Powstanie Warszawskie przyniosło nam olbrzymi ładunek zasobu tożsamości narodowej - ocenił w czwartek, w 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, wicepremier, minister kultury Piotr Gliński. Powinniśmy być wdzięczni tym, którzy zdali egzamin w przeszłości - podkreślił.
Wicepremier Gliński mówił na antenie Radia dla Ciebie, że "Powstaniem, niestety już od samego początku - od roku 1944 – grano politycznie". "Wiemy doskonale, jak to była tragiczna decyzja - w sensie takiej tragedii greckiej, bo przecież dowódcy i politycy, którzy podejmowali decyzję o Powstaniu – w zasadzie byli świadomi sytuacji. To była sytuacja bez wyjścia. Powstanie musiało wybuchnąć. Z punktu widzenia psychospołecznego była absolutnie naturalna gotowość" - podkreślił.
Zwrócił uwagę, że "gdy rozmawia się w tej chwili z powstańcami, gdy rozmawiało się przez wiele lat – bo niestety bardzo szybko odchodzą(...) z powstańcami, ze świadkami historii to oni mówią: no tak, ale myśmy nie mieli tych dylematów. To była pełna gotowość i przekonanie, że to jest naturalna sytuacja, że to trzeba zrobić".
"To nie jest tak, że oni się rwali bezrozumnie do tej walki, tylko oni uważali, że to jest naturalny obowiązek, wynikający z całej dynamiki zdarzeń i tej sytuacji wtedy, pod koniec lipca 1944 roku. Dowództwo też nie miało wyjścia, to Powstanie musiało wybuchnąć. Wszelkie inne scenariusze alternatywne, wydaje się, że mogły być jeszcze gorsze. Od początku grano powstaniem. Wiadomo, że Hitler i Stalin zrobili co swoje, to miasto i ludzie tego miasta ponieśli straszliwą ofiarę i na zimno to zostało rozegrane przez sowietów" - dodał minister kultury.
Wskazał, że "później, konsekwencją tych wydarzeń było podejście do Powstania w PRL-u". "Z jednej strony próbowano licencjonować tę prawdę historyczną. Z drugiej strony szalenie obawiano się mitu Powstania, bo ono wbrew temu, co mówimy często, że to tylko tragedia, a niektórzy pozwalają sobie mówić, że niepotrzebne wydarzenie, co uważam za skandaliczną ocenę, bo nie można w ten sposób ahistorycznie oceniać tamtej sytuacji" - zaznaczył.
Jak mówił, "Powstanie przyniosło nam olbrzymi ładunek takiego zasobu tożsamości narodowej". "Dzięki przegranym powstaniom Polska trwa, trwała i przetrwała także PRL. Komuniści doskonale o tym widzieli, dlatego chcieli niszczyć pamięć o Powstaniu, mit powstańczy. Ale on był nie do zniszczenia, bo trzeba by zniszczyć fizycznie 30-kilku milionowy naród, żeby ta pamięć zniknęła, a i tak by pewnie nie zniknęła, bo została spisana i przekazywana" - powiedział wicepremier.
Szef resortu kultury ocenił, że "komuniści się bali Powstania, ono było w sercach i umysłach warszawiaków, i to wszystkich grup społecznych". "Lud warszawski też to Powstanie pamiętał i kochał. Zawsze 1 sierpnia, przez cały PRL na Powązkach było to widoczne. Ja tam często przychodziłem, przychodziliśmy z moją mamą, która w batalionie +Zośka+ walczyła w Powstaniu" - opowiadał minister kultury.
"Ci młodzi ludzie, którzy wtedy zachowali się jak trzeba w tak tragicznych okolicznościach, dalej musieli żyć, i przeżyli godnie ten straszliwy PRL, ale dzięki nim jest Polska. Dzięki tamtym wyborom, tamtej pamięci, my właśnie robiąc ten rachunek sumienia wiedzieliśmy, że nie liczy się cały PRL, nie liczą się te komuchy, nie liczą się Ci ludzie, którzy sprzedali się komunizmowi, tylko liczą się prawdziwe wartości naszej wspólnoty narodowej, o których zawsze pamiętaliśmy, a które Lech Kaczyński - doskonale rozumiejąc te mechanizmy historyczne jako mądry polski polityk - na tyle doceniał, że wiedział, że najważniejszą rzeczą, jaką musi zrobić prezydent Warszawy jest zbudowanie Muzeum Powstania Warszawskiego" - zaznaczył Gliński.
Zdaniem ministra kultury powstańcy walczyli nie tylko o wolność, ale także "o godność, o wartości". "Pamiętajmy, czym była niemiecka okupacja, to był horror, to był straszliwy horror ludzki. Polacy mieli być zepchnięci do roli niewolników, nieludzi, podludzi. Więc to była także walka oczywiście o godność. Dlatego to Powstanie musiało wybuchnąć. My często możemy narzucać swoje oceny siedząc w wygodnych fotelach, popijając kawkę. Nie, nie można ahistorycznie patrzeć na tę historię. To była także walka o godność, o wolność dla wspólnoty narodowej, bo każdy naród może się dobrze rozwijać i zabezpieczać interesy swoich członków tylko wtedy, kiedy zachowuje suwerenność, i może wtedy podejmować mądre decyzje" - wskazał szef MKiDN.
Na pytanie, czy Powstanie można nazwać filarem, fundamentem naszej niepodległości, odpowiedział: "myślę, że jednym z wielu". "Po to sięgamy do historii, żeby spojrzeć, jak ludzie wybierali, jakie były wybory Polaków, pokoleń poprzedzających nasze pokolenie. Wtedy możemy oceniać te wybory" - tłumaczył.
Podkreślił, że "w Polsce - jako wspólnocie - myśmy zdali egzamin historyczny z II wojny światowej". Jak mówił, "nasze doświadczenia są wyjątkowe pod wieloma względami, dzięki temu, że ten egzamin zdaliśmy". "Mimo, że - to oczywiście nikt nie zaprzecza - byli szmalcownicy, byli różnego rodzaju łobuzy, były też zalążki budowania jakichś partii zewnętrznych, ale nie mieliśmy Quislinga (Vidkun Quisling - przyp. PAP), nie mieliśmy systemowej współpracy społeczeństwa, już nie mówiąc o państwie podziemnym z okupantami" - przypomniał.
Ocenił, że "to jest doświadczenie pozytywne, aczkolwiek gorzkie w tym sensie, że wygraną wojnę przegraliśmy". "Wpadliśmy w łapy komunistów i dopiero po latach – ale właśnie dzięki takiemu Powstaniu Warszawskiemu, jestem absolutnie przekonany, że bez ducha, który był karmiony, niesiony przez pamięć historyczną - nie bylibyśmy w stanie wrócić do wolności i suwerenności" - podkreślił minister kultury.
Dodał, że "wybierając przyszłość pamiętajmy, że tej przyszłości nie będzie bez przeszłości i bez pamięci". "Musimy te sprawy równoważyć i mądrze myśleć o polskiej przeszłości i być wdzięczni tym, którzy zdali egzamin w tej przeszłości" - zaznaczył. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ agz/