„Podejmując próbę zrozumienia jakiegoś człowieka, szukamy często punktu zwrotnego, zdarzenia, które mogło wywrzeć wpływ na rozwój tej osoby i tłumaczyłoby jej późniejsze zachowanie i czyny. Patrząc z perspektywy, rok 2013, ten, w którym Kim Dzong Un zgładził wuja Changa, był takim właśnie punktem zwrotnym” – czytamy.
Jednak jak zastrzega autorka książki, „to był punkt zwrotny stworzony przez niego, nie zaś taki, który go stworzył. Przed egzekucją wuja Changa Kim Dzong Un sprawiał wrażenie młodego i dynamicznego. Na to, jak był odbierany, wpłynęło również i to, jak w otoczeniu była postrzegana jego żona, Ri Sol Chu. „Wybudował aquapark i chodził do barów serwujących burgery w Pjongjangu. Kwitła turystyka. Cudzoziemcy oglądali drapacze chmur i tańczących mieszkańców kraju. Sam Kim Dzong Un uczył się wcześniej w szkole z internatem i mieszkał w Szwajcarii, gdzie podobno opanował zarówno niemiecki, jak i angielski, lubił koszykówkę i filmy akcji. Wydawał się nie taki sztywny. Łatwo było pomyśleć, że jest nam bliższy” – wymienia Sun Heidi Sæbø. Informator autorki, który do niedawna był członkiem szeroko rozbudowanego północnokoreańskiego wywiadu, twierdzi, że Kim Dzon Un z lat, które spędził w zachodniej demokracji, wyniósł zupełnie inne nauki, a swoje doświadczenie umiał tak wykorzystać, aby ludzie mogli z nim wytrzymać.
Co więcej, jego wejście do życia publicznego nastąpiło nagle. Latem 2010 roku młody i pełen życia przyszły przywódca kraju objawił się po raz pierwszy. We wrześniu podczas trzeciej konferencji Partii Pracy Korei rozwiano już wszelkie wątpliwości – siedział w pierwszym rzędzie, zaledwie dwa krzesła dalej od ojca. Nie ukończył jeszcze trzydziestu lat, a miał rządzić jako dyktator dwudziestoma pięcioma milionami ludzi oraz sterować programem atomowym, którego nikt na świecie nie chciał.
Pozbycie się wuja nie było aktem jednorazowym. Od tamtego czasu nie widziano także ciotki Kim Kyong Hui, tylko nieliczni wiedzą, co faktycznie się z nią stało. Niebawem pojawiły się również doniesienia o zgładzeniu wszystkich krewnych Chang Song T’aeka – drzewo genealogiczne tej części rodziny miało zostać unicestwione. Tragiczny los spotkał również muzyków i artystów z orkiestry Unhasu, a także członków zespołów Wangjaesan i Moranbong, którzy przygrywali elicie do tańca i zabaw. Oskarżeni o nagrywanie i rozpowszechnianie filmów pornograficznych zostali ponoć rozstrzelani z broni automatycznej. Z obliczeń dokonanych przez jeden z think tanków wynika, że Kim Dzong Un zgładził 340 osób, a spośród nich 140 można było uznać za wysoko postawione.
Korea Północna nie przeżyła podobnych czystek od lat 50. XX wieku, kiedy to Kim Ir Sen chciał pozbyć się tych, którzy, jak się obawiał, byli lojalni wobec pierwotnych komunistów z Południa lub maoistów w Chinach. Jednak władza Kim Dzong Una była już ugruntowana w wyniku 64-letniego panowania dynastii rodzinnej.
13 lutego 2017 roku na lotnisku w Kuala Lumpur, stolicy Malezji, zabity został Kim Dzong Nam – najstarszy syn Kim Dzong Ila i przyrodni brat Kim Dzong Una. Podejrzanym o zabójstwo był młodszy brat, ale odpowiedzialność za zbrodnię złożono na barki Wietnamki Doan Thi Huong i Malezyjki Siti Aisyah, które zaatakowały na lotnisku. „Likwidacja, do której doszło na oczach kamer, stanowiła rzadki przejaw ekshibicjonizmu. Była niczym otwarte drzwi do reżimu, który zazwyczaj jest szczeknie zamknięty” – wskazuje Sun Heidi Sæbø.
Wiele osób uważało, że zabójstwo popełniono z pełną premedytacją na oczach kamer, aby do świata dotarło przerażające przesłanie. Dopiero później dochodziły do głosu sugestie, że coś poszło nie tak, że chociaż była to starannie wyreżyserowana akcja, to nie poszła jednak zgodnie z planem. Odstawiony na boczny tor przyrodni brat przywódcy miał być wspominany przez świat jako głupi syn Kim Dzong Ila – ten, któremu zawsze będzie towarzyszył wizerunek playboya przyklejony do rodowego nazwiska, ten, z którym zawsze będą się łączyć skandale, a także zdarzenia, które będą tłumaczyć tym, którzy go nie znali, dlaczego jego życie potoczyło się w tak złym kierunku. „Teraz prawda o tym, kim rzeczywiście był, miała prawdopodobnie trafić razem z nim do grobu. Znać ją miała jedynie garstka powiązanych, nielubiących się wychylać osób, rozrzuconych na co najmniej dwóch kontynentach. (…) Kim Dzong Nam umierał jako klaun. Pozostał natomiast jego młodszy przyrodni brat, dalej nietykalny, poza wszelkim zasięgiem, mimo że padł na niego cień podejrzeń” – czytamy.
To zabójstwo może pomóc przedrzeć się przez werniks tajemniczości i iluzorycznej boskości towarzyszącej rodzinie Kimów. Rodzinę tę uważa się za wszechmogącą, a propagowana przez nią ideologia oddziałuje na wszelkie aspekty życia codziennego ludzi. Jednocześnie Kimowie żyją w kompletnym oderwaniu od narodu. Jak wskazuje autorka, „większość zabójstw daje się wytłumaczyć nieustępliwą zazdrością, odwieczną rywalizacją, nagłym pragnieniem zemsty albo kłótnią, która całkowicie wymyka się spod kontroli. Gdyby jednak koreańskiego dyktatora dało się zdefiniować jako człowieka łatwo ulegającego emocjom, zniknęłaby część otaczającej go zagadkowości. Stałby się wówczas postacią, której poczynania bylibyśmy w stanie przewidzieć, a rodzina Kimów nie różniłaby się od innych rodzin”.
Zabójstwo wydawało się być wyjaśnione już od pierwszej chwili, jednak śledztwo rzuciło światło na mroczny świat tajemniczych pośredników, prania brudnych pieniędzy, czarnorynkowego handlu bronią masowego rażenia czy podstawionych firm. Ukazane zostały dowody na międzynarodową działalność Korei Północnej z wykorzystaniem skomplikowanej sieci utworzonej przez potężnych, częściowo działających poza prawem, aktorów. „O tym, w jaki sposób Kim Dzong Nam i dwie nieznajome kobiety, w tym jedna w bluzie z napisem LOL i z walizką Hello Kitty, zostali wplątani w świat brudnych pieniędzy i wielkiej polityki międzynarodowej, wiedział być może tylko jeden człowiek. Znajdował się 4673 kilometry dalej” – ocenia Sun Heidi Sæbø.
Książka „Kim Dzong Un. Szkic portretu dyktatora” Sun Heidi Sæbø ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/