Film „Słodki koniec dnia” z muzyką Daniela Blooma i Leszka Możdżera wyreżyserował Jacek Borcuch. "Mój pobyt na planie to uważne przyglądanie się pracy reżysera z aktorami i operatorem. Dzięki temu wiecej rozumiem i dokładnie wiem, o czym będą dane sceny" – powiedział PAP o kulisach powstawania płyty Bloom.
Do współpracy przy pisaniu muzyki do filmu Jacka Borcucha "Słodki koniec dnia" (miał premierę w ostatni piątek) Daniel Bloom zaprosił jazzmana Leszka Możdżera. Muzycy pracowali już wcześniej z reżyserem, m.in. przy soundtracku do jego filmu "Tulipany". Bloom podkreślał, że to właśnie dzięki Możdżerowi "pokochał jazz".
Płyta z muzyką z filmu "Słodki koniec dnia" łączy jazz z muzyką elektroniczną. Na pytanie czy od początku pomysłem na soundtrack był balans między elektroniką i jazzem, Bloom w rozmowie z PAP powiedział, "nie było czegoś takiego jak pomysł na soundtrack. Była to biała kartka i praca na planie, a potem w studiu z obrazem".
Bloom, jak ma w zwyczaju, spędził dużo czasu na planie filmu.
"Praktycznie byłem na całych zdjęciach - teraz, jak i przy wcześniejszych produkcjach Jacka Borcucha. Mój pobyt na planie to uważne przyglądanie się pracy reżysera z aktorami i operatorem. To uczestniczenie w powstawaniu filmu. Dzięki temu więcej rozumiem i dokładnie wiem, o czym będą dane sceny. Wiem, jak będą wyglądać i jaką będą miały formę. Myślę, że znacznie łatwiej i pełniej można pracować nad muzyką, wiedząc to wszystko. Z pewnością byłbym o wiele uboższy, gdybym pracował tylko ze zmontowanymi materiałami i scenariuszem" - powiedział.
Duży udział w powstawaniu soundtracku "Słodkiego końca dnia" miał Leszek Możdżer, pojawia się w siedmiu kompozycjach. Bloom podkreślił jednak, że "praca z Leszkiem jest ostatnim etapem mojej pracy nad muzyką. Nie pracujemy razem jako team i nie komponujemy wspólnie. Nigdy też nie planuję i nie zakładam, że on się pojawi".
"Jeśli uznam, że ważną częścią aranżu będzie fortepian, czy utwór jazzowy, wtedy sprawdzam jego (Możdżera - PAP) dostępność i pytam, czy ma ochotę na współpracę. Tak było też w tym przypadku. Wiedziałem, że potrzebny będzie utwór jazzowy, do sceny w domu, kiedy bohaterka słucha płyty. Był konkretny brief na tego rodzaju utwór" - powiedział.
Muzyk dodał także, że Możdżer namówił go na zmianę kwartetu smyczkowego na kwartet wiolonczeli, "to był znakomity pomysł, który sprawił, że muzyka zabrzmiała bardziej surowo".
Akcja filmu Jacka Borcucha rozgrywa się w toskańskim miasteczku Volterra, gdzie polska poetka żydowskiego pochodzenia, laureatka Nagrody Nobla Maria Linde (w tej roli Krystyna Janda) mieszka razem z mężem (Antonio Catania), córką (Katarzyna Smutniak) i wnukami. Pewnego dnia kobieta otrzymuje wiadomość o tragicznym wydarzeniu. Odbierając nagrodę przyznaną przez władze miasta, wygłasza przejmującą mowę uznaną przez publiczność za niepoprawną politycznie. Od tej chwili Maria musi mierzyć się z przykrymi konsekwencjami własnych słów i z dezaprobatą otoczenia.
Daniel Bloom opowiedział również o swoich muzycznych fascynacjach. "Wychowałem się na soundtrackach zespołu Tangerine Dream, takich jak +Firestarter+, +Sorcerer+, +Heartbreakers+ i +Wavelenght+. Także na muzyce Andrzeja Korzyńskiego oraz soundtrackach Petera Gabriela, +Ostatnie kuszenie Chrystusa+ i +Ptasiek+. Znacznie później poznałem Ennio Morricone, Johna Carpentera oraz Francisa Lai i niewątpliwie oni również odcisnęli piętno na mojej wrażliwości muzycznej" - powiedział.
Bloom jest również autorem muzyki do filmu dokumentalnego "Warszawa: Miasto Podzielone" (reż. Eric Bednarski), który miał premierę 11 maja na festiwalu Millennium Docs Against Gravity w Warszawie.
Muzyk pracował wcześniej z Bednarskim przy jego dokumencie "Neon". O ich nowej produkcji powiedział: "To bardzo ważny i potrzebny film, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Było to dla mnie wielkie wyzwanie i odpowiedzialność, żeby opisać muzycznie tak skomplikowane i mroczne dzieje. Zrobiłem to w bardzo osobisty i zarazem mocno eksperymentalny sposób".
Podkreślił, że "film dotyka tematyki początków getta warszawskiego i planu doszczętnego unicestwienia Warszawy" oraz, że "obaj nie chcieliśmy używać oczywistych rozwiązań muzycznych czy dużych orkiestracji".
"Zamysł był taki, żeby zaczarować widza w trochę inny, zaskakujący sposób. Nie chcieliśmy epatować muzyczną traumą, czy bardzo mrocznymi klimatami. To miało być bardziej zadziwiające czy niemożliwe do zrozumienia, niż bardzo smutne i płaczliwe. Myślę, że ten film dotyka wielu nieznanych wątków dziejów naszej stolicy" – dodał.
Film można jeszcze zobaczyć w ramach festiwalu 15 i 19 maja. (PAP)
autor: Wojciech Przylipiak
wbp/