Amnon Weinstein odnajduje i odnawia skrzypce, których historia łączy się z Holokaustem. „+Violins of Hope+ to projekt, który ma na celu przedstawienie instrumentów, związanych z zmarłymi muzykami lub tymi, którzy uciekli z Europy podczas i tuż po II wojnie” - mówi PAP Shlomo Mintz, skrzypek zaangażowany w przedsięwzięcie.
"Skrzypce zawsze miały duże znaczenie dla Żydów, pozwalały ukazać ich indywidualną duchowość. Wiem to z praktyki i opowieści mojego ojca. Idea wyrażenia emocji na instrumencie, zjednoczenie z nim poprzez dźwięk przyjemny dla wykonawców i słuchaczy, były mottem żydowskiego życia w XIX-wiecznej Europie" - powiedział Shlomo Mintz. W jednym z filmów o genezie przedsięwzięcia Weinstein opowiada, że "Niemcy zmuszali Żydów w orkiestrach do oszukiwania swoich kolegów. Żydzi przybywający w transportach do obozów wierzyli, że nie będzie tam źle i przeżyją, bo przy wejściu słyszeli grające w orkiestrach skrzypce". Hedy Milgron w tym samym filmie opowiadała, że kiedy jej krewni przybyli do KL Auschwitz, usłyszeli dźwięk orkiestry. Jej matka powiedziała wtedy do swojej siostry bliźniaczki: "widzisz, tutaj nie może być tak źle, ponieważ słychać muzykę".
Ocalali z obozów członkowie orkiestr, którym udawało się wyjechać do Izraela, często oddawali za jedzenie, sprzedawali lub niszczyli swoje instrumenty. Właśnie w ten sposób skrzypce trafiały do lutnika Avshaloma Weinsteina. Przyjmował je, jednak nie był w stanie się nimi zająć. Dopiero pod koniec lat 90. ubiegłego wieku, już po śmierci lutnika, jego syn Amnon postanowił odrestaurować jeden z takich instrumentów. Niestety, po zdjęciu wierzchniej płyty, zobaczył czarny pył w skrzypcach i nie był w stanie dłużej nad nimi pracować. Przypomniała mu się historia o tym, jak Żydzi grający na skrzypcach, widząc, że ich rodziny stoją w kolejkach do komór gazowych, odkładali instrumenty i szli dobrowolnie na śmierć z bliskimi.
Amnon sam zaczął poszukiwać instrumentów, których historia związana jest z Holocaustem. Niektóre z nich poznawał po gwieździe Dawida z tyłu, inne miały wyrytą wewnątrz datę i nazwiska właścicieli. Swoją inicjatywę nazwał "Violins of Hope" (Skrzypce nadziei). Instrumenty prezentowane są na koncertach, w programach edukacyjnych i na wystawach przez m.in. The Cleveland Orchestra, Case Western Reserve, The Cleveland Institute of Music, Facing History and Ourselves, Ideastream, the Jewish Federation of Cleveland oraz The Maltz Museum of Jewish Heritage.
"Biorąc udział w projekcie +Violins of Hope+, grałem na skrzypcach nazwanych +The Haftel+ na cześć ich właściciela Zvi Haftela, koncertmistrza Israel Philharmonic. Uciekł on z Austrii do Izraela, skrzypce opowiadają jego historię" - mówił Shlomo Mintz. "Historia muzyków i ich instrumentów jest przedstawiona w bardzo dokładny sposób, losy niektórych właścicieli instrumentów wskrzeszanych przez Weinsteina są poruszające" - mówił. Za przykład dał historię małego chłopca, który grał na skrzypcach. "Jego rodzice zostali zabici w wiosce, a on uciekł ze swoimi skrzypcami i został partyzantem. Brał m.in. udział w akcjach wysadzania pociągów. Podczas jednej z nich zginął" - opowiadał.
O okolicznościach zakładania zespołów obozowych informują m.in "Zeszyty Oświęcimskie". Pierwsze orkiestry obozowe powstały w 1933 r. w obozach koncentracyjnych: Oranienburg, Sonnenburg, Duerrgoy i prawdopodobnie Hohnstein. "Dwa lata później kolejna +lagerkapela+ została utworzona w obozie w Esterwegen. Po 1936 r. orkiestry funkcjonowały także w Sachsenhausen, Dachau i Buchenwald. Inicjatorami założenia przynajmniej części z nich byli komendanci obozów, którzy przez fakt posiadania własnego zespołu chcieli podnieść swój prestiż.(...) Orkiestry były również tworzone w kolejnych, zakładanych systematycznie przez nazistów obozach koncentracyjnych i w niektórych ośrodkach zagłady Żydów" - podaje periodyk wydawany przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Rotmistrz Witold Pilecki, który przebywał w KL Auschwitz od 1940 do 1943 r., w swym raporcie przygotowanym po ucieczce z obozu napisał: "praca w orkiestrze była dobrą +posadą+, toteż każdy, kto miał w domu instrument, sprowadzał go szybko i wpisywał się do orkiestry".
Muzycy z orkiestry dostawali dodatkowy przydział zupy, czasem po koncertach dla esesmanów byli częstowani papierosami i jedzeniem. W niektórych obozach, np. w KL Auschwitz, wykonywali lżejsze prace w zamkniętych pomieszczeniach, np. w kuchni, magazynach, paczkarni, kantynie, by zawsze w razie potrzeby zacząć grać. Byli też zakwaterowani w blokach z lepszymi warunkami niż te dla innych więźniów.
Głównym zadaniem orkiestr było granie marszy komandom wychodzącym do pracy i wracającym do obozu po jej zakończeniu. Oprócz tego zespoły miały dostarczały rozrywki esesmanom i więźniom. "Utwory wykonywane przez orkiestrę miały usprawnić przemarsze więźniów i maksymalnie skrócić czas ich trwania. (...) Esesmani przeprowadzali nawet próby, przy jakiego rodzaju marszach więźniowie będą wychodzili najszybciej" - podają "Zeszyty Oświęcimskie".
"Więźniowie maszerowali po pięciu w szeregu, nie było to rzeczą łatwą dla więźniów, zwłaszcza tych osłabionych, chorych, idących w niewygodnych drewniakach". Dlatego też - "Zeszyty" cytują więźnia Franciszka Stryja - "marsze grane przez orkiestrę, ze szczególnym uwydatnieniem bębna, były jednym z zasadniczych środków utrzymania przez komando równego kroku i równania do prawego, by łatwiej można było wszystkich policzyć". Inny więzień, Anatol Adamczyk, opowiadał: "Jeżeli więźniowie zmylili krok i złamali szeregi, utrudniając w ten sposób liczenie, byli bici przez esesmanów i funkcyjnych".
Jeden z najbardziej przejmujących opisów takich przemarszów zawarł w swoim raporcie Pilecki. Napisał on, że "w czasie marszu powracających z pracy oddziałów odczuwało się całą makabrę sceny. Sunące kolumny wlokły po ziemi trupy zabitych przy pracy kolegów. Niektóre trupy były okropne. Pod dźwięki skocznych jakichś marszów, w szybkim granych tempie, które raczej wrażenie polki lub oberka robiły – nie marsza - wracały pobite, słaniające się postacie wyczerpanych pracą więźniów. Szeregi czyniły wysiłek, by iść w nogę, wlokąc przeważnie gołym brzuchem po ziemi trupy kolegów, z których kilometry dotyku grudy, błota, kamieni, zsunęły części garderoby". Mało tego: czasami orkiestry musiały grać podczas marszów więźniów na miejsca egzekucji.
Jednak zdarzały się sytuacje, kiedy muzyka ratowała ludziom życie. Niektórzy artyści swoimi popisami starali się odwrócić uwagę esesmanów od kolegów, którzy przemycali do obozu żywność lub inne zabronione przedmioty. Jak podano w "Zeszytach Oświęcimskich" muzycy starali się przekazywać wiadomości o sytuacji poza obozem. "Kiedy nadchodziły z zewnątrz optymistyczne wieści, np. w 1944 r., grali marsze amerykańskiego kompozytora Johna Philipa Sousy, które były zaszyfrowaną wiadomością" - podają "Zeszyty Oświęcimskie".
Czasami muzyczne występy ułatwiały egzystencję w obozie. Pisarz Stanisław Grzesiuk przebywał w obozie w Dachau, a następnie w Mauthausen-Gusen, gdzie również funkcjonowała oficjalna orkiestra. Wraz z kolegami Czesławem Palaczem i gitarzystą Adamem Kwiatkowskim założyli zespół Jazz Band Cała Warszawa, który uratował mu życie. W biografii artysty Bartosz Janiszewski pisze, że "orkiestra za każdy występ ustala stawkę; tyle gramów margaryny, tyle kiełbasy, tyle chleba i tyle papierosów.(...) Od 1944 roku, z krótkimi przerwami, wszyscy członkowie zespołu albo nie pracują, albo mają wygodne prace. Nie głodują, wprawdzie wciąż grozi im śmierć, ale już w nieco mniejszym stopniu" - dodaje.
Rola muzyki zapobiegającej zagładzie nie wiąże się wyłącznie z obozami koncentracyjnymi, ale również z czasem poprzedzającym II wojnę światową. W 1935 r. na mocy "norymberskich ustaw rasowych" pozbawiano Żydów obywatelstwa Rzeszy, ochrony prawnej i własności. Skrzypek Bronisław Huberman założył Palestyńską Orkiestrę Symfoniczną w Tel Awiwie (obecnie Israel Philharmonic Orchestra im. Hubermana), do której ściągał z Niemiec prześladowanych tam żydowskich artystów. Huberman wybrał ich podczas przesłuchań, które organizował w Niemczech, Polsce, Czechosłowacji, Austrii i na Węgrzech. O wsparcie finansowe Huberman poprosił bogatych Żydów z Ameryki i Wielkiej Brytanii. Przywódca społeczności żydowskiej w Palestynie i pierwszy premier Izraela David Ben-Gurion zgodził się na zapewnienie stałego pobytu dla 70 żydowskich muzyków i ich rodzin. Występ inaugurujący działalność orkiestry odbył się 26 grudnia 1936 r., koncert poprowadził maestro Arturo Toscanini.
Shlomo Mintz twierdzi, że przesłanie związane z inicjatywą "Violins of Hope" "dotyczy nie tylko ofiar Holocaustu, ale również przyszłych pokoleń". "Godność istoty ludzkiej należy szanować. W tym przypadku chodzi o muzyków i grających, ale ogólnie rzecz biorąc - o całą ludzkość" - powiedział. (PAP)
autor: Olga Łozińska
oloz/ wj/