Polski bas-baryton Tomasz Konieczny występował na scenie Metropolitan Opera w „Latającym Holendrze”. Powiedział PAP, że Ameryka mu mentalnie odpowiada, bo lubi duże teatry i duże przestrzenie.
Śpiewak ocenił, że „Latający Holender” Wagnera jest traktowany troszeczkę po macoszemu zarówno przez twórców kreatywnych, czyli reżysera i dyrygenta, jak i muzykologów i recenzentów. Dodał, że młody kompozytor stworzył to dzieło, jako operę romantyczną wzorowaną na muzyce włoskiej i była to jego pierwsza tzw. opera kanoniczna.
„Należy do tytułów wystawianych podczas Festiwalu w Bayreuth. Charakteryzuje się wprowadzeniem duetów, tercetów i powtórzeniami tekstów. Nie ma jednak zbyt dobrego zakończenia i po poszczególnych „numerach“ zwyczajowo nie ma oklasków. Jednak w Nowym Jorku za każdym razem po monologu Holendra wybuchały brawa, a na premierze wręcz owacyjne. Nie ukrywam, że było to bardzo przyjemne, choć trochę mnie to zdziwiło, wręcz zaniepokoiło. Absurdalnie pomyślałem, że może będę miał z tego powodu problemy, jako wykonawca” – przeczuwał Konieczny.
Przypomniał, że Wagner stworzył później rewolucyjny gatunek, operowy: dramat muzyczny. Sprawdza się w tej formie, jako twórca najlepiej. Opowiada o ważnych, ludzkich sprawach, ich istotnych problemach, psychologii, przeżyciach. Jego muzykę nazwał bardzo humanitarną.
„Nieraz tworzy się dzisiaj cliché, niedobre standardy. Np. Woody Allen powiedział kiedyś, że jak słyszy +Cwał Walkirii+, ma ochotę najechać na Polskę. Takie stereotypy osadzają się w świadomości społecznej i niestety funkcjonują. Jest to niesprawiedliwe dla Wagnera. Nie można zanegować, że był antysemitą, natomiast w jego czasach antysemitami byli niemal praktycznie wszyscy ludzie należący do burżuazji, czy arystokracji. Taka była ówczesna mentalność. Fakt, że potem, kiedy Wagner dawno nie żył, propaganda nazistowska używała muzyki Wagnera dla swoich partykularnych interesów, nie jest winą twórcy Wagnera” – zaznaczył Konieczny.
Wyraził żal, że próbuje się ideologicznie zaszufladkować kompozytora, który był w opinii śpiewaka humanistą, pokazywał ludzką naturę, emocje, niemożność osiągnięcia pewnych celów. Za przykład wymienił „Tristana i Izoldę”, opowieść o miłości dwojga ludzi, ale jeszcze bardziej o ich tęsknocie, niemożności spotkania.
„Traktowanie +Latającego Holendra+ jako dzieła młodego kompozytora podkreśla w Met także fakt wyboru 29-letniego dyrygenta, Thomasa Guggeisa. Jest niezwykle zdolnym człowiekiem, na granicy geniuszu” – zapewniał.
Według Koniecznego nie należy bagatelizować trudności w wystawianiu tej opery. Postać Holendra, Senty, a w mniejszym stopniu Eryka, są bardzo trudne do zaśpiewania.
„Jako człowiek, który fascynuje się muzyką Wagnera i śpiewa ją od bardzo wielu lat, Holendra zostawiłem sobie niemal na sam koniec. Po zgromadzonych doświadczeniach zawodowych mogę w tej partii obecnie wiele zaproponować” – przyznał bas-baryton.
Reżyserem spektaklu w Met jest François Girard. „Latający Holender” powstał zgodnie z jego koncepcją i pomysłem. Zmienił tylko nieznacznie pierwotną wersję zaprezentowaną w Nowym Jorku w 2020 roku.
„Współpracowało się z nim bardzo dobrze. Etykietą Metropolitan Opera jest profesjonalizm. Wszystko jest na bardzo wysokim, by nie powiedzieć najbardziej profesjonalnym poziomie na świecie. Cały zespół muzyczny, reżyserów, asystentów, inspicjent, wszystko jest niezwykle starannie przygotowane” – przekonywał Konieczny.
Zwrócił uwagę, że już pierwsze dni pracy w Met przynoszą poczucie ogromnej ulgi. Nie ma problemów, z którymi się można spotkać gdzie indziej. Współpracę z zespołem określił jako wzorcową.
„Co do Guggeisa, jest stanowczy, konsekwentny, wie, czego chce, a jednocześnie jest bardzo skromny i kulturalny. Jest otwarty i słucha. Rozmawiałem kiedyś z Christianem Thielemannem i powiedział, że w Bayreuth +Latający Holender+ jest pozycją najtrudniejszą do dyrygowania ze względu na konieczność koordynacji pracy wszystkich na scenie i w kanale orkiestrowym” – opisywał śpiewak.
Jego zdaniem zważywszy, że Guggeis właśnie zadebiutował w Met jako 29-latek, wywiązał się z zadania świetnie. Ma bowiem do czynienia z ogromnym organizmem muzycznym.
„W samym chórze jest ok. 150 osób, a także orkiestra jest większa niż zazwyczaj. Jestem pełen podziwu dla kunsztu młodego dyrygenta” – mówił śpiewak.
Całą obsadę Met portretował jako niezwykle profesjonalną.
„Elza van den Heever debiutująca w partii Senty i w ogóle w roli wagnerowskiej, robi to świetnie. Eric Cutler, który śpiewa u nas partię Eryka, a wykonywał ją również w Bayreuth w ostatnich dwóch latach, jest znakomity. Miałem okazję współpracować z nim w Zurychu w produkcji +Walkirii+” – mówił Konieczny.
Swoje kolejne już spotkanie z Met ocenił za jako bardzo ważne wydarzenie w karierze.
„Są bardzo istotne dla kariery każdego śpiewaka miejsca na światowej mapie operowej. Dwa z nich, to duże festiwale; najpierw przez kilka lat z rzędu występowałem na festiwalu Salzburger Festspiele, a następnie w najważniejszym festiwalu wagnerowskim, Bayreuther Festspiele. Jest istotny zwłaszcza dla mnie, jako wagnerzysty i jest to jedyny festiwal, który wystawia dzieła tylko jednego kompozytora. Teatr na zielonym wzgórzu zaprojektował sam i zbudował Wagner. W 2018 roku debiutowaliśmy tam wraz z Piotrem Beczałą, jako pierwsi Polacy obsadzeni w głównych rolach” – opowiadał bas-baryton.
Za prawdziwe otwarcie kariery uznał wcześniejszy przebojowy debiut w Operze Wiedeńskiej w partii Albericha.
„Tamtejsza publiczność mnie bardzo ukochała i potem przez 9 lat śpiewałem Wotana, co się chyba nigdy nie zdarzyło żadnemu śpiewakowi w historii tego teatru” - akcentował. Za ważne w swej karierze wymienił także występy w La Scali, Paryżu, Monachium, Berlinie i innych teatrach niemieckich.
W Met śpiewak zadebiutował w 2019 roku. Cykl „Pierścień Nibelunga” okazał się spektakularnym sukcesem, o którym jeszcze nawet teraz pisze prasa. Po raz ostatni w życiu śpiewał tam partię Alberyka. Obecnie wciela się tylko w Wotana. Po tym sukcesie w roku 2019 dyrektor Met Peter Gelb zaproponował mu tytułową rolę Holendra.
W odniesieniu do reakcji krytyków na występ w „Latającym Holendrze”, śpiewak ocenił, że tak dobre recenzje zdarzają się rzadko, zwłaszcza w „New York Timesie”.
„Byłem bardzo zaskoczony, ponieważ w trakcie ostatnich kilku lat krytyka operowa koncentruje się niestety głównie na reżyserze, ewentualnie na dyrygencie. O śpiewakach pisze się bardzo niewiele. Tym razem jednak np. +Opera Wire+ zamieściła cały ogromny artykuł poświęcony w dużej części mojej interpretacji. Nie wierzyłem własnym oczom. To nie jest typowe. Może tylko, jeśli robi się wywiad z artystą, to jest mu wtedy poświęcony w całości. Jest rzadkością, by recenzja koncentrowała się tak bardzo na jednym artyście” – ocenił śpiewak.
Jak przyznał jest to dla niego miłe z ludzkiego punktu widzenia. Artyści czekają na opinie o ich pracy i nie wiedzą, co się w recenzji pojawi.
„Prasa w Nowym Jorku jest dla mnie bardzo łaskawa. Uwielbiam nowojorską publiczność, teatr i akustykę w Met. Wydaje mi się, że ta akustyka również lubi mnie i mój głos. Wszystko to się zespala i mogę tylko podziękować za tak dobre przyjęcie i dziesiątki bardzo miłych słów doceniających moją pracę.
Wyznał, że niezręcznie jest mu się chwalić, z drugiej strony nie jest już w takim wieku, aby być zawstydzonym. Był bardzo mile zaskoczony zgotowanym mu przyjęciem.
„W przyszłym sezonie nie wystąpię w Nowym Jorku, kalendarz jest wypełniony. W kolejnych prawdopodobnie będę w Met co roku, a z rozmowy z dyrektorem Met Peterem Gelbem wynika, że współpraca nabierze tempa w przyszłości” – powiedział Konieczny.
W roli Holendra wystąpi już we wrześniu i w październiku w Lyric Opera of Chicago.
„Ameryka mentalnie mi odpowiada, lubię duże teatry i duże przestrzenie. Jest ich tutaj sporo” – konkludował polski śpiewak.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ dki/