W 1989 r. „SW” wchodziła z ukrywającym się po nielegalnym powrocie do Polski w sierpniu 1988 r. Kornelem Morawieckim, kilkunastoma oddziałami w całym kraju i za granicą oraz tysiącami członków/sympatyków organizacji.
Dwa przełomowe wydarzenia tamtego roku, czyli rozmowy okrągłego stołu oraz wybory z 4 i 18 czerwca, nie wpłynęły na zmianę stanowiska i postrzeganie celu, do jakiego dążyła ta organizacja. Był on jasno i wyraźnie artykułowany prze Kornela Morawieckiego i całe środowisko „Solidarności Walczącej”, a do jego głównych komponentów należały: walka z komunistami bez prób porozumienia, dogadania się, oraz dążenie do całkowitego upadku systemu; stworzenie Rzeczypospolitej Solidarnej, której podstawą byłyby wolne wybory i powstanie silnych samorządów ograniczających władze parlamentokracji, czynny opór i samoobrona, lecz z wyrzeknięciem się terroryzmu i zasady, że cel uświęca środki; zgodna współpraca ze wszystkimi siłami mającymi na celu wolność, solidarność i niepodległość Polski.
Równolegle władze traktowały organizację jako „skrajnie wrogą, deklarująca prowadzenie walki politycznej z zastosowaniem wszelkich dostępnych środków, z metodami terroru włącznie”. Z punktu widzenia władz „SW” miała być w społeczeństwie synonimem najbardziej ekstremalnego nurtu opozycji, który należało zmarginalizować, zohydzić i całkowicie wyeliminować z życia publiczno-politycznego.
Krytyka fraternizacji
Aby zrozumieć postawę „SW” w 1989 r., trzeba się cofnąć do połowy roku 1988 i sytuacji po wygaszonych przez Lecha Wałęsę strajkach sierpniowych. „Solidarność Walcząca” krytykowała w tym czasie koncepcję rozmów z władzami i dostrzegała rodzące się niebezpieczeństwo fraternizacji władz z umiarkowaną opozycją i reformowanie (nie obalenie) systemu na zasadach władz.
We wrześniu 1988 r. Kornel Morawiecki w artykule „Solidarność – tak, wypaczenia – nie” jednoznacznie stwierdzał, że podjęcie rozmów przez Wałęsę z szefem MSW gen. Czesławem Kiszczakiem to błąd, i konkludował: „+Solidarność Walcząca+ zawsze postulowała relegalizację +S+, także wtedy, gdy przywódcy związkowi mówili jedynie o pluralizmie lub +pakiecie antykryzysowym+. Dziś jednak ten postulat – to mało. By powstrzymać upadek kraju i zapobiec katastrofie, trzeba nie tylko legalnej +S+ i zasadniczej liberalizacji ustawy o stowarzyszeniach. Trzeba więcej – komuniści muszą oddać władzę nad gospodarką”.
Czy komuniści byli gotowi na taki krok, Morawiecki wątpił i dlatego według niego próby dogadywania się Wałęsy z Kiszczakiem były grą na przerzucenie na „S”, a dalej na społeczeństwo, odpowiedzialności za stan państwa. Na marginesie dodajmy, że Morawiecki utrzymywał, że władze (przez kontrwywiad wojskowy i szefostwo SB we Wrocławiu) sondowały również możliwość rozmów z „SW” pod warunkiem odrzucenia kilku postulatów: odsunięcia od władzy partii komunistycznej, wyprowadzenia wojsk sowieckich z Polski i innych dotyczących ZSRS.
„Nie grać z szulerami”
W październiku Morawiecki poszedł dalej i w tekście „Nie grać z szulerami” napisał: „Wszystko wskazuje na to, że stara ekipa generała znowu, jak w 1981 r., gra nieuczciwie. Co chcecie osiągnąć? Parę lat względnej stabilizacji murszejącego systemu. Jakim sposobem? Popuszczając nieco gospodarkę i zaciągając nowe kredyty przy jednoczesnym zaciskaniu pasa ogółowi i rozmyciu odpowiedzialności za efekty swych rządów. Nie można też wykluczyć prób powtórki 13 grudnia. Wydaje się więc, że dalsze rozmowy wokół okrągłego stołu i przy nim byłyby tylko łudzeniem siebie, polskiego społeczeństwa i Zachodu. Byłyby rozmienianiem na drobne politycznego kapitału, zaangażowanych w niego przywódców i doradców Związku. Lepiej się z takich rozmów w porę wycofać”.
W styczniu 1989 r. Zbigniew Jagiełło pod wymownym tytułem „Reformować system czy obalać” napisał:
„Zwolennicy ugody, bo tak ich trzeba nazwać, twierdzą, że tylko na tej drodze można zyskać coś dla społeczeństwa. Nie ma na to żadnych dowodów. Co gorsze, istnieją dowody, że komuniści są nieszczerzy. Polityka ugody jest więc polityką szkodliwą i niebezpieczną dla społeczeństwa. Sieje fałszywą wiarę na porozumienie i pacyfikuje przez to nastroje społeczne, co nie sprzyja osiągnięciu przez społeczeństwo podmiotowości, lecz służy nawet umacnianiu komunizmu. Czas najwyższy, aby przestrzec przed tą naiwną drogą, która skończy się zapewne kolejnym narodowym rozczarowaniem i pogrzebie szanse wyzwolenia się z komunizmu na co najmniej kilka lat. Podstawowym pytaniem, które powinniśmy sobie zadać jest to – czy chcemy ten system reformować, czy obalać? Aby życie w Polsce toczyło się zgodnie z wolą społeczeństwa i z korzyścią dla niego, muszą rządzić nim wybrani przez niego przedstawiciele. Komuniści nigdy się na to nie zgodzą. To oznaczałoby dla nich utratę władzy i znalezienie się na śmietniku historii. W tym jednym trzeba im dopomóc. Należy więc organizować społeczeństwo, aby obalić rządy komunistów. Pogląd ten trzeba artykułować otwarcie i głośno, aby przeciwdziałać zarazie zgody na stan obecny, jaką niesie za sobą ugodowa polityka, polityka błąkania się po klatce, która do niczego nas nie doprowadzi, zawsze natkniemy się na kraty”.
Kornel Morawiecki zaś dodawał:
„[…] mają więc w zanadrzu legalizację +S+ dla rozładowania kolejnego, masowego protestu. Ale kryzys jest tak głęboki, że +S+ to już dziś za mało. Potem będzie jeszcze mniej. Władza będzie o niebo spóźniona, autorytety zdewaluowane, masy zdesperowane i tak dzisiejsza polityka kunktatorskiej ewolucji doprowadzi do niekontrolowanej, ślepej rewolucji. Pora się opamiętać”.
Te jasne i klarowne wywody (Morawiecki nie uprawiał politykierstwa i modnego dziś PR) określały na następne miesiące postępowania „SW” wobec rozmów okrągłego stołu oraz późniejszych koncesjonowanych wyborów. Warto jednak zaznaczyć, że jakkolwiek swoimi działaniami „SW” kontestowała rozmowy części strony solidarnościowej z władzami, to nie atakowała związku jako całości, jako ruchu, przez cały czas podkreślając swoje korzenie oraz chęć podtrzymania idei, z której ten ruch społeczny (nie związek) wyrósł.
Inaczej to wyglądało z drugiej strony. Działacze „S” oraz Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie nie ustawali w atakach na wizje przyszłości prezentowaną przez „SW” oraz oczerniali Kornela Morawieckiego oraz inne osoby związane z organizacją i obwiniali ich o rozbicie jedności podziemnego związku, nierealistyczne myślenie, radykalizm oraz powiązania ze Służbą Bezpieczeństwa (chodziło głównie o podawanie informacji o agenturalnej przeszłości Wałęsy z lat siedemdziesiątych oraz dane ukazujące się w fałszowanych przez SB czasopismach podziemnych „SW”).
Niezrażony tym Kornel Morawiecki jasno artykułował, że jego ruch dąży do demokracji i gospodarki rynkowej, nowego ustroju opartego na wolności oraz solidarności ludzi i narodów. „Stawiamy na uczestnictwo, samorządność i wiedzę” – pisał. Każda krytyka Wałęsy i posiadanie własnego zdania było przez obóz wałęsowski odbierane jako działanie rozbijające i przeszkoda w realizacji planów zawartych w porozumieniach. Nic zatem dziwnego, że w tym czasie „SW” nadal mocno i bez pardonu była atakowana z kilku stron: przez „Gazetę Wyborczą”, periodyki partyjne oraz Służbę Bezpieczeństwa.
7 kwietnia 1989 r., w dniu ogłoszenia zmian w konstytucji dotyczących ordynacji wyborczej i powołania urzędu prezydenta, „SW”, jak zresztą w poprzednich latach, wezwała do udziału w demonstracji 1 maja pod hasłem wolnych wyborów, likwidacji nomenklatury i usunięcia PZPR z zakładów pracy, oraz godziwej zapłaty i warunków pracy.
„Różnymi drogami”
W praktyce od 9 kwietnia 1989 r. „SW” zaczęła wybijać na sztandary jeden postulat: wolnych wyborów. Choć z radością i uznaniem witała ona legalizację „Solidarności” i deklaracje władz o demokratyzacji życia gospodarczego mającej wyrażać się w przekształceniach w kierunku gospodarki rynkowej, to kontrakt wynegocjowany przy okrągłym stole był dla organizacji nie do zaakceptowania. Powody tłumaczył w swoim tekście Kornel Morawiecki:
„[…] a) brak wyraźnego stwierdzenia, że panujący tu system komunizmu (realnego socjalizmu) jest zły i musi być zniesiony, rodzi wrażenie, iż opozycji chodzi tylko o reformę systemu; w ten sposób wielki autorytet, jakim cieszą się osoby i środowiska opozycyjne, zamiast służyć narodowi, służy komunizmowi; b) strona opozycyjna zgodziła się na gabinetowy przetarg ustanawiający procentowy skład Sejmu PRL i opowiedziała się za pośpiesznymi pseudowyborami, co stanowi faktyczne odejście od etosu demokratycznego; tego odstępstwa od zasad nie równoważą ani obietnice, że +strony uczynią wszystko, aby skład następnego parlamentu był w pełni wyznaczony przez wolę wyborców+, ani stosunkowo znaczna pula mandatów niezależnych; c) przyznanie PZPR i jej politycznym pomocnikom (ZSL, SD1 i inne) większości w Sejmie PRL jest legalizacją uzurpacji komunistów do przewodniej roli w Polsce; d) zgoda na urząd prezydenta z uprawnieniami dyktatorskimi, przy niemal pewnym objęciu tego urzędu przez gen. [Wojciecha] Jaruzelskiego, jest moralnym i politycznym rozgrzeszeniem człowieka najbardziej winnego wprowadzenia stanu wojennego i wszystkich tego konsekwencji; e) praktycznie nie naruszono nomenklatury w gospodarce, administracji, kulturze, itd., nie wspominając nawet o wojsku i MSW; f) nie napiętnowano zamordowania księży Stefana Niedzielaka i Stanisława Suchowolca; g) nie przywrócono samorządowi terytorialnemu rangi rzeczywistego gospodarza z wydzieloną własnością i dochodami oraz demokratycznym sposobem wyłaniania władz; h) minimalnie koncesje w dostępie do środków masowego przekazu nie podważają informacyjnego monopolu partii; i) oprócz niedookreślonej 80 proc. indeksacji płac warunkowanej inflacją, nie podjęto żadnych ustaleń co do zmiany poziomu wynagrodzeń, podatków dla przedsiębiorstw, cen surowców, dopłat, itp.; bez gruntownych zmian tych parametrów ekonomicznych na korzyść pracowników i zakładów nie osiągnie się poprawy gospodarczej; j) negocjacje przy podstolikach praworządności i górnictwa nie powiodły się; k) strony zlekceważyły istotne problemy młodego pokolenia; połowicznie załatwiono rejestrację NZS; nie załatwiono sprawy niezależnego harcerstwa; l) strona opozycyjna zaapelowała o nowe kredyty dla PRL; uważamy to za wspomaganie systemu; z takim apelem miałyby prawo wystąpić jedynie demokratycznie wybrany rząd Polski”.
Artykuł ten z 10 kwietnia zawierał również bardzo charakterystyczną odezwę Morawieckiego do jego przyjaciół z „Solidarności”: „Ufamy, że tak tym razem wyraźna różnica stanowisk między +Solidarnością Walczącą+ a kierownictwem +Solidarności+ i bliską mu opozycją nie oznacza rozejścia się naszych dążeń i ideałów. Wiele dróg prowadzi do demokracji i niepodległości. Idziemy różnymi drogami, ale do tej samej wymarzonej Polski”.
Druga strona była już jednak w innym miejscu swojej politycznej tożsamości, choć, trzeba przyznać, nie wszyscy akceptowali sposób, w jaki dokonywał się przełom w związku i okazywana, nie tylko deklaratywna, otwartość na niedawnego wroga.
1 maja we Wrocławiu odbyła się wielotysięczna demonstracja (antypochód pierwszomajowy), do której wezwały „Solidarność Walcząca” i PPS-RD (Piotr Ikonowicz, Józef Pinior). Władze Wrocławia, bastionu „SW”, bardzo jej się obawiały. Służba Bezpieczeństwa na bieżąco, dzień po dniu, zbierała wszelkie informacje na temat przygotowań do niej i przekazywała do władz partyjnych. Jej głównym celem było wyizolowanie tej społeczności politycznej, jej kontrolowanie i przeciwstawienie jej rozsądnej opozycji, za jaką uważany był Komitet Obywatelski „Solidarności”, przedstawienie jej jako grupy awanturników i szkodników politycznych burzących ustalony kompromis na linii władze-opozycja i prowadzących kraj na skraj przepaści i anarchii.
Do rozmów nad zagadnieniami bezpieczeństwa i organizacji zaproszono też przedstawicieli KO „S”, którzy przyjęli postawę neutralną. Mimo to 1 maja doszło do walk z ZOMO, Zbigniew Wojtczak został brutalnie przejechany przez milicyjną nyskę, a wiele osób było rannych. Według „SW” nic się nie zmieniło w działaniach władz, co potwierdzało słuszność stawianych zarzutów odnośnie do zawartej ugody okrągłostołowej. Wrocławskie periodyki w niewybredny sposób atakowały „SW” i PPS-RD, zaś KO „S” wydał oświadczenie w sprawie przebiegu i skutków demonstracji z 1 maja 1989 r.
„Generał musi odejść”
Od 30 maja „SW” stanowczo protestowało przeciwko kandydaturze Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta RP. Hasło „Generał musi odejść” było od tamtej pory jednym z warunków sine qua non realizacji drogi do obalenia komunizmu. Poza tym „SW” podejmowała wiele działań dotyczących wydarzeń za granicą. Protestowała przeciwko zarówno brutalnemu zdławieniu wiecu w Tibilisi (Gruzja, 13 kwietnia 1989 r.), jak i masakrze na placu Tienanmen. Szczególną atencją otaczano Afganistan oraz kraje bałtyckie. Inną akcją była ta z maja 1989 r. pod hasłem „Adoptuj żołnierza”, która polegała na wysyłaniu wybranym przez siebie żołnierzom zawodowym prasy niezależnej, tym samym łamiąc monopol medialny wobec tej grupy zawodowej.
Wybory z 4 i 18 czerwca „SW” zbojkotowała. Ukazało się oświadczenie Kornela Morawieckiego: „Okazała się dojrzałość Polaków. Ludzie nie ulegli oficjalnej propagandzie. I tylko można pożałować Lecha Wałęsy, który nie wiadomo po co swym autorytetem ratował listę krajową. Ale znaczna część społeczeństwa nie uległa również agitacji komitetów obywatelskich, rozgłośni zachodnich i niektórych księży odmawiających racji bojkotowi. Idziemy więc dalej różnymi drogami, ale przecież do tej samej wolnej Polski”. Za sukces uznał on 38-procentową absencję wyborczą, szczególnie młodzieży, co przez szefa „SW” zostało odczytane jako totalna niezgoda na komunizm w Polsce.
Po wyborach „SW” szukała swojego miejsca na mapie politycznej Polski. Stąd następnym krokiem była walka o dezawuowanie kandydatury Jaruzelskiego na prezydenta Polski. Już 8 czerwca 1989 r. Morawiecki wysłał list do wszystkich senatorów i posłów z list KO „S”, namawiając ich do protestu przeciwko Jaruzelskiemu „odpowiedzialnemu za stan wojenny, za kryzys i upadek kraju”. W zamian przewodniczący „SW” wysunął zaskakującą kandydaturę Jerzego Giedroycia, który według niego „jak żaden z żyjących Polaków, łączył [...] czyn i myśl, prawość i politykę, Kraj i Emigrację”. Giedroyć nie wyraził zgody.
W ciągu kolejnych tygodni Morawiecki nie krył rozczarowania postawą Wałęsy i jego obozu po 4 czerwca 1989 r. Zwrot dopuszczający zmianę ordynacji wyborczej, możliwość ponownego głosowania na listę krajową, potęga umów okrągłostołowych spowodowała, jak pisał Morawiecki, „gorycz i złość”. Według niego należało zebrać wszystkich senatorów i posłów i ustalić, jak dalej postępować. Zaproponować własnego, solidarnościowego kandydata i nie dać pola manewru komunistom, co spowodowałoby ich dalsze ustępstwa. To był moment na przejęcie władzy i „pokierowania polskim wozem na szeroki gościniec demokracji”.
Warto w tym miejscu jednak zaznaczyć, że podobne odczucia miała niemała część obozu związanego z KO „S”, która spotkała się w Warszawie 12 czerwca 1989 r. W „Solidarności Walczącej” w tym czasie pisano, że wobec zmian w kraju dokonano też ujawnienia się czterech przedstawicieli „SW”: Wojciecha Myśleckiego, Macieja Frankiewicza, Marka Czachora i Antoniego Kopaczewskiego.
Wolni i solidarni
Następne tygodnie wypełniła „SW” walka o wywarcie presji na parlamentarzystów, aby nie dopuścić do głosowania nad kandydaturą Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. 22 czerwca 1989 r. odbyła się we Wrocławiu manifestacja pod hasłem „Jaruzelski musi odejść” zorganizowana wspólnie przez SW i PPS-RD. Na hasła głoszone przez „SW” odpowiedziała „Gazeta Robotnicza”, organ KW PZPR we Wrocławiu, piórem Tomasza Szymańskiego:
„W przeciwieństwie do +SW+ uważamy też, iż obsada urzędu prezydenta dokona się w skutek suwerennej decyzji […]”. Po wyborze Jaruzelskiego na prezydenta nadal kontestowano i protestowano przeciwko tej decyzji, lecz wydaje się, że nie miało to już większego znaczenia.
19 sierpnia premierem został Tadeusz Mazowiecki. Nadal ukrywający się Kornel Morawiecki wysłał do niego list, pisząc: „Życzę Panu, żeby za Pańskiej kadencji rozkład komunizmu następował szybciej niż jego dopasowywanie się do nowej sytuacji. Życzę, żeby z punktu i zdecydowanie rozszerzyła się przestrzeń wolności. Pod tym katem nasza organizacja, pozostając w ciągłym sprzeciwie wobec systemu i w opozycji wobec rządu ciągle nie odzwierciedlającego woli narodu, będzie obserwować i publicznie oceniać Pańskie prace na stanowisku Premiera”.
Kolejne miesiące zaangażowania „SW” to m.in. udział w manifestacjach z okazji dziewiątej rocznicy 31 sierpnia oraz ósmej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Ta ostatnia przerodziła się w kilkugodzinne starcia z milicją na ul. Świdnickiej i okolicach Rynku. „SW” nie poddawała się i zamierzała dalej walczyć o demokratyzację państwa, całkowite obalenie komunizmu, wyprowadzenie wojsk sowieckich z Polski i ponowne zaszczepienie w Polakach idei solidaryzmu społecznego. Na pytanie, dlaczego i po co ta walka, Kornel Morawiecki zawsze odpowiadał niezmiennie: aby żyć. Wolni i solidarni.
Sebastian Ligarski
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP