Ponad 80 lat od antypolskiej operacji NKWD żyjący na Ukrainie Polacy wciąż poszukują śladów bliskich, którzy padli jej ofiarą. W ramach operacji w latach 1937-38 komuniści skazali na śmierć co najmniej 111 tys. osób. Na sowieckiej Ukrainie zginęło ponad 47 tys. Polaków.
Wielu ich potomków tragedia całkowicie odcięła od korzeni. Wielu szuka śladów swej polskości do dziś. W piątek w Winnicy na Podolu otwarto wystawę Instytutu Pamięci Narodowej, która opowiada o losach pomordowanych.
Natalia Dziuba od lat poszukuje dokumentów swojego dziadka, który - jak słyszała w domu - więziony był przez władze sowieckie od 1937 do 1941 roku. Jego córki były zbyt małe, by zapamiętać, co opowiadał o pochodzeniu ich rodziny. Nie zdążyły dorosnąć, gdy niedługo po wyjściu na wolność zmarł.
Natalia, która jest jego wnuczką, nie zna języka polskiego. „Wiem tylko, że jesteśmy Polakami. Nie mamy niczego prócz kilku zdjęć dziadka z dzieciństwa. Ciągle szukamy śladów naszej przeszłości. Przyszłam na tę wystawę, bo mam nadzieję, że w końcu coś uda mi się odnaleźć” - opowiada w rozmowie z PAP.
Na wschód od Zbrucza, który w czasie operacji antypolskiej był granicą między II RP a ówczesną Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką, nie ma prawdopodobnie polskiej rodziny, której nie dotknęłaby ta tragedia - stwierdza Jerzy Wójcicki, polski działacz mieszkający w Winnicy.
„Ja sam urodziłem się na terenach II Rzeczpospolitej i moja rodzina nie doświadczyła tych represji, ale moja żona, Julia Wójcicka z domu Marcinowska, pochodzi z Berdyczowa. NKWD zamordowało jej pradziadka i ciotki” - opowiada.
NKWD starało się zacierać ślady po zabitych Polakach. „O miejscu ich pochówku dowiedzieliśmy się dopiero w 2007 roku. Dobrze, że tak się stało, bo babcia żony chorowała na raka i trzy dni przed śmiercią dowiedziała się, że jej tata został zamordowany przez NKWD i pochowany w Żytomierzu. Wspomnienia o operacji antypolskiej są na tych terenach wciąż żywe” - podkreśla Wójcicki.
Maria Kozyrska, która działa w polskich organizacjach w Winnicy, mówi, że rodzina jej ojca przeżyła, gdyż dziadek był dobrym kowalem, a komuniści potrzebowali jego usług. „Rodzina mamy została zesłana do Kazachstanu, jeszcze przed tą operacją w 1936 r. Tam mama się urodziła. Wrócili do domu dopiero po 25 latach” - opowiada.
Świadectwem tragedii Polaków w Winnicy są nie tylko rodzinne wspomnienia. Wójcicki, Kozyrska i inni członkowie polskiej społeczności starają się omijać główny park miasta, w którego miejscu wcześniej znajdował się katolicki cmentarz. „NKWD rozstrzelało tam ponad osiem tysięcy Polaków. W tym parku byli oni grzebani” - mówią.
Wystawę poświęconą operacji antypolskiej NKWD można oglądać przez najbliższy tydzień w siedzibie winnickiej rady miejskiej. W piątek na jej otwarciu była pani Małgorzata Miedwiediewa z miasta Bar.
„Mój dziadek Henryk Kociszewski został zamordowany w Winnicy. Nie wiedzieliśmy o tym aż do 1986 roku; sądziliśmy, że został zesłany do łagrów. Udało mi się dotrzeć do jego akt. Widziałam, jak po każdym przesłuchaniu pogarsza mu się charakter pisma. Jego podpisy stają się coraz to bardziej rozmazane. Musiał podpisać, że jest szpiegiem, że działał na rzecz Polski i że miał związki z polską podziemną organizacją, która chciała obalić rząd sowiecki. Tak właśnie zginął” - powiedziała PAP.
Oficjalna liczba Polaków, którzy mieszkają obecnie w winnickim okręgu konsularnym, wynosi ok. 70 tys., jednak do polskości na tych terenach przyznaje się nawet 450 tys. osób - powiedział PAP konsul generalny RP w Winnicy Damian Ciarciński.
„To wydarzenie jest dla Polaków w tym regionie bardzo ważne. Jest to żywa historia ich rodzin” - mówi o wystawie.
Historia ta sprawia również, że polska społeczność w obwodach winnickim, żytomierskim, chmielnickim i czerniowieckim, które należą do winnickiego okręgu, jest dziś wyjątkowo aktywna.
„Działa tutaj ponad 130 organizacji polskich, w setkach można liczyć punkty nauczania języka polskiego, funkcjonuje tu wiele zespołów. Bardzo popularny jest język polski. Zainteresowanie polską kulturą i historią jest tutaj naprawdę żywe” - wylicza Ciarciński.
Sowieckie NKWD przeprowadziło tzw. operację polską w latach 1937-38. W tym czasie aresztowano ponad 143 tys. osób. Co najmniej 111 tys. skazano na karę śmierci. Blisko 30 tys. Polaków zesłano do łagrów. Na Ukrainie, która była największym skupiskiem ludności polskiej w ZSRR, osądzono niemal 56 tys. osób. Ponad 47 tys. z nich zamordowano.
Według Instytutu Pamięci Narodowej aresztowani w ramach operacji mężczyźni oskarżani byli o przynależność do nieistniejącej od 1921 r. Polskiej Organizacji Wojskowej, która miała rzekomo prowadzić działalność szpiegowsko-wywrotową na rzecz II Rzeczypospolitej. Na większości z nich wykonano wyrok śmierci. Żony "szpiegów" lub "wrogów ludu" były zsyłane na 5 do 10 lat w głąb ZSRR za to, że nie informowały organów władzy sowieckiej o "kontrrewolucyjnej działalności szpiegowskiej" mężów. Ich dzieci często odsyłano do domów dziecka lub więziono w obozach i koloniach pracy.
Z Winnicy Jarosław Junko (PAP)
jjk/ kar/