Na Białorusi potrzebne są niezależne, profesjonalne media i telewizja nadająca po białorusku – mówią PAP w sobotę działaczka na rzecz tego języka Alena Anisim i publicysta Alaksandr Kłaskouski, podsumowując 10 lat nadawania stacji telewizyjnej Biełsat.
„To, że Biełsat nadaje w języku białoruskim, jest bardzo ważne. Gdy powstał, stał się nie alternatywą dla innych mediów, a po prostu jedynym kanałem nadającym w tym języku” – powiedziała Anisim, niezależna deputowana i przewodnicząca Towarzystwa Języka Białoruskiego.
Anisim, która od lat działa na rzecz popularyzacji języka białoruskiego, podkreśla, że w oficjalnych mediach i przestrzeni publicznej jest on ciągle daleko w tyle za dominującym rosyjskim. „Ale to nie oznacza, że nie ma na niego zapotrzebowania i sukces Biełsatu jest tego dowodem” – przekonuje.
Jej zdaniem istnienie tej stacji pomaga obywatelom korzystać z prawa do otrzymywania informacji po białorusku i może przyczynić się do utworzenia państwowego kanału telewizyjnego w tym języku. „Jestem zdania, że w naszej przestrzeni medialnej drastycznie powinny zmienić się proporcje” i to w języku białoruskim powinno być nadawanych 75 proc. programów – ocenia Anisim, przyznając jednak, że wymaga to jeszcze lat pracy.
Alaksandr Kłaskouski, publicysta portalu Naviny.by (Biełorusskije Nowosti), uważa, że ostatnie 10 lat były dla Biełsatu „drogą rozwoju”. „Telewizja jest coraz bardziej nowoczesna, a jej pracownicy - profesjonalni. Paradoksalnie jest możliwe, że to właśnie praca w +trudnych warunkach+ - presji i prześladowań ze strony władz, dokonała swojego rodzaju selekcji. Pozostali tylko ci, którzy gotowi są pracować pomimo ryzyka” – ocenia Kłaskouski.
Przypomina, że istnieje zasadnicza różnica między tym, jak Białsat jest odbierany przez władze, uważające go za medium opozycyjne, a jak oceniają go jego widzowie – „ludzie aktywni, interesujący się sytuacją społeczno-polityczną”. „Kiedy rośnie napięcie społeczne, narastają problemy, jak w lutym i marcu tego roku w czasie protestów społecznych, ludzie sięgają właśnie do mediów niezależnych i doceniają profesjonalizm dziennikarzy” – mówi Kłaskouski.
Zwraca uwagę, że na fali protestów, które oficjalne media przedstawiały nierzetelnie, sugerując w ślad za władzami, że są efektem spisku dążącego do krwawego przewrotu w kraju, wzrosło zaufanie do mediów niezależnych. „Tym właśnie można wytłumaczyć obawy władz i nasilenie presji wobec Biełsatu” – ocenia politolog.
Od początku roku za „łamanie przepisów o mediach” dziennikarzom Biełsatu przyznano już grzywny o wartości ponad 14 tys. dol., a niektórych reporterów skazano także na kary aresztu.
„Biełsat pokazuje od podszewki białoruski model państwa, dlatego tak niechętne są mu władze w regionach” – dodaje Kłaskouski. Jego zdaniem Biełsat w odróżnieniu od mediów państwowych pokazuje „prawdziwe życie”. „Jest u nas takie powiedzenie: chciałbym żyć w tym kraju, który pokazuje telewizja państwowa” – mówi politolog.
„Biełsatowi zarzuca się nadmierne upolitycznienie. Myślę, że jest to efekt polaryzacji, zaostrzenia sytuacji politycznej. Dziennikarze uważają, że zamiast bawić się w +pseudoobiektywizm+, lepiej zająć stanowisko obywatelskie” – ocenia rozmówca PAP.
„Nie do przecenienia jest rola Biełsatu w dziedzinie kultury, edukacji i wzmacniania języka. Stacja ma duże znaczenie jako alternatywa dla zalewającego Białoruś przekazu tzw. Ruskiego Miru” – uważa Kłaskouski.
Według badań przeprowadzonych przez stację, markę Biełsat zna co trzeci Białorusin, a stację tę ogląda co dziesiąty. Biełsat, będący częścią TVP i finansowany z polskiego budżetu, nadaje z Polski drogą satelitarną.
27 listopada w Mińsku odbył się jubileuszowy koncert z okazji 10-lecia Biełsatu z udziałem założycielki i dyrektor stacji Agnieszki Romaszewskiej-Guzy.
Z Mińska Justyna Prus (PAP)
just/ akl/