Współpraca z Kenem Loachem to wspaniała lekcja życzliwości, szacunku do innych i empatii – mówili PAP Debbie Honeywood i Kris Hitchen, którzy zagrali główne role w najnowszym filmie 83-letniego twórcy „Nie ma nas w domu”. Wnikliwy portret przedstawicieli brytyjskiej klasy robotniczej właśnie wszedł na ekrany kin.
"Nie ma nas w domu" to historia czteroosobowej rodziny z Newcastle, która boryka się z problemami finansowymi. By poprawić sytuację materialną żony i dzieci, Ricky przyjmuje propozycję pracy w charakterze dostawcy przesyłek w firmie franczyzowej. Zajęcie, które miało zapewnić mu wolność i wyciągnąć z długów, staje się pułapką. Mężczyzna jest coraz częściej wyzyskiwany przez pracodawcę. Pozbawiony praw pracowniczych, nie może się bronić. Sytuacja zawodowa jego żony Abby także nie jest korzystna. Jako opiekunka osób starszych i niepełnosprawnych musi podejmować coraz więcej zleceń, by związać koniec z końcem. Praca ponad fizyczne możliwości, kłopoty z nastoletnim synem Sebem i brak perspektyw na lepszą przyszłość nie sprzyjają umacnianiu rodzinnych więzi. Między członkami rodziny coraz częściej dochodzi do burzliwych awantur, których świadkiem jest córka Abby i Ricka Liza Jane.
W rolach głównych zobaczymy Debbie Honeywood i Krisa Hitchena, których losy były bliskie życiu filmowych bohaterów. Honeywood jest nauczycielką w jednej ze szkół podstawowych w North Tyneside, prywatnie matką nastoletniego chłopca i żoną. W przeszłości nieobce były jej problemy finansowe. Kiedy jej mąż stracił pracę, przez pewien czas musiała sama utrzymywać rodzinę. Na ekranie zadebiutowała niespełna dwa lata temu, w 2017 r. Zagrała epizodyczną rolę w serialu "Vera".
"Gdy skończyłam 40 lat, postanowiłam, że zacznę realizować kolejne punkty z listy marzeń. Na szczycie był występ w telewizji. Dołączyłam do agencji zrzeszającej aktorów, statystów, modeli, tancerzy i piosenkarzy. Tam poinformowano mnie o castingu do +Very+. Poszłam na przesłuchanie, powiedziałam kilka zdań i dostałam rolę. Wciąż figuruję na liście agencji, dlatego na bieżąco czytam oferty pracy. W ogłoszeniu o castingu do filmu Kena Loacha napisano, że bohaterka to 40-letnia kobieta, matka dorastających dzieci o miękkim, spokojnym głosie. Pokazałam tę ofertę mężowi, a on stwierdził, że to w sam raz dla mnie i powinnam pójść na casting. Zgodnie z wymogami wysłałam Kenowi krótkie nagranie video. Później spotkaliśmy się i wzięłam udział w kilkuetapowym przesłuchaniu" – wspomniała w rozmowie z PAP.
Hitchen do 40. roku życia prowadził jednoosobową działalność gospodarczą, pracując jako hydraulik. Gdy spłacił większą część kredytu hipotecznego, a jego rodzina znalazła się w stabilnej sytuacji finansowej, zapytał żonę, co by powiedziała, gdyby zaczął grać w filmach. "Niedługo potem dowiedziałem się, że twórcy poszukują do roli kogoś z Manchesteru lub Bolton. Uznałem, że to dla mnie, ponieważ mieszkam w Bolton i pochodzę z Manchesteru. Poszedłem na casting, rozmawiałem z Kenem. Myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, ale bardzo szybko poinformowano mnie, że mam tę rolę. Pamiętam, że akurat wtedy otrzymałem wynagrodzenie za wymianę kilku kotłów. Mam nadzieję, że to ostatnie kotły, jakie przyszło mi wymienić" – podkreślił.
Początkowo oboje czuli się na planie trochę tak, jakby śnili na jawie. "Szczypałam się w ramię i myślałam: +to się dzieje naprawdę? To naprawdę ja?+. W drugim tygodniu panikowałam. Dopiero w kolejnym uspokoiłam się. Podobne uczucia towarzyszą człowiekowi podczas jazdy roller coasterem. Żeby poczuć się lepiej w roli opiekunki, zaczęłam pomagać w pobliskim domu opieki. Przeszłam kurs szkoleniowy, zadawałam pracującym tam pielęgniarkom mnóstwo pytań. Byłam zaszokowana, w jakich warunkach pracują i jakie wynagrodzenie za to otrzymują. Te dziewczyny są aniołami. Praca jest dla nich powołaniem. Nie traktują jej w kategoriach merkantylnych" - powiedziała Honeywood.
Współpracę z Kenem Loachem Honeywood i Hitchen zgodnie określili jako "wspaniałą lekcję życzliwości, szacunku do innych i traktowania ich tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani". "Ken jest jedną z najwspanialszych osób, jakie znam, niesłychanie empatyczną. Pamiętam dzień, w którym kręciliśmy zbiorową scenę w szpitalu. Razem z moim filmowym mężem Rickym siedzieliśmy w zapełnionej po brzegi izbie przyjęć i czekaliśmy na lekarza. Ken znał nazwisko każdego, kto brał udział w tej scenie. I znalazł czas na rozmowę z każdym. To taki typ człowieka, który wiele o tobie wie, nawet jeśli wydaje ci się, że nie zdążył spojrzeć w twoją stronę. Między zdjęciami dużo czasu spędziliśmy na rozmowach. Sporo żartowaliśmy. To jest w nim urzekające" – stwierdziła aktorka. Dodała, że 83-letni reżyser jest człowiekiem "niezwykle energicznym". "Pracowaliśmy naprawdę długo. Bardzo często od siódmej rano do jedenastej wieczorem. A on cały czas miał siłę. Podczas przerw piłam jego przysmak – macchiato z herbatnikami – ale, niestety, nie dało mi takiej energii, jak jemu. To wręcz nie do wiary" - stwierdziła.
Hitchen zwrócił uwagę, że tym, co u Loacha wysuwa się na pierwszy plan, jest jego bezgraniczna miłość do kina. "Cenię go także za poczucie humoru i umiejętność zdystansowania się od rzeczywistości. Próbowałem go czymś zaskoczyć na planie. Chciałem, by poznał mnie z innej strony, dowiedział się o mnie czegoś nowego. Okazywało się, że wszystko o mnie wie" - wspomniał. Według niego, nie można wymarzyć sobie lepszego nauczyciela. "Mój przyjaciel Steve Evets powiedział mi, że praca z nim nie będzie taka, jak mi się wydaje. I miał rację. Tego nie da się z niczym porównać. Musisz mocno stąpać po ziemi i radzić sobie ze wszystkim, co niespodziewanie cię spotyka. Trzeba być w formie, ale też umieć zachować zdrowy rozsądek, równowagę, potrafić po całym dniu pracy wyjść z roli. Wziąłem sobie do serca wszystkie wskazówki Kena. I mam nadzieję, że to nie koniec mojej przygody z aktorstwem" - przyznał.
Ken Loach (ur. w 1936 r. w Nuneaton) jest jednym z najwybitniejszych brytyjskich twórców filmowych. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia prawnicze w Oksfordzie. W tym czasie objął funkcję przewodniczącego studenckiego zespołu teatralnego. Po studiach, w 1957 r, podjął pracę w teatrze, gdzie występował na scenie i reżyserował spektakle. W 1961 r. – jako asystent reżysera – dołączył do Northampton Repertory Theatre. Następnie pracował w telewizji BBC. Tam rozpoczęła się jego reżyserska kariera. Loach znany jest z socjalistycznych poglądów i społecznego zaangażowania. Od lat porusza w swoich filmach kwestie m.in. wyzysku, nierówności społecznych, bezrobocia, braku mieszkań. Do jego najbardziej znanych dzieł należą m.in. "Spojrzenia i uśmiechy", "Ziemia i wolność", "Kes", "Riff raff", "Wiatr w oczy", "Ojczyzna" i "Jestem Joe".
W maju podczas festiwalu w Cannes, gdzie odbyła sie nasza rozmowa z Debbie Honeywood i Krisem Hitchenem, zaprezentował publiczności swój najnowszy film "Nie ma nas w domu". To 27. film artysty, a 14. nominowany do Złotej Palmy. W poprzednich latach dwukrotnie sięgnął po tę statuetkę – w 2006 r. za film "Wiatr buszujący w jęczmieniu" i w 2016 r. za "Ja, Daniel Blake". Brytyjczyk jest również laureatem m.in. nagrody BAFTA, Złotego Lwa za całokształt twórczości oraz Europejskich Nagród Filmowych. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/