Historia ma drugie dno, jak haft – widzimy nie zawsze wszystko od razu, a to, co jest prawdziwe, wcale nie musi być takie piękne – mówi PAP pisarka Zośka Papużanka. Życie ma nici i supełki, prawą i lewą stronę – dodaje.
Polska Agencja Prasowa: Pretekstem do naszej rozmowy jest pani książka "Kąkol". Każdy z nas lubi powracać do wspomnień z dzieciństwa. Czy ta powieść powstała pod wpływem pani własnych wspomnień?
Zośka Papużanka: Staram się nie odpowiadać na takie pytania: "czy to były moje własne wspomnienia", czy czyjeś inne. Dla mnie samej jako dla czytelniczki nigdy nie ma znaczenia, ile w tym, co ktoś napisał, jest jego własnego życia, ile cudzego, a ile sobie wymyślił. W momencie, gdy to się staje literaturą - jest to rzeczą wyłącznie obcą. Już nie jest niczyim wspomnieniem ani fantazją. Jest tylko sprawą, którą ktoś inny dostaje do ręki! Może z nią zrobić, co chce, i interpretować, jak chce. Nie ma zupełnie znaczenia, jakie jest źródło literatury, ważne są same słowa.
PAP: Od pierwszych stron powieści byłam zdumiona, jak wiele jest tam również moich wspomnień z dzieciństwa; możliwe, że dlatego ma tak wielu czytelników. To było dokładnie tak, lato na wsi...
Zośka Papużanka: Wiele jest takich głosów, ludzi, którzy do mnie mówią: "ej, a dlaczego ty piszesz o moim dziadku?" "A skąd ty wiesz, jak się skubie kurę? Moja mama tak skubała kurę, ja to pamiętam!". Jeśli zatem "Kąkol" jest powrotem do wspomnień, do dzieciństwa – mogę się tylko cieszyć z tego, że wielu ludzi się w tej książce odnalazło. A w końcu o to w pisaniu książek chodzi.
PAP: Kolejna ważna rzecz, której nie można nie zauważyć, to jest pani dbałość o szczegół. A może inaczej: ta uważność, którą wszyscy chcielibyśmy posiadać, umiejętność pochylenia się nad byle listkiem, zielem w polu... Trochę zazdrościmy pani tej uważności.
Zośka Papużanka: Przypatruję się i pochylam, lubię to. Zachowuję obrazy w pamięci. Nie mam pamięci do muzyki na przykład, ale kolor, faktura – zostają we mnie na długo. Nawet to w sobie lubię. Potrafię się koncentrować na szczególe, drobiazgu, przedmiocie. Oglądam, wgapiam się i nie dla mnie minimalizm, przeciwnie! Ja gromadzę, zbieram, lubię mieć przedmioty, lubię rośliny. One mnie fascynują, lubię na nie patrzeć; nie wiem, na czym polega inność mojego spojrzenia, ale sprawia mi przyjemność i jest mną, nie umiem inaczej.
PAP: Pani bohaterowie to ludzie dobrzy i źli, ale najwięcej w powieści jest dzieciarni. Czemu tym razem narratorem książki jest dziecko, dziewczynka?
Zośka Papużanka: Interesowała mnie perspektywa pamięci. Zawsze mnie ona interesuje i interesować będzie, myślę, że się pojawia we wszystkich moich książkach. W "Kąkolu" chciałam się skoncentrować na tym, na ile to, co pamiętamy, jest naszym własnym obrazem, wspomnieniem czystym, a w jakim stopniu jest zdeterminowane przez obrazy, które inni wkładają nam do głowy. I nie chodzi o powszechnie znaną psychologii rozwojowej prawdę, że pamiętamy wydarzenia mniej więcej od czwartego roku życia; chodzi mi o pamięć emocji, z tymi wydarzeniami związanych. Czy dorośli nie nakładają na pamięć dziecka jakichś własnych wrażeń albo opinii, którą by woleli, żeby dziecko miało, którą chcą z jakiegoś powodu w nim utrwalić? Dlaczego mówią: "byłeś za mały, żeby to zrozumieć", "tak musiało być", "widzieliśmy, że było ci przykro, ale to wcale nie było takie smutne" albo "nic się nie stało"? Takie zdania nakładają się na nasze emocje z dzieciństwa; na naszą pamięć nakłada się to, co inni, najczęściej nasi bliscy, mówili o tych emocjach, w jaki sposób starali się je zachować lub stłumić własną perspektywą. Dlatego zdecydowałam się na uczynienie narratorką dziewczynki jedenastoletniej, ponieważ jej postać dała mi podwójne spojrzenie. Z jednej strony jest ona dzieckiem i patrzy jak dziecko, trochę krnąbrne, któremu nie tak łatwo wytłumaczyć, że świat jest taki, jaki inni by go chcieli przedstawić. Mimo że nie potrafi ona tego, co się dzieje, nazwać, to wie świetnie, że coś funkcjonuje źle. A z drugiej strony obciążam ją również - jak każdy pisarz, to jest nieuniknione - moim spojrzeniem, spojrzeniem człowieka dojrzałego, który potrafi spojrzeć na dziecko i jego perspektywę szerszym spojrzeniem, zinterpretować. To jakby człowiek w człowieku, narrator związany z postacią.
PAP: Chyba dlatego ta książka tak trafia do czytelników. Bohaterka-narratorka jest prawdziwa, jest sobą: nawet jej przyjaciółka to Bejatka, a nie Beatka. Jednocześnie pokazuje pani świat piękny, pełen uroku, ale ludzie - są dobrzy i źli. Tymi oczami dziecka nawet łatwiej tego dziadka-tyrana pokazać...
Zośka Papużanka: Zależało mi na tym, żeby tematem tej książki było istnienie dobra i zła, choć z naciskiem na zło. Zło mnie szalenie interesuje jako problem. Interesują mnie jego korzenie. Czy jesteśmy źli dlatego, że chcemy, czy dlatego, że po drodze w życiu się tego nauczyliśmy? A jeśli tak, to kto nas tego nauczył i po co? Czy jesteśmy źli, bo ktoś tak o nas powiedział? Dziecko za wszelką cenę stara się zaspokoić potrzeby swoich rodziców. Chce być kochane, w związku z czym zrobi wszystko, żeby spełnić ich oczekiwania. Będzie złe – paradoksalnie – dla nich, jeżeli oni tego chcą. Jeśli rodzic mówi dziecku, że jest złe, źle się zachowuje, to w gruncie rzeczy tego chce, do czegoś mu to jest potrzebne, choćby po to, żeby dziecko karcić, zwracać mu uwagę. Interesuje mnie problem zła rozwijającego się w dziecku, które obserwuje zarówno siebie, jak i członków swojej rodziny, okrutnego dziadka, ojca zagubionego pomiędzy dwiema rodzinami i nieumiejącego wybrnąć z sytuacji konfliktu, ojca rozpłaszczonego wręcz między młotem i kowadłem. I matkę, która jest piękna, idealna, wszystko potrafi, na wszystkim się zna i której nikt nie chce. Odrzucona i kompletnie niechciana. W tej sytuacji dziecko samo sobie zadaje pytania o naturę i pochodzenie zła, zastanawia się, czy i na ile ono potrafi być złe i czy to zło w sobie lubi.
PAP: Jak pani myśli, kto sięgnie po tę książkę?
Zośka Papużanka: W ogóle nie myślę o czytelniku, gdy piszę. Mam taką frajdę, gdy piszę, sama sobie sprawiam ogromną, organiczną przyjemność, że w ogóle nie myślę o tym, kto to będzie czytał. Oddaję książkę jak gotowy "produkt" czytelnikom, też nie bardzo się zastanawiając, w jaki sposób oni będą to czytać, interpretować. Dotąd jest moje, póki piszę, i tu was nie wpuszczam. A potem wam oddaję, w stu procentach, z zupełną świadomością, że możecie sobie z tym robić, co chcecie. Natomiast pierwszy raz przy "Kąkolu" się tak stało, że już wiem, kto tę książkę czyta – nie badam nigdy targetu moich książek, niewiele mnie to interesuje, ale tym razem ludzie sami się zgłaszają. I to są ci wszyscy, którzy zbierali kwiatki na łąkach i wsadzali je miedzy kartki książek, ci, którzy pamiętają, jak śmierdzi kura, którą się skubie, i ci, którzy potrafią przyznać, że mieli takiego dziadka jak dziadek Antoni. Bardzo wielu z nas miało dziadka Antoniego, to jest smutna sprawa.
PAP: A jak się pani podoba okładka w haftowane kąkole i ptaki?
Zośka Papużanka: Bardzo! Na początku nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale gdy zobaczyłam powstający efekt, to poddałam się z łatwością. Okładka została naprawdę w całości wyhaftowana przez projektantkę Annę Pol i jej siostrę Ewę. Moją niewielką sugestią była wewnętrzna strona tej okładki, na której widać, na zielonym tle, lewą stronę tego haftu. Bardzo mi zależało na tym, bo to daje taką podwójną perspektywę, wskazuje na niejednoznaczność tej pozornie cukierkowej okładki w róże i konwalie – pokazuje, że praca jest wykonana ręcznie, prawdziwa, że to arcydzieło rękodzielnictwa, a z drugiej strony – właśnie, jest druga strona, przeciągnięte pod materiałem nici, lewa strona opowieści, która nie jest cukierkowo-różowa ani sielsko-anielska. Historia ma drugie dno, jak haft – widzimy nie zawsze wszystko od razu, a to, co jest prawdziwe, wcale nie musi być takie piękne, jak uważaliśmy na początku. Życie ma nici i supełki, prawą i lewą stronę.
Zośka Paużanka zadebiutowała w 2012 r. powieścią "Szopka", która przyniosła jej duże uznanie oraz nominacje do Nagrody Literackiej Nike i do Paszportów "Polityki". W 2016 r. ukazała się jej drugą powieść, "On", nominowana do Paszportów „Polityki” i do Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej dla Autorki Gryfia oraz wyróżniona tytułem Krakowskiej Książki Miesiąca. W 2017 r. opublikowała zbiór opowiadań "Świat dla ciebie zrobiłem". Publikowała w "Tygodniku Powszechnym", "Radarze", "Piśmie", "New Eastern Europe", "Czasie Literatury". Współpracowała z Teatrem Parawan i Teatrem Figur Kraków. Na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie obroniła pracę doktorską, dotyczącą recepcji sztuk teatralnych Federica Garcíi Lorki na scenach polskich. Uczy języka polskiego, mieszka i tworzy w Krakowie. Jej najnowsza powieść "Kąkol" ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Marginesy.
Rozmawiała: Dorota Kieras (PAP)
dki/ skp /