14 czerwca 1930 roku urodził się Włodzimierz Odojewski, pisarz; autor „Zasypie wszystko, zawieje...”. Nazywany był „polskim Sołżenicynem”, twierdził, że „największą namiętnością ludzi jest nienawiść”.
„W czasach pokoju czerń zajmuje się małymi podłościami, ale podczas wojny, głodu, tragedii narodowej czerń nagle wypływa na wierzch w każdym społeczeństwie. (…) Czerń to bezmyślny tłum, który podżegany przez ideologów, jest gotowy na wszystko” – powiedział „W rozmowach na koniec wieku” (1999) Katarzynie Janowskiej i Piotrowi Mucharskiemu.
„Widziałem to, co robili Niemcy, widziałem to, co robili Rosjanie, widziałem to, co robili Ukraińcy, opisuję to. Polski naród jako masa jest także zły. Polowanie na Żydów, szmalcownicy - znamy przecież te fakty” – wspominał w rozmowie z Heleną Zaworską („Odra”, 2002).
„To, co przeżyłem na Ukrainie, niedawno zobaczyłem w Jugosławii. (…) To się może stale powtarzać, kto zna historię, wie, że tak było zawsze. Człowiek niczego się nie nauczył, synowie nie uczą się od ojców” – ocenił. „Największą namiętnością ludzi jest nienawiść, (…) pamięć jest potrzebą honoru”, (…) „nie da się jej pogrzebać ani zasypać, a najgorsza jest amnezja” - wyjaśnił.
„Należę do rodziny od pokoleń bardzo międzynarodowej. Moje nazwisko jest dwuczłonowe: Jasiński - Odojewski. Powstało ono na początku XIX wieku, kiedy pani Odojewska wyszła za majora wojsk saskich, Jasińskiego, poznawszy go w Warszawie przejazdem do Rosji. (…) Dwaj synowie mojej praprababki zupełnie się zniemczyli” – opowiadał „Odrze”.
Krzysztofowi Masłoniowi powtórzył, co mówiła jego żona: „+Nie wiadomo, kim jesteś. W twojej rodzinie tylko Żydów i Węgrów nie było+” (Rzeczpospolita, 2006).
Był synem Stanisława Jana Jasińskiego-Odojewskiego, muzyka i kompozytora (tworzył pod pseudonimem Stanley Jasinsky) właściciela wydawnictwa muzycznego „Tempo” i Janiny z domu Zawodnej, nauczycielki.
Podczas okupacji niemieckiej mieszkał w Kłecku (Wielkopolskie) u dziadków. Uniknęli wysiedlenia, gdyż stryj Włodzimierza Artur był szefem na Warthegau niemieckiego przedsiębiorstwa handlowego. „I moją mamę zrobił kierowniczką czy też zastępczynią kierowniczki - już nie pamiętam, dużego sklepu” – wspominał Odojewski. „Mogłem być Niemcem” – dodał. Z Kłecka jeździł pociągiem do Gniezna na komplety z łaciny i francuskiego. W niemieckim przedziale, w I klasie... „Szprechałem niczym rodowity Niemiec” – opowiadał Masłoniowi.
Wglądał jak „aryjski blondynek” i nosił się niczym członek Hitlerjugend, a jednocześnie reaktywował tajną drużynę harcerską im. Mieszka I. „Zaczęliśmy od Baden-Powella i Małkowskiego, zdobywaliśmy sprawności, a skończyliśmy na produkcji prochu i drukowaniu ulotek. (…) Do kogo chcieliśmy strzelać, dziś nie mam pojęcia, pewne tylko to, że do Niemców. Natrafiłem na jakiś przepis, potrzebna była siarka, węgiel drzewny, jakiś trzeci składnik. Boże, przebacz” – wspominał.
Gdy w lipcu 1944 r. został aresztowany przez gestapo, przydali się krewni z Hamburga, którzy „przekupywali gestapo, żebyśmy ja i mój kolega (z tej samej sprawy) nie zostali wywiezieni z twierdzy w Gnieźnie do Wronek albo do obozu koncentracyjnego” – opowiadał Zaworskiej.
W 1943 r. Odojewski stał się świadkiem Rzezi na Podolu - matka pojechała z 13-latkiem do rodziny w okolicach Czortkowa i Trembowli. „Widziałem wszystkie najgorsze rzeczy - rzezie, masakry, łuny i wozy przykryte płótnem, spod którego wystawały nogi trupów. Akurat moja wieś Tudorowo uniknęła pogromu, ale nasz dom był pełen rannych, uciekinierów i ich przerażających opowieści” – powiedział Stanisławowi Beresiowi („Kresy” 2004).
Po zakończeniu wojny Odojewski kontynuował naukę w męskim Liceum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu. W 1947 r. nagle wyjechał do Szczecina. „Uciekłem do ojca. (...) Wydawało mi się, że uwalniam się od miłosnego tyraństwa mamy” - tłumaczył Zaworskiej.
Badacze uważają, że był jeszcze inny powód. „W styczniu 1947 roku w ruinach kościoła Bernardynów w Poznaniu dwaj członkowie Konspiracyjnego Związku Młodzieży Wielkopolskiej i zarazem uczniowie Liceum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu zamordowali kolegę ze szkolnej ławy” – przypomniała Dagmara Nowakowska („Polonistyka. Innowacje”, 9/2019). W tej szkole istniała tajna komórka niepodległościowa. Jeden z uczniów Jan Stachowiak został z niej usunięty – po czym „zwerbowany wkrótce przez ZWM i ORMO i wykorzystywany do inwigilacji byłych kolegów. Zdrajcę ukarano wyrokiem śmierci” - napisała. Prawdopodobnie rodzice Odojewskiego przenieśli syna, aby go uchronić przed śledztwem. „Być może zmiana nazwiska Jasiński na Odojewski wiąże się właśnie z tą sprawą” – oceniła Nowakowska.
W 1948 r. zdał maturę w Szczecinie, w latach 1948-50 studiował ekonomię polityczną oraz socjologię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu; w 1953 uzyskał absolutorium.
W 1948 r. został członkiem PPS, a po zjednoczeniu - PZPR. „Czasem myślę, że powodowała mną przekora: wobec ojca, wobec teścia, któremu bardzo – jako przyszły zięć - się nie podobałem. Uważał, że jestem za młody, że nic nie mam, a rodzina Bystrzyckich, mojej przyszłej żony, miała przed wojną jedną trzecią Przemyśla” – powiedział Odojewski Masłoniowi. Dodał, że decydująca była dotkliwa „świadomość oszustwa ze strony Zachodu”. Poznał kolegów przybyłych z Zachodu, którzy uświadomili go „jakim gnojem był naprawdę +ten cały Churchill+, jak potraktowały nas wszystkie te +zachodnie potęgi+. (…) Bo to Zachód wepchnął nas w ręce Sowietów” -mówił.
W latach 1949-51 Odojewski był redaktorem działu miejskiego w „Gazecie Poznańskiej”. Został zwolniony, bo „za dużo gadał o Kresach”, może opowiadał, co widział w 1943 roku.
Jego debiut literacki stanowiły „Opowieści leskie” (1954), potem wydawał rok w rok. Wczesne utwory ocierały się o socrealizm. „Straciwszy wiarę w jakiekolwiek pozytywne zmiany, zabrałem się za pisanie socrealistycznych książek, tym bardziej, że doszedłem do wniosku, że w kraju mamy nowy sowiecki zabór, który potrwa co najmniej pięćdziesiąt lub sto lat” - powiedział Beresiowi. „Żałuję więc tego okresu, ale nie miałem bogatego wujka, żeby móc zejść w podziemie i pisać książki, które mogłyby ukazać się później” - dodał.
„O Stalinie i Dzierżyńskim nie pisałem, ale o traktorzystce, która wspaniałą przyszłość wyznacza swoim ciągnikiem - owszem. Dużo tych wierszy nie było, ze trzydzieści w sumie” – ocenił.
Naprawdę jednak Odojewski zaczął pisanie od „Wyspy ocalenia”, za którą dostał nagrodę im. Tadeusza Borowskiego (1951). Debiut 20-latka czytano w radio, drukowano fragmenty, prezentowano w klubie +Siedmiu Muz+. Ale książka ukazała się dopiero w 1964 r., już po sukcesie „Zmierzchu świata” – i w wersji po poprawkach.
W latach 1956-59 Odojewski był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Zachodniego” i pisał rozrachunkowe teksty. W 1958 r. wystąpił z partii. „Grubo po Październiku (…) wezwano mnie do KW, gdzie przyjechała jakaś gruba ważna baba z Komisji Kontroli Partyjnej. Było duszno... Wyszedłem i pomyślałem, że wyprzedzę ich ruch; następnego dnia, chyba nawet antydatując pismo, wystąpiłem z PZPR. I tak by mnie wyrzucono” – mówił Masłoniowi.
Kariera się załamała, a twórczość objęto zakazem druku. W 1959 r. w Wydawnictwie Poznańskim miały się ukazać dwie jego książki. Obie cenzura skonfiskowała, więc w 1960 r. Odojewski przeniósł się do Warszawy. Pisał pod pseudonimem, do chwili gdy Arnold Słucki, który brał jego teksty do „jakiejś agencji rozsyłającej teksty po kraju”, wyciągnął go na korytarz i powiedział: „Nie mogę. Dostaliśmy telefon”.
Później teksty Odojewskiego drukował jako własne Marian Grześczak, który pracował w jakimś tygodniku młodzieżowym – prawdopodobnie „itd.”- i przynosił mu honoraria. W końcu jednak Odojewski „wywrzeszczał wszystkie swoje pretensje Jerzemu Putramentowi”. „Działo się to w kawiarni +Czytelnika+, a ten wszechmocny, jak miało się okazać, człowiek uciszał mnie, mówiąc: +Spokojnie, panie Włodzimierzu. Wszystko się załatwi+. I rzeczywiście, już po paru dniach mogłem publikować pod nazwiskiem” - opowiadał.
W innym wywiadzie przyznał, że Putrament „był wówczas żonaty z Zofią Bystrzycką, z tej samej rodziny, w którą ja się dopiero chciałem wżenić, co i uczyniłem”. Dzięki protekcji Putramenta w 1961 r. Odojewski objął posadę kierownika Studia Współczesnego Teatru Polskiego Radia.
W latach 1964-67 napisał dzieło życia – powieść „Zasypie wszystko, zawieje...”; w 1965 r. został przyjęty do Polskiego PEN Clubu.
„Włodzimierz Odojewski to niewątpliwie jeden z bogów naszego literackiego Olimpu, autor książek tłumaczonych na 20 języków, określanych mianem arcydzieł. (…) Uważany jest również za wzór moralnej bezkompromisowości i odwagi, który szarpie najboleśniejsze polskie rany, bo +lepiej się wtedy goją+.” – napisała Joanna Siedlecka w książce "Kryptonim +Liryka+. Bezpieka wobec literatów" (2008).
Odojewski jest zaliczany „do grona tych pisarzy, których twórczość, oprócz wysublimowanej formy artystycznej, charakteryzowała się również wpisaną w tekst wyrazistą postawą moralną samego autora” - napisał Grzegorz Czerwiński („Polonistyka. Innowacje” 8/2018) autor książki „Po rozpadzie świata. O przestrzeni artystycznej w prozie Włodzimierza Odojewskiego”. „Fakt ten jest godny podkreślenia w sytuacji, kiedy próbuje się dyskredytować postać pisarza, naznaczając go jednoznacznie +piętnem zdrajcy+ i +donosiciela+, nie dostrzegając przy tym jego zasług dla kultury polskiej” – ocenił.
Z teczki pisarza w IPN wynika, że od lutego 1964 do grudnia 1965 r. był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Siedlecka podaje, że Odojewski pieniądze wziął tylko raz – 16 września 1964 r. 1 tys. zł. „na koszta pobytu podczas Zjazdu ZLP w Lublinie”, i że raz, 6 września 1965 r. przyjął od esbeka, kpt. Wacława Jędrzejewskiego, prezent - „Polskę Jagiellonów” Jasienicy. Ale też - że Odojewski wykorzystywał status tajnego współpracownika, aby utrącić konkurencję na rynku tłumaczeń oraz zwiększyć możliwości rozwijania swej kariery za granicą i zdobyć status „polskiego Sołżenicyna”. „Nie oszczędzał również swoich przyjaciół z radia, m.in. Jerzego Krzysztonia, a także z redakcji +Współczesności+, choćby Jerzego Sito oraz pisarzy tej miary, co Zbigniew Herbert, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Dąbrowska, Antoni Słonimski. Serdeczne listy od wielu z nich, jakby nigdy nic, prezentuje dziś z miedzianym czołem w kolejnych numerach +Rzeczpospolitej+” – napisała Siedlecka.
Pisarz nigdy nie przyznał się do tej współpracy, przeciwnie, przedstawiał się jako ofiara. „IPN to ciało bardzo specyficzne. Pracujący w nim manipulują aktami SB, jak chcą komuś przyłożyć, to przykładają, ale o zbrodniarzach i nacjonalistach ukraińskich raczej nie pamiętają” – powiedział Bronisławowi Tumiłowiczowi („Przegląd”, 2007).
Po Marcu’68 Odojewski przestał być kierownikiem w Polskim Radiu - ale pozostał na etacie redaktora. W 1971 r. wyjechał do Paryża na zaproszenie Francuskiego PEN Clubu, skąd przeniósł się do Berlina Zachodniego, gdzie rozpoczął studia jako stypendysta Akademie der Kunste. Osiedlił się za granicą, i odtąd – do 1989 r. w kraju funkcjonował wyłącznie na łamach nielegalnych wydawnictw.
W 1972 r. podjął pracę w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa m.in. w latach 1972-94 prowadził dział kulturalno-literacki RWE. W 1973 r. uzyskał w RFN azyl polityczny, a także został członkiem niemieckiego PEN Clubu.
Po 1989 r. mieszkał w Warszawie i Monachium, należał do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
„Traumą pisarza, niezapomnianą i nieuśmierzoną, jest los mieszkańców Kresów Wschodnich przed wojną i podczas jej trwania, splątany węzeł polsko-białorusko-ukraiński, który nagle zacisnął się na wszystkich szyjach i z braci zrobił wrogów” – napisał Tadeusz Nyczek („Przekrój”, 2006).
„Prawdy nie da się pogrzebać, bo ona wyłoni się przy pierwszej możliwej okazji. Powstanie z grobu” – powiedział o etnicznych czystkach na Wołyniu i Podolu („Przegląd”, 2003). W powieści „Oksana” (1999) Odojewski przypomniał Hutę Pieniacką. „To była bardzo obszerna wieś (…) Dziś na tym miejscu jest tylko mały wzgórek zarośnięty krzakami. Tam, gdzie stał kościół, teraz jest kamień” – pisarz opowiedział o mieszkańcu, który się uratował, „bo matka wysłała go przypadkowo do miasta, by coś kupił”. Na pustej wielkiej łące w okresie sowieckiej Ukrainy wyryto na kamieniu napis po polsku i ukraińsku, że faszyści wymordowali ponad tysiąc polskich mieszkańców. Jacy to byli faszyści, nie napisano. W latach 90. ten uratowany odwiedził rodzinną okolicę. „Kamień był wysmarowany kałem” – zakończył Odojewski.
W 2001 r. opublikował w „Odrze” opowiadanie „Zapis zbrodni”, które powstało na podstawie sowieckich akt sądowych. „Dwaj synowie zamordowali matkę, bo była Polką i katoliczką. Dostali później po dwadzieścia lat sowieckiego łagru, a mąż, który na mord przyzwolił - piętnaście. Tylko córkę-siostrę i śmierć obu braci wymyśliłem” – powiedział Odojewski Masłoniowi w wywiadzie „Krótka polska pamięć” („Rzeczpospolita”,2001). Dodał, że Jarosław Abramow-Newerly opowiedział mu podobną historię, którą poznał z rozmów z Polakami i Ukraińcami w Kanadzie. „Kiedy syn pewnego Ukraińca przyszedł z +lasu+ do domu i powiedział ojcu, że trzeba zlikwidować matkę - katoliczkę i Polkę, takie są bowiem rozkazy, to ojciec wywabił go pod jakimś pretekstem do stodoły i tam pozbawił życia siekierą. Wraz z żoną i córką tejże jeszcze nocy opuścił wieś” – przypomniał relację Abramowa.
„Istnieją dwie pamięci historyczne: polska i ukraińska (…) ale prawda jest tylko jedna i mam nadzieję, że kiedyś zostanie w pełni odkryta. Stosunkom polsko-ukraińskim nie przyniesie pożytku zakłamywanie historii, przemilczanie, a szczególnie relatywizacja zdarzeń” – ocenił Odojewski w „Rozmowach na koniec wieku” (1999)
W rozmowie ze Stanisławem Beresiem przypomniał postać Dmytro Doncowa, który napisał „ukraiński +Mein Kampf+, przy którym książka Hitlera zdaje się prymitywną agitką”. „Jego teorie na język praktyki przełożył na początku 1943 roku Mykoła Lebedź, przywódca OUN, mówiąc wprost: musimy pozbyć się wszystkich obcych. Liczył bowiem, że właśnie w ten sposób da Ukrainie wolność” - mówił. W rozmowie z Bronisławem Tumiłowiczem Odojewski ostrzegał: „Jeśli chcemy być na równych prawach w Europie, to trzeba zachowywać pamięć historyczną, bo inaczej wszystko zasypie, zawieje… (…) Inaczej okaże się, że to my jesteśmy winni. Niedawno np. polskojęzyczne Wydawnictwo brytyjskie Kontra wydrukowało książkę lcchaka Rubina. Autor ma pretensję, iż Polacy nie ratowali masowo Żydów” – mówił („Przegląd”, 2005).
Dodał, że na Zachodzie czytelnikom „funduje się coraz bardziej aroganckie tezy. Wielkonakładowy +Bild+ zapytał nie tak dawno, czy królowa brytyjska będzie przepraszać za Drezno. Jak się ostatnio doliczono, podczas bombardowań miasta zginęło 40 tys. ludzi. A czy ktoś będzie przepraszał za Warszawę, w której wymordowano 270 tys.? I to nie tylko w walce, i nie na skutek bomb, ale w egzekucjach ulicznych. Nawet rannych na szpitalnych łóżkach Niemcy mordowali. Nie pamięta się o tym” – zakończył.
Odojewski zmarł 20 lipca 2016 r. w Piasecznie. Swą literacką spuściznę przekazał Wydziałowi Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, gdzie obecnie mieści się Archiwum Włodzimierza Odojewskiego.
Iwona L. Konieczna (PAP)
ilk/ pat/ wj/