Było mi przykro, kiedy moje dzieci pytały, dlaczego historia musi być taka nudna? Pomyślałem, że wcale nie musi, jeśli ją dobrze opowiedzieć – mówi PAP Dariusz Balcerzyk, autor „Znaku woli i mocy” – zwycięskiej powieści historycznej w konkursie Wydawnictwa Świętego Wojciecha.
PAP: Skąd wziął się - u debiutanta - pomysł powieści przygodowej, której akcja dzieje się w czasach Bolesława Chrobrego?
Dariusz Balcerzyk: Mógłbym odwrócić pytanie – jak można nie wpaść na taki koncept, patrząc na nieprzemijającą popularność powieści Henryka Sienkiewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego czy Karola Bunscha?…
PAP: Dwaj pierwsi tworzyli w czasach zaborów „ku pokrzepieniu serc” – tę samą intencję można zresztą chyba też przypisać Bunschowi piszącemu od czasów niemieckiej okupacji… Dziś - prócz Sienkiewicza - są już chyba nieco niemodni?
D.B.: Dlatego moja motywacja była inna. Z wykształcenia i zamiłowania jestem historykiem i przykro mi się robiło, kiedy moje dzieci – a i nie tylko moje – będąc w wieku szkolnym, pytały: dlaczego ta historia musi być taka nudna?… Pomyślałem, że wcale nie musi, jeśli potrafi się ją dobrze opowiedzieć.
PAP: Podręczniki tego nie robią?
D.B.: To nie jest chyba kwestia tylko podręczników, które są ograniczone objętościowo i czasowo liczbą godzin historii w programie szkolnym. Ich cechą jest – nazwijmy to – statyczność, która staje się wadą, przekładającą się na nieciekawy przekaz. Niejednokrotnie czytając książki czy oglądając filmy historyczne miałem wrażenie, że ludzie tam przedstawieni nie kierują się ambicjami, dążeniami, pragnieniami i żądzami, tylko odgrywają role napisane dla nich właśnie w podręcznikach. Nie są z krwi i kości – są „postaciami historycznymi”. Aby poprzeć tę tezę, przywołam „Sposób na Alcybiadesa” Edmunda Niziurskiego, w której w przewrotny sposób pokazał on, jak można fajnie uczyć historii.
PAP: Akcja „Znaku woli i mocy” rozgrywa się podczas zjazdu gnieźnieńskiego w 1000 roku…
D.B.: Z kilku powodów. Przede wszystkim było to niezwykłe, jedno z najbardziej znanych w naszych dziejach, wydarzenie - o jego znaczeniu świadczy choćby to, że bywa często przywoływane w kontekście jak najbardziej współczesnych relacji polsko-niemieckich. Zjazd gnieźnieński - obok chrztu Mieszka - chyba najmocniej wbił się w pamięć Polaków, tyczącą początków naszej państwowości; w ciągu lat i wieków stał się mitem.
PAP: Założycielskim?…
D.B.: To ostatnio bardzo modne, więc nieco już wyświechtane określenie… Wystarczy sam mit, który - jak każdy mit - to, co najciekawsze, skrywa pod warstwą mocno ulukrowanej narracji. „Wiemy” zeń na przykład, że Otton III zachwycał się Chrobrym, koronował go, a Chrobry obsypywał Ottona cennymi darami – taki obraz dominuje w naszej pamięci historycznej dzięki „Kronice” Galla Anonima, który panowanie pierwszego króla Polski przedstawia jako jedno pasmo sukcesów. Ale dlaczego tak się działo i o co im obu chodziło - to już trudniej nam wyjaśnić. A przecież była to polityka, taka sama jak współcześnie, w której ścierają się przeciwstawne interesy – oczywiście pod lukrem oficjalnych komunikatów, stanowiących nowe mity. Tu się nic nie zmienia - XIX-wieczny premier Wielkiej Brytanii, lord Palmerston powiedział, że kraj ten nie ma wiecznych sojuszników, ani wiecznych wrogów, tylko wieczne interesy i obowiązek ich ochrony.
PAP: W powieści można znaleźć odpowiedzi na pytania: kto i jakie interesy reprezentował w Gnieźnie oraz w jakim stopniu je zrealizował?
D.B.: Mam nadzieję, że tak, bo to mnie bardzo ciekawiło. Natomiast z punktu widzenia autora powieści historycznej zjazd jest wymarzonym tłem dla fabuły, łączącej fikcję z wydarzeniami, które prawdopodobnie rozegrały się w rzeczywistości. Z jednej strony bowiem o spotkaniu władców w Gnieźnie wiadomo wystarczająco dużo, aby oprzeć narrację na historycznych fundamentach, z drugiej zaś – na tyle mało, aby móc wpleść w ramy historycznych zdarzeń fikcyjną opowieść.
PAP: Czy powiązanie sensacyjnej fabuły z autentyczną postacią męczennika świętego Wojciecha nie było ryzykowne?
D.B.: Owszem miałem lekkiego pietra, gdy - odrzuconą już przez kilku wydawców – debiutancką powieść wysyłałem na konkurs ogłoszony przez Wydawnictwo Świętego Wojciecha. Jednak gdy okazało się, że wygrałem, obawy przeszły jak ręką odjął… A już poważnie - poruszając temat zjazdu gnieźnieńskiego nie sposób pominąć postaci świętego Wojciecha, która legła – także w dosłownym znaczeniu – u podstaw pielgrzymki Ottona III. Powiązanie męczennika z fikcyjnym wątkiem sensacyjnym powieści było ryzykowne; przypomniało jednak - mam nadzieję – historię pierwszego polskiego świętego, a także zwróciło uwagę na grę polityczną wokół postaci świętego Wojciecha, która niewątpliwie musiała się odbyć.
PAP: I na koniec: udało się przekonać dzieciaki do historii?
D.B.: Udało się, choć trochę to wszystko trwało – zdążyły dorosnąć.
Rozmawiał Paweł Tomczyk
Powieść „Znak woli i mocy” ukazała się nakładem Wydawnictwa Świętego Wojciecha.(PAP)
pat/ wj/