Warto wchodzić w dialog z tradycją romantyczną, która silnie zakorzeniona jest głównie w kręgach akademickich; popularyzacja jej wśród młodych ludzi to m.in. zadanie osób społecznie zaufanych - wskazywano podczas wtorkowej debaty w Belwederze.
Szósta debata o kulturze pt. "Dialog z tradycją", poświęcona została związkom polskiej kultury po 1989 roku z rodzimą tradycją literacką i historyczną. Tym razem paneliści rozważali problemy i wyzwania związane z dialogiem z okresem romantyzmu.
Na doświadczenia historyczne, które ukształtowały współczesne podejście do czytelnictwa, zwrócił uwagę dyrektor Biblioteki Narodowej Tomasz Makowski. Jak podkreślił, "czytanie jest czynnością społeczną, stąd czytający dobrze się czują w grupie czytającej, a nieczytający - w nieczytającej".
W ocenie Makowskiego, "korzenie tego zjawiska są dużo głębsze niż nam się wydaje". "Cały czas nie doceniamy katastrofy II wojny światowej. (...) przeciętny Francuz, Anglik czy Włoch pamięta swoich dziadków, pradziadków czy rodziców na tle prywatnej, domowej biblioteki. I każdy pięcio-, sześcio- czy dziesięciolatek kojarzy tym samym życie osób dorosłych z książkami stojącymi na półkach, i z odruchem sięgania po nie. W Warszawie takich bibliotek prywatnych prawie nie ma" - mówił i dodał, że odbudowywanie ich po wojnie nie było "pierwszą potrzebą".
"Zatem tak ważne są różne narzędzia, które wykorzystujemy przy budowie czytelnictwa" - podkreślił Makowski. Jego zdaniem, decydującą rolę w tym procesie pełni nie tylko szkoła; również ważny jest "przykład osób wysokiego zaufania społecznego". "To jest niezwykle istotne, żeby użyć wszystkich narzędzi do podniesienia czytelnictwa, czyli kompetencji do rozumienia świata" - podsumował.
Paneliści zastanawiali się także, czy obecnie mamy do czynienia z końcem paradygmatu romantycznego. W ocenie Grażyny Halkiewicz-Sojak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, tradycja ta jest nadal silna, ale tylko w kręgach akademickich.
"Tradycja romantyczna (...) ukształtowała nasze wzory postaw. Historycy literatury w swoich pracach podkreślają potrzebną nam obecność romantyzmu. (...) Jeżeli spojrzeć z perspektywy uniwersyteckiej polonistyki, to możemy mówić, że niekoniecznie mamy kryzys badań nad romantyzmem. Wręcz przeciwnie, są duże projekty edytorskie (...), tylko, że trwa to w zamkniętym obiegu" - podkreśliła Halkiewicz-Sojak.
Jako przyczynę tego zjawiska, wskazała brak w obiegu czytelniczym opracowań, które w atrakcyjny sposób prezentowałyby idee romantyzmu; jak podkreśliła, działania je promujące, "popularyzowałyby to, co w kręgu naukowym istnieje, ale mogłoby być atrakcyjne także dla odbiorcy młodego".
Zdaniem Halkiewicz-Sojak "romantyzm funkcjonuje w dwóch paradygmatach". W jej ocenie, pierwszy z nich - kojarzony "ze wspólnotowością i profetyzmem - jest dekonstruowany, czasem straszliwie". Jako przykład wymieniła współczesne próby teatralnej interpretacji "Dziadów" Adama Mickiewicza i dodała, że reżyserzy nie powinni podejmować próby dekonstruowania tekstu, którego nie rozumieją.
Jako drugi wskazała nurt, który "wiąże się z pewnym indywidualizmem, subiektywizmem, bo on wchodzi w pewne korelacje z koncepcjami dekonstrukcyjnymi". Tutaj z kolei przywołała postać Chopina i jego muzyki, "której uniwersalność akcentowano w Roku Chopinowskim". Jak oceniła, "Chopin jako artysta kosmopolityczny mógł cieszyć się szeroką popularnością, a także wsparciem instytucji kulturalnych".
"Do kultu wieszczów już nie wrócimy, ale myślę, że możemy wrócić do tego, co postulował Norwid - czyli zapytać, czego w kulturze współczesnej brakuje, i jak te braki uzupełniać, sięgając także do krytycznie przemyślanej tradycji - krytycznie przemyślanej, ale nie odrzuconej" - podsumowała badaczka.
Na problemy w procesie przypominania młodemu pokoleniu tradycji wieku XVII, zwrócił uwagę Jacek Kowalski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
"Brakuje wizji całości, brakuje zachłyśnięcia się czymś, co można określić jako arcydzieło" - podkreślił i dodał, że problem młodych ludzi w konfrontacji z tekstami z epoki romantyzmu, stanowi przede wszystkim język. Zwrócił również uwagę na rolę szkoły w procesie rozbudzenia fascynacji tym okresem.
Podczas debaty podkreślono, że w sztuce wysokiej wyraźnie zaznacza się nurt poetów, którzy w swojej twórczości nawiązują do tradycji literackich. Poeta Krzysztof Koehler - jako przedstawiciel tej grupy - ocenił, że "każdy, kto poważnie zajmuje się twórczością literacką, traktuje swoje zadanie pisarskie jako pewien rodzaj zobowiązania do tego, żeby wyrażać swoje myśli, poglądy i sposób widzenia świata - jest w pewnym sensie klasykiem".
"Jeżeli używa się języka polskiego - literacko - to w oczywisty sposób jest się kontynuatorem tradycji - czy to jest tradycja awangardowa, czy klasyczna; wydaje mi się, że to jest naturalne zadanie pisarza, związane z tworzywem. Język jest żywą tradycją" - ocenił.
Koehler zastanawiał się także nad granicami uwspółcześnienia tekstów z odległej epoki, i również przywołał zjawisko ich reinterpretacji, obecne we współczesnym teatrze. Zaznaczył, że jest żywo zainteresowany tym, jak współcześni reżyserzy mierzą się z tego typu tekstami.
"Zakładam, że intencje są oczywiste, że próbuje się przeczytać np. +Dziady+ tak, jak się wydaje generacji, tak jak zachęcają do takiej refleksji teorie postkolonialne" - mówił. Jak dodał, taka reinterpretacja jest cenna, bo może pomóc "odkryć sensy, które potencjalnie tkwią w tekście, a które nie były do tej pory odczytane".
W ocenie Koehlera, "każda generacja ma moralny obowiązek czytać teksty dawne +przez siebie+, kierując się zdrowym rozsądkiem". "Należy pamiętać, że ważna jest obyczajność. (...) Nie należy używać tych tekstów instrumentalnie, ale czytać je odważnie, do bólu, tak jak podpowiada współczesny kontekst. Znaczące teksty kultury znaczą tylko wtedy, kiedy wchodzą w dialog" - podsumował poeta.
Dyskusja odbyła się w ramach cyklu spotkań organizowanych z okazji obchodów 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.(PAP)
autorka: Nadia Senkowska
nak/ pat/