizodu w filmie o Jezusie, ponieważ mam na swoim koncie wiele takich filmów. Chyba nie do końca rozumiał, o co mi chodzi, ale dla własnego spokoju zaproponował: zagraj Johna, a będziesz z nami od pierwszego dnia do samego końca. Odpowiedziałem, że to świetny pomysł. Na planie ciągle improwizowaliśmy. Tak już jest z Terrencem. Nigdy nie wiesz, jaki film kręcisz. On sam też nie wie. Po prostu wręcza ci szkic trzech, czterech monologów, które napisał. Masz je przeczytać, ale nie uczyć się tego na pamięć. Tak było również tym razem.
PAP: Jak zbliżałeś się do swojego bohatera z "Chłopca z niebios"?
T.B.: W ogóle nie przygotowywałem się do tej roli. Wychodzę z założenia, że uczymy się przez całe życie, doświadczając różnych rzeczy. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć zaczynam zastanawiać się, kim jest mój bohater, jak go widzę i jak chciałbym go zagrać. A później wchodzę na plan i skaczę na główkę. Zanurzam się w historii i myślę tylko o niej. Każdego dnia przeżywam olśnienia, czym dokładnie jest. Dla Tarika to też było nowe doświadczenie. Powiedział, że gdybyśmy spotkali się pięć lat wcześniej, powstałby zupełnie inny film, bo zarówno on, jak i ja jesteśmy w ciągłym procesie zmiany. Nie znałem Tarika wcześniej, ale bardzo spodobała mi się jego odwaga, gotowość do skoku na głęboką wodę. Właśnie tym jest dla mnie sztuka. Jeśli ciągle chcesz mieć wszystko pod kontrolą, wprawdzie coś osiągniesz, ale nie jestem pewien, czy można to nazwać sztuką.
PAP: Co dała ci praca na planie tego filmu?
T.B.: Przekonałem się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy po prostu zaufać sobie i swojemu ciału, które wykona pracę za ciebie. Dzięki Tarikowi, który powierzył mi niektóre obowiązki producenta, upewniłem się, że będę w stanie zrealizować własny film. Udało mi się pokonać wiele przeszkód, które wydawały się nie do przeskoczenia. Np. niewidomego szejka miał zagrać inny aktor, ale w ostatniej chwili okazało się, że nic z tego nie wyjdzie. Wtedy wymyśliłem, że zaproponujemy tę rolę Makramowi Khoury’emu. Zadzwoniłem do niego, jednak okazało się, że za dwa dni ma operację. Tarik siedział obok mnie, podenerwowany. Bałem się, że tym razem skok do wody zakończy się rozbiciem głowy o skałę. Z negatywnych myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu. To Makram. Okazało się, że będzie mógł wystąpić w filmie, ponieważ jego lekarz zgodził się przesunąć operację o dwa tygodnie. "Ale musisz obiecać mi jedną rzecz" – powiedział Khoury. "Co takiego?" – zapytałem. "Że scenariusz jest naprawdę dobry". "Jest dobry, przyjeżdżaj". Jestem szczęśliwy, że zagrał w "Chłopcu z niebios". Takie doświadczenia uświadamiają ci, że możesz wziąć na swoje barki więcej niż ci się wydaje.
PAP: Obraz Tarika Saleha to mocny, wielowarstwowy thriller polityczny, który trzyma w napięciu do samego końca. Prywatnie jesteś fanem kina gatunkowego?
T.B.: Tak. Nie wiem, dlaczego kino gatunkowe ma tak złą prasę. Wychowałem się na nim. Najlepsze tytuły, w których wystąpiłem, były filmami gatunkowymi. Twórcy, którzy potrafią zrealizować film gatunkowy, nasycając go treścią, są dla mnie mistrzami. Weźmy choćby "Taksówkarza" Martina Scorsese. To jeden z najlepszych obrazów, jakie widziałem w całym swoim życiu. Cieszę się, że mogę grać w filmach gatunkowych. Uważam, że nadają one historiom uniwersalnego charakteru.
PAP: Twój debiut reżyserski też taki będzie?
T.B.: Mój scenariusz również zawiera suspens. Czytając go, czujesz napięcie. Chcesz wiedzieć, co się wydarzy, ale to po prostu historia o uchodźcach, którym udało się dotrzeć do Europy. Tak wyglądało moje życie. Musiałem szybko podejmować decyzje i iść naprzód. Ktoś w Cannes zapytał mnie, dlaczego Adam nie zbuntował się, dlaczego nie oświadczył, że – bez względu na konsekwencje - pewnych rzeczy nie zrobi. Odpowiedziałem mu, że nie każdy ma w życiu ten luksus, że może powiedzieć "nie". Tak już jest.
PAP: A gdybyś miał wskazać, co w głównej mierze ukształtowało cię jako artystę, byłoby to kino czy jednak pochodzenie?
T.B.: Zdecydowanie moje pochodzenie. I ludzie, których poznałem w branży filmowej. Jako aktor mam to szczęście, że mogę pracować z legendami, wypić z nimi kawę, porozmawiać, dowiedzieć się, w jaki sposób kręcą, co ich w kinie porusza. Każdego dnia czegoś się od nich uczysz, choć robisz to zupełnie podświadomie. Dlatego ciągle obawiasz się, że nic nie wiesz. A chwilę później uświadamiasz sobie, że przecież nikt nie wie wszystkiego.
Rozmawiała Daria Porycka (PAP)
Wyróżniony nagrodą za scenariusz podczas ubiegłorocznego festiwalu w Cannes "Chłopiec z niebios" w piątek wchodzi do polskich kin. Dystrybutorem obrazu jest M2 Films. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ aszw/