Potomkowie greckich uchodźców z czasów wojny domowej w tym kraju, mieszkańcy Dziwnowa (Zachodniopomorskie), przedstawiciele lokalnych władz samorządowych uczestniczyli w sobotę w uroczystościach 63. rocznicy utworzenia w tym mieście tajnego szpitala dla Greków. Od ponad dziesięciu lat odbywa się w gminie Dziwnów Dzień Grecki. Tego dnia, pod koniec lipca każdego roku upamiętnia się utworzenia przez Wojsko Polskie tajnego szpitala oznaczonego symbolem "250".
W lipcu 1949 roku, pod koniec wojny domowej w Grecji, przybył tu ze Świnoujścia pierwszy transport rannych Greków, członków komunistycznej Armii Demokratycznej. Przez dwa lata funkcjonowania placówki przebywało w nim ok. 2,5 tys. Greków.
Tradycyjnie już uroczystości rozpoczęły się przy pomniku pamięci Greków w koszarach jednostki wojskowej w Dziwnowie. Właśnie na jej terenie decyzją najwyższych polskich władz utworzono w 1949 r. specjalnym tajny szpital dla rannych bojowników greckich. Przy pomniku złożono wieńce i kwiatów, zapłonęły znicze. Potem uczyniono to również w centrum tego nadmorskiego miasteczka - pod obeliskiem z pamiątkową tablicą poświęconą przyjaźni polsko-greckiej.
Pod koniec lipca 1949 r. przybył z Albanii do Świnoujścia pierwszy transport rannych Greków, członków komunistycznej Armii Demokratycznej. W tym czasie zakończyła się w Grecji wojna domowa, którą komuniści przegrali. Polska przyjęła w tym czasie ok. 14 tys. Greków i Macedończyków popierających komunistyczną partyzantkę DSE.
Dowódca jednostki kmdr. por. Wojciech Chrzanowski przypomniał, że greckich powstańców, którzy trafiali do dziwnowskiego szpitala, leczyli najlepsi polscy lekarze.
"Czcimy tu pamięć zmarłych, dla nich powstała ta tablica pamiątkowa" - mówił. "To symbol przyjaźni polsko-greckiej, ale też pomnik, który uświadamia nam, jak ważne są wzajemne przyjaźń, bliskość i pokój między narodami" - dodał.
"Każdy naród ma trudne chwile w swojej historii. 1949 rok to najgorsza karta w historii Grecji" - powiedział Orfanos Georgios z gdyńskiego Stowarzyszenia Hellada. "Jesteśmy tu, by podziękować za miłość, przyjaźń i pomoc okazane naszym rodzicom" - zaznaczył.
Za pomoc dziękowała też Polikseni Gaconi-Goebel z Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Greków w Polsce. "My, dzieci uchodźców, przyjeżdżamy do Dziwnowa, by przypomnieć, jak wiele dobrego nasi rodzice i dziadkowie otrzymali od Polski" - mówiła.
Na uroczystości do Dziwnowa przyjechało kilkunastu Greków z Grecji, ale byli także Grecy, których rodzice po 1949 r. osiedlili się w Polsce. Przyjechali z różnych stron kraju.
W uroczystości wzięła udział także Jadwiga Zalewska, pielęgniarka tajnego szpitala. „Przyjechałam po wojnie do Dziwnowa, szukałam pracy, dowiedziałam się, że w jednostce wojskowej może być praca. Poszłam tam i zostałam. Z jednostki rzadko można było wyjść. Trzeba było dostać przepustkę, a i o nią było trudno. Wyjechałam raz na ślub brata, ale wtedy musiałam podpisać papiery, że nikomu nie powiem, gdzie pracuję. Najciężej było wtedy, gdy przyjeżdżał transport, było dużo pracy, wielu ciężko rannych. Niektórzy umierali. Chowano ich wtedy na terenie jednostki" -opowiadała b. pielęgniarka.
Tanasis Karatanasis przyjechał do Dziwnowa ze Szczecina. Jak przyznał, jego ojciec był jednym z pacjentów szpitala. "Przyjeżdżam tu, bo to mój moralny obowiązek" - mówił. Niewiele opowiada o historii ojca. „Wie pani, to był tajny szpital, długo nie można było o nim mówić głośno. Ojciec nie opowiadał szczegółów” - dodał.
Ewangelia Łuczko przyjechała do Polski z Grecji jako 9-letnia dziewczyna z ostatnim transportem greckich partyzantów. Matka, by ratować jej życie podczas działań wojennych, oddała ją partyzantom. Z nimi ostatecznie trafiła do Polski.
„Płynęliśmy statkiem z albańskiego Durres, oni byli schowani. Nie widywało się ich na pokładzie. "Jednak - opowiada ze łzami - pamiętam, jak wyrzucano podczas podróży ciała zmarłych do morza". "Ten widok zostanie ze mną na zawsze. Bogu dziękuję, że trafiłam do Polski – podkreśla.
Pytana, czy Polska, to jej druga ojczyzna, odpowiada: „Nie druga, równorzędna”. „Polska dała mi wiele, byłam w kilku domach dziecka, które wspominam jako bardzo dobre miejsca. Skończyłam historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem zrobiłam drugi fakultet - bibliotekoznawstwo na uniwersytecie w Poznaniu. Tu wyszłam za mąż. W latach osiemdziesiątych mąż był internowany. Gdy po blisko 30 latach spotkałam się w Grecji ze swoimi rodzicami, mówiłam im, że teraz wiem więcej niż oni. Wiem, co to Syberia i Katyń” – opowiadała.
Pod koniec lipca 1949 r. przybył z Albanii do Świnoujścia pierwszy transport rannych Greków, członków komunistycznej Armii Demokratycznej. W tym czasie zakończyła się w Grecji wojna domowa, którą komuniści przegrali.
Polska przyjęła w tym czasie ok. 14 tys. Greków i Macedończyków popierających komunistyczną partyzantkę DSE. Zorganizowano dla nich zgodnie z wytycznymi I sekretarza KC PZPR Bolesława Bieruta szpital polowy o kryptonimie „250” w Dziwnowie. Był to wówczas pierwszy tak duży szpital chirurgii wojennej i rehabilitacji na terenie Polski.
Szpital powstał na terenie koszarów byłej niemieckiej bazy wojskowej wodnopłatowców. Liczył przeszło tysiąc łóżek. Personel lekarski sprowadzono z całej Polski. Pacjentów do tego szpitala przywoziły z albańskiego Durres potajemnie głównie statki Polskiej Marynarki Handlowej. (PAP)
epr/ bk/