We Włoszech trwa dyskusja nad sensem dubbingowania wszystkich filmów w kinach i w telewizji, seriali i wielu innych programów. Podkładanie głosów ma swe początki w latach 30. ub. w. Sztuka włoskiego dubbingu to prawdziwy fenomen. W branży pracuje 100 tysięcy osób.
Nową polemikę, w tym również głosy oburzenia całego środowiska, wywołał francuski aktor Vincent Cassel, który w Rzymie podczas promocji najnowszego filmu ze swym udziałem powiedział w wywiadzie, że „we Włoszech trudno jest zobaczyć film w oryginalnym języku, bo ludzie z dubbingu to mafia”.
Wyjaśnił zarazem, że dubbing jest także we Francji, ale tam - jak dodał - „zajmujący się tym ludzie nie mają tak wielkiej władzy, jakby to oni sami robili filmy”. Jego zdaniem należy dokonać wyraźnego rozróżnienia między twórcami filmowymi a osobami odpowiedzialnymi za podkładanie głosu.
Słowami tymi aktor wywołał burzę we Włoszech, które mają bardzo długie tradycje dubbingu i gdzie widzowie w kinach i telewizji przyzwyczajeni są do niego od kilku pokoleń. To, co włoskiego widza zdumiewa najbardziej, to lektor czytający dialogi na tle oryginalnych głosów.
Praktyka dubbingowania jest znana od 1932 roku, a rozpoczęła się wraz z wielkim napływem amerykańskich produkcji filmowych do włoskich kin. Wtedy jedna z wytwórni z USA zaczęła dubingować filmy na rynek włoski, by zdobyć jak najwięcej widzów.
Podkładanie głosu uznano wręcz za konieczne. Napisy były wykluczone z powodu wysokiego wskaźnika analfabetyzmu. W krótkim czasie Rzym stał się kolebką dubbingu i szczyci się tym do tej pory. Włosi z dumą mówią wręcz o jego rzymskiej szkole, którą wyróżnia perfekcja i doskonale zazwyczaj dobrane i nałożone głosy.
W całych Włoszech jest 1500 osób, wśród nich wielu zawodowych aktorów, podkładających głosy w filmie i telewizji. Łącznie pracuje przy tym około 100 tysięcy ludzi, wliczając realizatorów dźwięku, reżyserów, cały personel techniczny.
To nie tylko rzymska szkoła, ale wielka włoska tradycyjna rodzinna - przypomina się w trakcie obecnej dyskusji. Wiele rodzin od kilku pokoleń pracuje w tej branży, a osoby podkładające głosy popularnych aktorów z Hollywood są bardzo znane, właśnie jako „alter ego” George’a Clooneya, Leonardo DiCaprio, Julii Roberts czy Cameron Diaz.
Z takiej „dynastii” pochodzi Luca Ward, uważany za jedną z najważniejszych osób w tej branży, „głos” Russela Crowe’a, Samuela L.Jacksona i Antonio Banderasa. Jego dziadek czytał dialogi Jerry’ego Lewisa, a jego ojciec - Jamesa Coburna.
Odpowiadając Casselowi Ward zapewnił, że nie istnieje „mafia” czy też lobby. Zauważył, że to firmy dystrybucyjne ponoszą koszty realizacji dubbingu, chcąc przyciągnąć jak najwięcej widzów.
„To rynek decyduje. Jakie wpływy do kasy byłyby z filmów bez takiej włoskiej wersji?”- zapytał. Następnie król dubbingu stwierdził, że nie udają się eksperymenty z puszczaniem filmów w oryginalnej wersji językowej. Przypomniał, że jedyne kino w Wiecznym Mieście specjalizujące się w takich projekcjach zostało zamknięte.
„We Włoszech i tak już czytamy mało książek. Trudno wyobrazić sobie, by ktoś miał ochotę czytać napisy w kinach”- dodał Luca Ward. Dlatego nie brak opinii, że dubbing to zło konieczne. Jego obrońcy argumentują, że niemal cała Europa nie jest gotowa na napisy, bo – jak mówią - „albo się patrzy na ekran, albo czyta”.
Dyskusja, która poruszyła całe środowisko filmowe, przeniosła się także na łamy największych gazet i do popularnego ogólnokrajowego Radia 24, nadającego cotygodniowe audycje na temat sztuki dubbingu.
Głos zabrał też włoski interpretator głosu Vincenta Cassela, Roberto Pedicini. „Potrafię zrozumieć, że aktor ten wolałby, aby był słyszany jego głos, ale mówienie o mafii jest nie na miejscu” - ocenił.
Na razie - przyznają uczestnicy debaty - jeśli zagraniczny film ma mieć we Włoszech widzów, musi być dubbingowany. I tylko nieliczni, jak się zauważa, żałują tego, że kinomani czy telewidzowie nie mogą usłyszeć prawdziwego głosu Woody'ego Allena.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ ala/