Przyszliśmy zamanifestować naszą solidarność narodową; pokazać dzieciom, co znaczą nasze wartości; bo jesteśmy Polakami – podkreślali w rozmowach z PAP uczestniczy uroczystości Święta Niepodległości na placu Piłsudskiego w Warszawie.
Na godzinę przed rozpoczęciem - ok. 11.00 - głównych uroczystości Święta Niepodległości z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy i członków rządu w kierunku placu Piłsudskiego w Warszawie ciągnęły tłumy mieszkańców stolicy i przyjezdnych. Ogród Saski, do którego przylega plac Piłsudskiego z Grobem Nieznanego Żołnierza zapełniali ludzie z biało-czerwonymi flagami, opaskami na ramionach i kotylionami w narodowych barwach.
"Przyszliśmy tu, aby zamanifestować naszą narodową solidarność" – powiedział PAP Grzegorz Biesaga. Przybył na uroczystości z dwojgiem dzieci – 6-letnią Lili i 9-letnim Kubą. Pan Grzegorz urodził się w Stanach Zjednoczonych w rodzinie polskich emigrantów. Przyjechał na studia do Polski i tu pozostał. "Początkowo decyzja o przyjeździe do kraju była podyktowana względami ekonomicznymi. Studia były tańsze niż w Stanach" – przyznał. Podkreślił, że po kilku latach zrozumiał, iż tu jest jego miejsce i postanowił zostać. Nie ukrywał, że jego rodzice wyjechali z ojczyzny w poszukiwaniu lepszego życia. "Teraz lepsze życie jest tu, dlatego postanowiłem pozostać" – wyjaśnił.
Pani Agata z Warszawy przyszła na uroczystości 11 listopada z mężem, dwojgiem dzieci oraz ich dziadkami. "Chcemy pokazać dzieciom defiladę" – powiedziała. Jej mąż Rafał podkreślił, że rodzinny udział w święcie ma walor wychowawczy. "Możemy nauczyć dzieci, jakie są nasze barwy narodowe, które wartości są dla nas najcenniejsze" – wskazał.
"Cieszę się, że jest tu tak wielu młodych ludzi z flagami w rękach, udekorowanych kotylionami w barwach narodowych" – powiedziała w rozmowie z PAP pani Sabina, emerytowana nauczycielka. "Widzę, że moja praca i praca wielu innych wychowawców oraz pedagogów nie poszła na marne, że przynosi owoce" – dodała. Podkreśliła, że od wielu lat bierze udział w uroczystościach 11 listopada na pl. Piłsudskiego. "Przychodzę tu, bo jestem Polką" – oznajmiła z dumą w głosie.
W centrum Warszawy, okolicach placu Piłsudskiego i w Ogrodzie Saskim sprzedawcy oferowali flagi, chorągiewki, opaski i kotyliony w barwach narodowych. Choć ceny sięgały od 15 zł za kotyliony i wpinki do 40 zł za flagi, chętnych nie brakowało. "Patriotyzm musi kosztować" – skwitował jeden ze sprzedawców, który usłyszał narzekanie na wysokie ceny. (PAP)
Autor: Wojciech Kamiński
wnk/ jann/