Współzawodnictwo o prymat w kosmosie pomiędzy ZSRS i USA rozpoczęło się z chwilą wystrzelenia przez Sowietów pierwszego sztucznego satelity Ziemi w październiku 1957 roku.
Choć strona sowiecka zapowiadała ten akt, Amerykanie zlekceważyli tę możliwość, wychodząc z założenia, że siermiężna technika konkurentów nie jest w stanie zrealizować takiego zadania. Gdy się okazało, że jednak jest, w Ameryce nastąpił szok, wynikły także z tego, że te same rakiety, które wynosiły sputniki, po przestawieniu na wyrzutniach mogły przenosić między kontynentami pociski atomowe.
Drugi cios bucie amerykańskiej zadało wystrzelenie 12 kwietnia 1961 roku pierwszego człowieka w kosmos, Jurija Gagarina. Mówiąc językiem bokserskim Ameryka znalazła się na deskach. Od tego momentu ZSRS zanotował pasmo spektakularnych sukcesów: pierwsza kobieta w kosmosie (Walentyna Tierieszkowa), pierwszy lot dwóch statków, pierwsze zdjęcia odwrotnej strony Księżyca, pierwszy spacer w kosmosie (Aleksiej Leonow) itp. Amerykanie jednak w końcu się obudzili, choć w dziedzinie kosmonautyki mieli już kilkuletnie opóźnienie.
Choć strona sowiecka zapowiadała ten akt, Amerykanie zlekceważyli tę możliwość, wychodząc z założenia, że siermiężna technika konkurentów nie jest w stanie zrealizować takiego zadania. Gdy się okazało, że jednak jest, w Ameryce nastąpił szok, wynikły także z tego, że te same rakiety, które wynosiły sputniki, po przestawieniu na wyrzutniach mogły przenosić między kontynentami pociski atomowe.
Jako przełom w tej dziedzinie uznaje się inicjatywę prezydenta Johna Kennedy’ego. 25 maja 1961 roku przemawiając na posiedzeniu połączonych izb Kongresu Kennedy poruszył kwestie gospodarcze, mówił o ulgach podatkowych i zimnej wojnie, nawoływał do budowy schronów przeciwatomowych i przydzielenia większych funduszy rozgłośni „Głos Ameryki”, a to w celu uporania się z propagandą komunistyczną.
Dopiero pod koniec przemówienia wspomniał w tym kontekście o zadaniach NASA: Jeśli mamy zwyciężyć w bitwie pomiędzy wolnością a tyranią, która toczy się wokół na całym świecie, jeśli chcemy wygrać zmagania o ludzkie umysły, dramatyczne wydarzenia w dziedzinie lotów kosmicznych powinny nam wszystkim uświadomić – tak jak to uczynił Sputnik w 1957 roku – jaki wpływ ma kosmiczna przygoda na umysły ludzi we wszystkich zakątkach świata (...) Wierzę, że nasze państwo powinno się poświęcić realizacji następującego celu – ażeby przed końcem bieżącej dekady człowiek wylądował na Księżycu i bezpiecznie powrócił na Ziemię. Żaden inny projekt kosmiczny nie będzie bardziej ekscytujący, nie wywrze na ludzkości większego wrażenia i nie będzie ważniejszy dla dalszej eksploracji kosmosu, żaden też nie okaże się tak trudny ani tak kosztowny.
Kennedy nie był wielkim zwolennikiem tracenia funduszy na loty kosmiczne, ale po sukcesie Gagarina w kwietniu 1961 roku nie widział innego wyjścia. Kiedy jednak w ślad za fantastyczną zapowiedzią poszło finansowanie, prace w USA ruszyły z kopyta i w połowie 1965 roku ZSRS został doścignięty. Stało się to w momencie, kiedy obie strony przesiadały się na nową generację statków: Amerykanie z Gemini na Apollo, Sowieci z Woschodów na Sojuzy, którymi zresztą latają do dziś.
Poziom rywalizacji był tak wysoki, że i jedni, i drudzy usiłowali jak najszybciej wprowadzić do użytku niedopracowane konstrukcje. Amerykanie zapłacili za to katastrofą Apollo 1, kiedy w trakcie prób na wyrzutni w kabinie wypełnionej tlenem spaliło się trzech astronautów: Grissom, White i Chaffee. Sowieci wystrzelili na orbitę Sojuza 1 z kosmonautą Komarowem, który dobrze wiedział, że jego statek to kupa złomu. W kosmosie poszczególne systemy po kolei odmawiały posłuszeństwa i Komarow dostał rozkaz powrotu, ale jego Sojuz wpadł w rotację i mimo pięknej walki pilota uderzył w Ziemię z prędkością 650 km/h. W obu przypadkach przerwy w startach trwały po kilkanaście miesięcy.
Amerykanie wykorzystali ten czas na kompletne przeprojektowanie Apollo. Mieli kłopoty z rakietą nośną Saturn V, który wpadał w niekontrolowane wibracje. Pomimo tego na wieść, że Sowieci szykują na koniec roku 1968 coś spektakularnego, NASA podjęła decyzję o ryzykownym załogowym oblocie Księżyca przez Apollo 8 w grudniu 1968. Był to wielki, spektakularny sukces. Wszystko zagrało wspaniale i po 10 okrążeniach Księżyca załoga wróciła na Ziemię. Żeby pognębić sowiecki urzędowy ateizm, w wigilię Bożego Narodzenia 1968 astronauci odczytali z orbity księżycowej fragmenty Księgi Rodzaju.
Poziom rywalizacji był tak wysoki, że i jedni, i drudzy usiłowali jak najszybciej wprowadzić do użytku niedopracowane konstrukcje. Amerykanie zapłacili za to katastrofą Apollo 1, kiedy w trakcie prób na wyrzutni w kabinie wypełnionej tlenem spaliło się trzech astronautów: Grissom, White i Chaffee.
Dwa kolejne statki Apollo ćwiczyły operacje z lądownikiem księżycowym na orbicie ziemskiej, a potem księżycowej. Do lądowania na Księżycu wyznaczony został Apollo 11. Trudno nie odnieść wrażenia, że dwóch ludzi, którzy jako pierwsi w historii ludzkości mieli stanąć na Srebrnym Globie, mianowano za wcześniejsze osiągnięcia. Neil Armstrong dowodził w marcu 1966 statkiem Gemini 8, który po połączeniu z rakietą Agena wpadł w tak straszliwą rotację, że wydawało się, że astronauci nie wyjdą z tego żywi.
Dzięki kunsztowi pilotażowemu i odporności psychicznej Armstrong zdołał opanować sytuację i pomyślnie wylądować na Ziemi. Z kolei Edwin Aldrin wzorowo opanował procedury spacerów kosmicznych podczas lotu Gemini 12 w listopadzie 1966. Amerykanie mieli z tym wielkie kłopoty. Aldrin przeanalizował przebieg poprzednich wyjść w otwarty kosmos i tak przygotował swoje, że wszystko przebiegło jak po maśle. Trzeci członek załogi, Michael Collins, pilotował pojazd krążący po orbicie Księżyca i na powierzchnię nie schodził.
Apollo 11 wystartował 16 lipca 1969 roku z przylądka Canaveral i po czterech dniach dotarł do Księżyca. Armstrong z Aldrinem przeszli do lądownika księżycowego LM, nazwanego Eagle (Orzeł), podczas gdy Michael Collins pozostał w Columbii – statku-matce. Krążąc po orbicie księżycowej miał oczekiwać na połączenie z Orłem po wykonaniu programu lądowania.
Orzeł miał paliwa na 12 minut działania silnika hamującego. Przy podchodzeniu do lądowania zawiódł komputer pokładowy: na wysokości 10,5 km przeładował się danymi. Houston przekazało część jego zadań komputerowi na Ziemi i to uspokoiło sytuację. Jednak na wysokości 300 m Armstrong dostrzegł, że opadają prosto na krater otoczony wielkimi głazami, przejął więc stery i zaczął szukać równiejszego miejsca. Gdy je wypatrzył, w zbiorniku kończyło się paliwo, na wysokości 20 m zostało go już tylko na minutę. Gdy dowódca meldował, że Orzeł (nazwa pojazdu księżycowego) wylądował, w zbiornikach zostały dosłownie opary paliwa. Katastrofa wisiała na włosku.
Po kilku godzinach przygotowań – było to już 21 lipca o godzinie 2.56 -Armstrong zszedł jako pierwszy po drabince i najpierw zrobił uwagę na temat ziarnistości gruntu księżycowego: wygląda jak proszek. Dopiero stojąc na Księżycu wypowiedział słynną sentencję: Jest to mały krok człowieka, ale wielki skok ludzkości.
Do samego końca nie było pewności, jak zachowa się pył księżycowy. Choć wcześniej lądowały tam próbniki automatyczne, panowała obawa, że warstwa pyłu może w niektórych miejscach liczyć po kilka metrów grubości i statek utonie w niej jak w mące. Nic takiego oczywiście się nie przydarzyło, LM wylądował bezpiecznie 20 lipca o godzinie 20.17 na równinie Morza Spokoju. Armstrong meldował przed wyjściem na zewnątrz, że w polu widzenia znajduje się dość dużo kraterów (podawał ich rozmiary), niewielkie skały, a także wzgórze.
Po kilku godzinach przygotowań – było to już 21 lipca o godzinie 2.56 -Armstrong zszedł jako pierwszy po drabince i najpierw zrobił uwagę na temat ziarnistości gruntu księżycowego: wygląda jak proszek. Dopiero stojąc na Księżycu wypowiedział słynną sentencję: Jest to mały krok człowieka, ale wielki skok ludzkości.
Ogólnie Armstrongowi i Aldrinowi podobało się na Księżycu, w miejscu lądowania upatrywali podobieństwa do pustyń amerykańskich. Rozpięli flagę amerykańską i zbierali kamienie księżycowe, zaś Armstrong odsłonił tabliczkę przymocowaną do jednej z nóg LM-a. Napis na tabliczce głosił: TUTAJ LUDZIE Z PLANETY ZIEMIA PO RAZ PIERWSZY POSTAWILI STOPĘ NA KSIĘŻYCU W LIPCU AD 1969. PRZYBYLIŚMY W POKOJU W IMIENIU CAŁEJ LUDZKOŚCI.
Pobyt Amerykanów na Księżycu trwał niecałą dobę. Po 21 godzinach i 35 minutach wystartowali z Księżyca, odnaleźli na orbicie Columbię i cala trójka astronautów ruszyła z powrotem na Ziemię.
Pobyt Amerykanów na Księżycu trwał niecałą dobę. Po 21 godzinach i 35 minutach wystartowali z Księżyca, odnaleźli na orbicie Columbię i cala trójka astronautów ruszyła z powrotem na Ziemię.
W ostatniej chwili Sowieci podjęli rozpaczliwą próbę odebrania Amerykanom pierwszeństwa na Księżycu. 13 lipca, na trzy dni przed lotem Apollo 11, wystartowała automatyczna Łuna 15, której zadaniem było miękkie lądowanie, pobranie próbek gruntu księżycowego i dostarczenie ich na Ziemię. Gdyby to się udało, propaganda mogłaby huczeć, że ZSRR jako pierwszy wszedł w posiadanie okazów geologicznych z Księżyca i uczynił to taniej i bezpieczniej.
Z tego wynikałby wniosek o bezsensie rozwijania lotów załogowych: nie twarda niemożność by tu decydowała, lecz znalezienie lepszego rozwiązania. Niestety, po 52 okrążeniach Księżyca Łuna 15 roztrzaskała się 21 lipca na Morzu Przesileń, grzebiąc ostatecznie sowieckie nadzieje. (Armstrong i Aldrin spali wtedy w lądowniku Orzeł.) W późniejszym czasie Sowieci wystrzelili jeszcze pro forma kilka statków Zond, które bądź okrążały Księżyc, bądź na nim lądowały, ale żaden nie był lotem załogowym.
W oficjalnych komentarzach sowieckich po lądowaniu Apollo 11 trudno – co zrozumiałe – doszukać się zachwytów. Wiadomość o starcie wydrukowano w „Prawdzie” na końcu informacji ze świata, obok doniesień z Kairu i Brukseli. 22 lipca – już po lądowaniu na Księżycu – na stronie 5 ukazała się korespondencja z Waszyngtonu, zapowiadająca owo lądowanie. Pierwsze cztery strony „Prawdy” zawierały przemówienia sekretarzy KPZS Breżniewa i PZPR Gomułki, który akurat bawił z wizytą w Moskwie. O lądowaniu Amerykanów powiadomiono 23 lipca, znowu na stronie 5, a na 6 pomieszczono esej zawierający zdawkowe gratulacje. Takie było pożegnanie Sowietów z Księżycem; nie wylądowali na nim do dziś.
Napis na tabliczce głosił: TUTAJ LUDZIE Z PLANETY ZIEMIA PO RAZ PIERWSZY POSTAWILI STOPĘ NA KSIĘŻYCU W LIPCU AD 1969. PRZYBYLIŚMY W POKOJU W IMIENIU CAŁEJ LUDZKOŚCI.
Amerykanom udało się to nie tylko dlatego, że ich myśl techniczna i naukowa górowała nad sowiecką. Przy tej skali przedsięwzięcia był to przede wszystkim wyścig gospodarek i zwyciężyła wydajniejsza. Produkt brutto wzrósł w USA z 500 mld dolarów w roku 1960 do 660 mld w pięć lat później, przy bardzo niskiej inflacji, a budżet NASA z 1,2 mld dolarów w roku 1962 do 5,9 mld w szczytowym pod tym względem roku 1966.
Cały program Apollo kosztował około 25 mld ówczesnych dolarów i to względy finansowe zadecydowały najpierw o redukcji programu księżycowego, a potem o zamknięciu go. Wyścig do Księżyca miał silny podtekst polityczny i gdy został rozstrzygnięty, ukazanie światu supremacji amerykańskiej stało się faktem. Został także w ten sposób wystawiony symboliczny pomnik zamordowanemu w Dallas prezydentowi Kennedy’emu, który odważył się wskazać tak wydawałoby się odległy cel i natchnąć rodaków zapałem do jego osiągnięcia. Z drugiej strony każda wyprawa statku Apollo (ostatnia odbyła się w grudniu 1972) kosztowała nie mniej niż 400 mln dolarów, a plonem były worki kamieni o nie tak znowu wielkiej wartości naukowej.
Marek Oramus
Źródło: MHP