Autorzy kwietniowego numeru magazynu historycznego „Mówią wieki” przypominają dzieje jednej z dwóch najważniejszych polskich rezydencji królewskich. Okazją do tego jest przypadająca w tym roku rocznica przebudowy warszawskiego zamku.
Najnowszy numer „Mówią wieki” został przygotowany we współpracy z Zamkiem Królewskim w Warszawie. W tym roku przypada czterechsetna rocznica ukończenia przebudowy Zamku Królewskiego w czasach króla Zygmunta III Wazy. Rozbudowa tej rezydencji była symbolicznym uwieńczeniem procesu czynienia z Zamku stałej siedziby władcy. Rok temu udało się ustalić, że przebudowa zakończyła się 4 lutego 1619 r. Dla muzealników był to impuls do ogłoszenia Roku Wazowskiego i organizacji wielu wystaw oraz wykładów przybliżających dzieje Zamku i epokę Wazów.
O planach Zamku na ten rok mówi w rozmowie z redaktorami „Mówią wieki” dyrektor Zamku Królewskiego prof. Wojciech Fałkowski. Jednym z ważnych wydarzeń tego roku będzie wystawa sztuki z epoki Wazów. „Pokażemy na niej wyroby złotnicze, biżuteryjne, zarówno z kolekcji muzealnych, jak i kościelnych, bardzo rzadko pokazywanych” – mówi dyrektor Zamku Królewskiego. Dodał również, że podsumowaniem obchodów czterechsetlecia będzie wystawa „Świat Wazów”, której celem będzie zaprezentowanie międzynarodowego znaczenia rodu oraz terytorium Rzeczypospolitej pod ich panowaniem. Prof. Wojciech Fałkowski podsumował również zakupy eksponatów w ciągu ostatnich miesięcy. Za jeden z najcenniejszych uznał obraz Bernarda Bellottiego „Widok Kapitolu”. „Obraz pochodzi z 1768 r. i został namalowany przez Bellotta zaraz po przyjeździe do Warszawy. Należał do prywatnej kolekcji króla” – podkreślił dyrektor Fałkowski.
Oglądany współcześnie Zamek jest w dużej części rekonstrukcją jego wyglądu z czasów ostatniego króla Polski. Rezydencją na miarę władców Rzeczypospolitej stał się jednak ponad półtora wieku wcześniej. W tym czasie nie tylko znacząco powiększono Zamek i przebudowano jego wnętrza, ale w duchu epoki zamanifestowano również znaczenie władzy królewskiej. „Dominująca wieża centralna nowego zachodniego skrzydła Zamku miała symbolizować króla, narożne wieżyczki po bokach – uczestnictwo we władzy pozostałych dwóch stanów sejmujących, czyli senatorskiego i poselskiego. Stworzono zatem wyszukaną metaforę majestatu” – podkreśla historyk sztuki Ryszard Szmydki z Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie.
Jak przypomina Jacek Żukowski z Ośrodka Sztuki Zamku Królewskiego, Zamek w czasach Wazów stał się również znaczącym ośrodkiem wpływającym na gusta artystyczne swojej epoki. Szczególnie zaangażowany w mecenat artystyczny był drugi z przedstawicieli tej dynastii na polskim tronie. „Recenzował libretta, ingerował w scenografie oraz wygląd kostiumów scenicznych, zatwierdzał próbki tkanin do baletów, kamieni do wyposażenia rezydencji, projekty architektoniczne” – pisze o zaangażowaniu Władysława IV. Tej stronie panowania szwedzkich królów poświęcona będzie wystawa „Świat polskich Wazów. Przestrzeń – Ludzie – Sztuka”, która zostanie otwarta w Zamku Królewskim w Warszawie 24 października 2019 r.
Zamek był jednak przede wszystkim centrum życia politycznego Rzeczypospolitej. Szczególnego znaczenia nabierał w czasie obrad sejmu. Warunki prowadzenia dyskusji bardzo różniły się od współczesnych nam standardów życia parlamentarnego. Atmosferę obrad opisuje historyk dziejów nowożytnych Krzysztof Wiśniewski. W wielu cytowanych przez niego wspomnieniach uczestników obrad zaskakuje ich pomysłowość i determinacja do uchwalenia nowych praw. „Wielu nietrzeźwych odeszło, jedni, by się przespać, reszta, by nie poniechać przygotowanych uczt. […] Tymczasem my dalej działaliśmy, a przyniesionymi dla pozostałych posłów i senatorów kielichami znakomicie zagrzaliśmy głowy. Jednym słowem, wszystko zostało uchwalone i o czwartej godzinie po północy przyszliśmy do spoczywającego króla, gratulując sobie szczęśliwego zakończenia sejmu” – pisał o sejmie we 1643 r. Albrycht Stanisław Radziwiłł.
Wazowie wykazywali się również ambicją budowania znaczącego europejskiego dworu. Z wielu względów nigdy nie udało mu się dorównać najważniejszym siedzibom władców. „Dwór królewski w czasach Wazów liczył od 450 do 500 osób obecnych na stałe przy monarsze i jego rodzinie. Nie było to dużo, dla przykładu dwór cesarza Rudolfa II liczył ok. 1100 osób, króla Hiszpanii Filipa II od 1220 do 1500, a angielskiej królowej Elżbiety I ok. 1800” – pisze Piotr Kroll z Instytutu Historycznego UW. Co ciekawe, zdecydowanie przerastał dwory magnatów, które w powszechnej opinii uważane są za niezwykle wystawne. Koszty funkcjonowania dworów radziwiłłowskich sięgały kilkudziesięciu tysięcy złotych. Dwór królewski Wazów pochłaniały 1,3 mln. zł. Mimo wielkich wydatków standard jego funkcjonowania często pozostawiał wiele do życzenia. „Dwór zaludniał się w czasie wielkich uroczystości czy sejmów, kiedy każdy starał się pokazać przy królewskim boku. Na dworze nie brakowało burd, pijaństwa, awantur oraz pojedynków, i to nie tylko wśród niższej służby, ale także wśród magnatów, często w obecności króla” – stwierdza autor.
„Kolumna Zygmunta III Wazy stojąca na pl. Zamkowym niewątpliwie jest jednym z bardziej charakterystycznych punktów w Warszawie. Jak bardzo zmieniłaby się jednak perspektywa Zamku i całej Starówki, gdyby na placu ustawiono nie jeden, lecz dwa pomniki, oraz łuk triumfalny?” – pisze Katarzyna Wagner z Instytutu Historycznego UW. Opisywany przez nią projekt budowy „forum Wazów” miał być spektakularnym upamiętnieniem zasług dynastii, a jednocześnie ogromnym projektem przebudowy tej części rozrastającej się Warszawy. „Przestrzeń ta miała cechy drogi królewskiej, ceremonialnej” – podkreśla badaczka.
W polskiej historiografii przeważają negatywne oceny epoki wazowskiej. Bez wątpienia jednak szwedzka dynastia była jednym z najbardziej niezwykłych rodów panujących w XVI i XVII wieku. O jej losach pisze Dariusz Milewski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. „Wazowie pojawili się na arenie europejskiej w pierwszej ćwierci XVI stulecia, wstrząsnęli kontynentem – głównie za sprawą wojennych czynów Gustawa Adolfa – po czym zniknęli w drugiej połowie XVII wieku, ustępując miejsca innym dynastiom. Pozostawili jednak po sobie trwały ślad” – podkreśla autor.
Do historii wojen, w których brali udział Wazowie, nawiązuje tematyka przygotowywanego przez „Mówią wieki” we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim dodatku tematycznego „Pieniądz i społeczeństwo na ziemiach polskich”. W tym miesiącu autorzy rozważają problem finansowania coraz potężniejszych machin wojennych. Współczesnych ekonomistów i twórców budżetów państwa mogą szokować kwoty przeznaczane na finansowanie nawet bardzo skromnego i nielicznego wojska. „W roku 1759 radca kameralny Johann Beniamin Steinhauser podawał, że w tym roku na potrzeby wojskowe wydawano ok. 91,8 proc. całego budżetu Rzeczypospolitej” – pisze historyk gospodarki Bartosz Dziewanowski-Stefańczyk.
Pasjonatów historii międzywojnia i wojskowości zainteresują artykuły z cyklu „100 lat polskiej techniki wojskowej”, którego partnerem jest Polska Grupa Zbrojeniowa. W tym miesiącu autorzy przypominają polskie przygotowania do wojny, która nigdy nie nastąpiła. Po I wojnie światowej w Europie zapanowała psychoza przed użyciem gazów trujących. Mimo ogromnej brutalności kolejnej wojny światowej broni tej nigdy nie użyto na froncie. Wydatki okazały się więc całkowicie niepotrzebne. Pod koniec lat trzydziestych w polskim Sztabie Generalnym przygotowywano ambitne plany użycia broni chemicznej. Koszty wdrożenia nowej koncepcji wynosiły ok. 36 mln zł, za co można było nabyć w tym samym czasie trzy niszczyciele typu Błyskawica, wystawić ponad jedną dywizję piechoty lub wybudować 11 667 km autostrad” – pisze Bartłomiej Bydoń z Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej.
Wiele innych błędów w polskim programie zbrojeniowym końca lat trzydziestych opisuje Marcin Wilczek z Instytutu Historii Nauki PAN. W jego opinii nadmiar programów zbrojeniowych doprowadził do niemal zupełnego zmarnotrawienia potencjału polskich inżynierów.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /