Kiedy robię film, zawsze wracam myślami do poprzednich, zastanawiam się, czego się nauczyłem. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystkie filmy z tej serii były alegorycznymi opowieściami – powiedział George Miller. Jego "Furiosa: Saga Mad Max" debiutuje w kinach po 45 latach od pierwszej części cyklu.
W ubiegłym tygodniu, dziewięć lat po canneńskiej premierze "Mad Max: Na drodze gniewu", George Miller przywiózł na Lazurowe Wybrzeże prequel tamtej opowieści. "Furiosa: Saga Mad Max" była jednym z najbardziej oczekiwanych filmów trwającego do soboty festiwalu. Bilety na seanse rozeszły się w mgnieniu oka. Widzowie, którym nie udało się zdobyć wejściówek, ustawiali się pod kinem dużo wcześniej, licząc na to, że im się poszczęści i ktoś w ostatniej chwili zrezygnuje z seansu. Krytycy byli ciekawi, co tym razem zaserwuje im George Miller i czy obraz będzie w stanie choć po części powtórzyć sukces poprzedniej części. A zdobyła ona m.in. sześć Oscarów, cztery statuetki BAFTA i nagrody Stowarzyszeń Krytyków Filmowych z Los Angeles, San Diego, San Francisco i Tokio. Również sami twórcy wyczekiwali momentu premiery. Jak przyznał reżyser podczas konferencji prasowej promującej tytuł, prace postprodukcyjne zakończyły się zaledwie dwa i pół tygodnia temu. "Byłem zachwycony projekcją i reakcjami publiczności" – zapewnił.
W "Furiosie: Sadze Mad Max" Miller i współscenarzysta Nick Lathouris przybliżają drogę tytułowej bohaterki (granej przez Alylę Browne i Anyę Taylor-Joy). Poznajemy ją jako niewinną dziewczynę żyjącą w postapokaliptycznej Australii, która zostaje porwana przez Dementusa, przywódcę koczowniczego gangu motocyklistów (Chris Hemsworth). Ten przewozi ją dalej – do skalnej Cytadeli, zawiadywanej przez Wiecznego Joego. Tam Furiosa dorasta i uczy się być wojowniczką. Dziewczyna stawia sobie za cel zemstę na Dementusie. "Kiedy robię film, wracam myślami do poprzednich. Zastanawiam się, czego się nauczyłem. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystkie obrazy z tej serii – bez wyjątku - były alegorycznymi opowieściami. Kiedy we Francji pokazano pierwszego +Mad Maxa+, krytycy i widzowie komentowali, że ma on wiele wspólnego z westernem i alegorią. Przyznałem im rację. Z kolei będąc w Japonii, usłyszałem, że +Mad Max+ jest samurajem. Najwspanialsze jest to, że Kurosawa inspirował się Zachodem, a tutejsi twórcy w swoich westernach nawiązywali do jego dzieł. Moje filmy są częścią tej tradycji" – podkreślił George.
Pytany o swoją zróżnicowaną filmografię, w której oprócz kultowej serii figurują chociażby "Czarownice z Eastwick" i "Babe: świnka w mieście", Miller stwierdził, że fascynuje go dobór środków wizualnych. "Jeśli wciąż powtarzasz to, co już kiedyś zrobiłeś, w końcu się wyeksploatujesz. Nigdy nie sądziłem, że zrobię dwa filmy z serii +Mad Max+, a teraz mam ich na swoim koncie pięć. Czasami zastanawiam się, czy oszalałem. Chwilę później uświadamiam sobie, że kieruje mną ciekawość. Cały czas mam poczucie, że uczę się czegoś nowego. Jestem szczerze zainteresowany po pierwsze historiami, a po drugie – szukaniem sposobów na to, by jak najlepiej wybrzmiały na ekranie. To trochę tak jak z lekarzem, który najpierw musi poznać historię swojego pacjenta, a później znaleźć sposób leczenia go. Dla każdego reżysera ważne jest, żeby historie były rozumiane w każdej kulturze, w każdym czasie" – wyjaśnił.
"Furiosa: Saga Mad Max" to wyraz fascynacji Millera spektakularnymi, dopracowanymi w każdym calu obrazami i ciągłą ewolucją kina. "Zgadzam się z Kevinem Brownlowem, który w +The Parade’s Gone By...+ napisał, że język kina znamy zanim nauczymy się naszych ojczystych języków. Dla mnie to jest definicja kina" – stwierdził. Dodał, że spektakularna warstwa wizualna nie może być celem samym w sobie. Zawsze powinna służyć fabule. "Wszystko, co projektujemy i chcemy pokazać na ekranie, musi służyć historii. Każdy kostium jest przedłużeniem postaci, która go nosi. Tak samo każda broń, każdy pojazd, charakteryzacja, fryzura, gest powinny być bliskie estetyce postaci, a lokacje – odzwierciedlać rozwój opowieści. Rozmawiałem o tym z całą ekipą i razem wypracowywaliśmy spójny, filmowy świat" – powiedział.
Wspomniał również o początkach swojej fascynacji ruchomymi obrazami. "Dorastałem w małym miasteczku. Nie było telewizji, nie było internetu. Były tylko szkoły, komiksy, podręczniki i popołudniowe, niedzielne seanse. Kino było świeckim kościołem, do którego chodziliśmy oglądać bajki i nowe filmy. Resztę czasu spędzałem na zabawach z braćmi. Odtwarzaliśmy to, co zobaczyliśmy na ekranie. Udawaliśmy, że jeździmy konno. Pokrywy śmietników służyły nam za rycerskie tarcze. Dekady później robię podobne rzeczy. Tamten okres wywarł na mnie ogromny wpływ" – podsumował reżyser.
Recenzenci docenili możliwość powrotu do kultowej historii, jednak są podzieleni w ocenach filmu. Według Nicholasa Barbera (BBC), w porównaniu z poprzednimi częściami sagi ta wypada blado. "Z całym szacunkiem dla szalonej wizji Millera i jego niesamowitej zdolności do przeniesienia jej na ekran, +Furiosa...+ wydaje się jedną ze spin-offowych powieści graficznych, które wypełniają luki między dwoma filmami z serii, ale nie do końca do nich pasują" – napisał. Owen Gleiberman (Variety) zwrócił uwagę na olśniewające sekwencje. "Uwielbiałem postać Furiosy w +Na drodze gniewu+, jednak zastanawiam się, czy naprawdę musimy oglądać jej poplątaną historię, która zostaje potraktowana dość powierzchownie? Próbując nadmuchać swój wszechświat, Miller zapycha go pretensjonalnością i pomniejsza jego znaczenie” – stwierdził . Przeciwnego zdania jest David Ehrlich (IndieWire), który ocenił "Furiosę..." jako jeden z najlepszych prequeli w dziejach kina. "Jeśli +Mad Max: Na drodze gniewu+ było dziełem wizjonera wykorzystującego wszystkie pomysły, jakich dotąd nie pozwolono mu zrealizować, w tym letnim blockbusterze Miller zachował ten sam poziom kreatywnego wigoru" – podsumował.
Film debiutuje w piątek w polskich kinach. W obsadzie znaleźli się również m.in. Tom Burke, Nathan Jones i Lachy Hulme. Za zdjęcia odpowiada Simon Duggan, a za muzykę – Tom Holkenborg. Dystrybutorem obrazu jest Warner Bros. Entertainment Polska. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/