Prasa zamiast opisywać wydarzenia, kreuje je; media sformatowane pod odbiorcę manipulują nim - Umberto Eco przez lata krytykował medialny populizm. "Mam świadomość, że zwracam się do tłumu idiotów o rozmiękczonych mózgach i jestem pewny, że nic nie zrozumiecie" - prowokował.
Znany jako jeden z najważniejszych XX-wiecznych autorów powieści, mediewista, semiotyk, ale Umberto Eco był także felietonistą i krytykiem mediów, niestroniącym od rozmów z dziennikarzami, często i chętnie komentującym sytuację społeczno-polityczną Włoch. Na temat mediów prowadził wykłady, w latach 60. w telewizyjnym programie przekonywał o znaczeniu kultury popularnej.
„Nie wiem, czy warto mówić to, co powiem, ponieważ mam świadomość, że zwracam się do tłumu idiotów o rozmiękczonych mózgach i jestem pewny, że nic nie zrozumiecie” - tak Umberto Eco rozpoczął w 2004 roku swój wykład na Uniwersytecie Bolońskim, na którym przez lata prowadził wykłady i sympozja. Mówił o retoryce władzy wykorzystującej populizm mediów do partykularnych interesów, retoryczny początek miał swoje uzasadnienie. Mówcą był znakomitym, na jego wykłady przychodziły tłumy.
Wykład o nadużyciach retorycznych władzy wszedł do zbioru felietonów z lat 2000-2005 pt. "Rakiem. Gorąca wojna i populizm mediów" (wyd. polskie 2007). To tom złożony z tekstów publicystycznych wybranych do zbioru przez samego Eco, w których szczegółowo analizował populizm mediów na przykładzie Włoch pod wodzą Silvio Berlusconiego. Berlusconi przez lata był krytykowany przez Eco za to, że podporządkował sobie media, w czasie jego rządów całkowicie zmarginalizowana została krytyczna prasa, a na krytykę zachodniej, odpowiadał, że pozostają na usługach bliżej nieokreślonego układu.
Punktowany regres cywilizacji i wzrastający populizm mediów z włoskiego podwórka Eco przenosi na kulturę całego Zachodu. Co zarzuca mediom? Manipulowanie faktami, zarówno z dziedziny polityki, jak i np. odkryć naukowych, sterowaniu politycznymi sympatiami mas, uproszczenia.
Ale punktowany regres cywilizacji i wzrastający populizm mediów z włoskiego podwórka Eco przenosi na kulturę całego Zachodu.
Co zarzuca mediom? Manipulowanie faktami, zarówno z dziedziny polityki, jak i np. odkryć naukowych, sterowaniu politycznymi sympatiami mas, uproszczenia. „Jedzcie gówno: miliony much nie mogą się mylić” - pisał przy okazji analizy haseł i powtarzanych sloganów.
W tekście pt. "Komu bije dzwon. Apel z 2001 roku o moralne referendum" wskazywał na niebezpieczną społecznie sytuację, kiedy to gazety, tygodniki i miesięczniki zaczęły należeć do jednego właściciela i w linii prostej odzwierciedlać jego poglądy.
"Dziennikarska robota" pojawia się też w ostatniej książce "Numero zero" ("Temat na pierwszą stronę", wyd. polskie 2015). Opowiada ona o grupie redaktorów, mających za zadanie przez rok przygotowywać kolejne zerowe numery dziennika o nazwie „Jutro”, w którym przewidywalne tematy pojawiać się będą jeszcze dzisiaj, dzięki czemu gazeta wygra wyścig z konkurencją.
Tematy i treści mają być podporządkowane gustom przeciętnego czytelnika, a ten w ocenie redaktorskiego ekipy nie ma własnych poglądów, fakty mylą mu się i mieszają, dlatego w każdej chwili można jako newsy przywołać informacje już raz podane.
Gazeta ma się nigdy nie ukazać, o czym wie jednak tylko redaktor naczelny, jego asystent i czytelnik. Redaktorska ekipa pracuje w przekonaniu, że ich spreparowane teksty będą rynkowym hitem. Oszukujący stają się więc oszukanymi.
"Uprawiam krytykę mediów za pośrednictwem mediów” - powiedział w wywiadzie dla "La Repubblica" z okazji swoich 80. urodzin.
Wykłady o mediach i komunikacji prowadził na Uniwersytecie Bolońskim. Dzięki mediom wprowadził do publicznego obiegu dyskusję o kulturze popularnej. Już w młodości zaczął opisywać i analizować fenomen kultury masowej. W opublikowanej w 1959 roku pracy "Estetica dei parenti poveri" opisał świat gestów i sposobów zapisywania dźwięków w komiksach na przykładzie graficznych opowieści Flasha Gordona i Dicka Tracy'ego. Na jedno z sympozjów naukowych zabrał ok. 200 swoich komiksów o Supermenie, bo właśnie tę postać uważał za kluczową dla wyobraźni lat 60. Naukowa brać zamiast wyśmiać młodego naukowca, pozbawiła go połowy jego zbioru, co - jak opowiadał Eco po latach - na dobre przekonało go, żeby zająć się kulturą masową.
W pracy z 1963 roku "Apocalittici e integrati" (przetłumaczona w Polsce dopiero w 2010 roku) przeprowadził krytyczną analizę podziału na kulturę wysoką i popularną, określano ją jako "awangardową".
Eco bywał ostrym krytykiem, ironicznym dyskutantem, barwnym wykładowcą, dalekim od nakazu politycznej poprawności. "Dawno temu - wspominał w +Rakiem...+ - zostałem zaproszony na konferencję zorganizowaną w Paryżu przez Mitteranda i jego zespół na temat sposobów, jakimi intelektualiści mogą przezwyciężyć kryzys współczesnego świata. Mitterand nie był filozofem, chociaż przeczytał wiele ważnych książek, i nie zamierzam krytykować naiwności jego apelu. (...) W każdym razie moje wystąpienie było bardzo krótkie (i wszystkich rozczarowało, z czego dziś jeszcze jestem bardzo dumny). Powiedziałem: intelektualiści nie przezwyciężają kryzysów, oni je wywołują”.
Pasją Eco były książki. Literatura i życie tworzyły dla niego bliskie sąsiedztwo. W eseju "O bibliotece" napisał przed laty:
"Biblioteka na miarę człowieka to znaczy także biblioteka radosna, zapewniająca możliwość wypicia kawy ze śmietanką, zapewniająca również to, iż para studentów usiądzie sobie po południu na kanapie i - nie mam bynajmniej na myśli nieprzystojnego obłapiania - cząstkę flirtu dopełni, biorąc z półki i odstawiając książki naukowe; a zatem biblioteka, do której chodzi się chętnie i która przeobrazi się stopniowo w wielką machinę spędzania wolnego czasu, jak Museum of Modern Art, gdzie można pójść do kina, przejść się po ogrodzie i zjeść obiad z dwóch dań". (PAP)
bk/ drag/