Losy Eugeniusza Szumiejki po 13 grudnia 1981 r. mogłyby posłużyć jako materiał na scenariusz filmu sensacyjnego. Jest tam wszystko: od salutujących mu w pierwszym dniu stanu wojennego milicjantów, kiedy jechał ulicami Gdańska samochodem z napisem „Solidarność” po ucieczkę kilka miesięcy później przed ich kolegami po piorunochronie z siódmego piętra szczelnie wydawałoby się otoczonego bloku. A w międzyczasie z jednej strony współtworzenie jawnego Krajowego Komitetu Strajkowego, udział w brutalnie pacyfikowanych strajkach, budowa konspiracyjnego Ogólnopolskiego Komitetu Oporu, a z drugiej rozmowy – jako reprezentanta KKS – z, jak sam to określał, „głównym esbekiem Trójmiasta” i niesłuszne podejrzenia kolegów z podziemia…
Urodził się 9 września 1946 r. w Wierobiejkach na Białorusi. Kiedy miał 12 lat wraz z rodziną – w ramach tzw. drugiej repatriacji – wrócił do Polski, do Wrocławia, z którym był związany do śmierci. Jego pierwszym doświadczeniem opozycyjnym był Marzec ’68, w który zaangażował się jako student Uniwersytetu Wrocławskiego – wszedł nawet w skład komitetu strajkowego na tej uczelni.
W 1970 r. rozpoczął swoją karierę zawodową – przez kilka pierwszych lat jako pracownik naukowy Instytutu Astronomii UWr, następnie jako informatyk w Państwowych Zakładach Lotniczych „Hydral”, a od 1980 r. w Zakładzie Techniki Biurowej „Biurotechnika” we Wrocławiu. Pod koniec lat 70. zaangażował się w działalność opozycyjną, m.in. udostępniał swoje mieszkanie na druk najważniejszego pisma dysydenckiego na Dolnym Śląsku, czyli „Biuletynu Dolnośląskiego”.
Nic zatem dziwnego, że kiedy powstała „Solidarność” zaangażował się w jej działalność. We wrzeniu 1980 r. współtworzył związek w „Biurotechnice”, stanął tez na czele Komisji Zakładowej w tym zakładzie. Został delegatem na Walne Zebranie Delegatów Regionu Dolny Śląsk w czerwcu 1981 r. Na tym forum wybrano go do Zarządu Regionu, niewiele później (w lipcu) został sekretarzem Prezydium ZR. Nic zatem dziwnego, że kilka miesięcy później był również delegatem regionu na I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, który odbywał się we wrześniu-październiku tego roku. Tam z kolei został wybrany do Komisji Krajowej, następnie wszedł do Prezydium KK. W czasie prezentacji kandydatów do KK mówił o sobie m.in.: „Dwanaście lat spędziłem w kołchozie, znaczy w kołchozie radzieckim. Do dzisiaj pamiętam, jak puchliśmy z głodu i stąd wydaje mi się nieporozumieniem, że w swoim programie nie zajmujemy się życiem codziennym polskich rodzin”. Nie należał jednak go związkowych „gołębi”. Wcześniej podczas jednej z debat I KZD stwierdzał: „Monopol PZPR na decyzje w sferze gospodarczej, kulturalnej, społecznej wiadomo, że jest główną przyczyną kryzysu w naszym kraju, na dodatek sposób bronienia tego monopolu, kurczowy i, powiedziałbym niemęski, daje nam do zrozumienia, że władza i PZPR nie może być partnerem dla naszego społeczeństwa”.
Znajdował się na liście osób przeznaczonych do internowania w momencie wprowadzenia stanu wojennego. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. szczęśliwie udało mu się uniknąć zatrzymania. Nie podzielił losu wielu kolegów z Komisji Krajowej, gdyż funkcjonariusze SB nie wiedzieli, że kilka godzin wcześniej wrócił z Warszawy z Kongresu Kultury Polskiej. Wizytę „smutnych panów” w hotelu, w którym byli zakwaterowani działacze „krajówki”, po prostu przespał…
Kiedy jednak obudził się i zorientował w sytuacji, co zresztą zajęło mu trochę czasu, zaczął organizować (zgodnie zresztą ze statutem związku) Krajowy Komitet Strajkowy NSZZ „Solidarność”. Już pierwszego dnia swego istnienia – 13 grudnia – KKS wezwał do strajku generalnego. Komitet ten działał oczywiście w Gdańsku (najpierw w Porcie Gdańskim, a od 15 grudnia w Stoczni Gdańskiej) i tworzyli go pozostających na wolności członkowie KK. Nie przetrwał on długo – 16 grudnia 1981 r. grudnia nad ranem strajk w stoczni został spacyfikowany, spośród członków Krajowego Komitetu Strajkowego zatrzymania udało się uniknąć jedynie Szumiejce, który ukrył się na holowniku oraz Andrzejowi Konarskiemu, który opuścił zakład na noc, twierdząc, że „ma jakąś metę na mieście”.
Kilka dni później – 19 grudnia – Eugeniusz Szumiejko zaapelował w imieniu nieistniejącego już KKS o organizowanie protestów przeciwko stanowi wojennemu. Wzywał: „Zakładajcie komitety strajkowe! W każdym regionie, w każdym zakładzie, w każdym osiedlu i w każdej wsi”. Nie ograniczył się jednak do wydawania oświadczeń – ukrywając się w obcym, nieznanym sobie mieście, a także mimo że był jedną z najbardziej poszukiwanych w kraju osób – zaczął budować strukturę podziemną. Rozpoczęła ona działalność 13 stycznia 1982 r. pod nazwą Ogólnopolski Komitet Oporu. Mimo że inicjatywa ta – w zamyśle jej twórców (obok Szumiejki również Konarskiego) ogólnokrajowa – zakończyła swój żywot trzy miesiące później, to jej twórcy zorganizowali sieć łączności z kilkunastoma ośrodkami w kraju, a nawet nawiązali kontakty z Zachodem (m.in. przez Jerzego Milewskiego). Wydawali też – mimo problemów z bazą poligraficzną – własne pismo, „Solidarność Północną”.
20 kwietnia wieczorem do drzwi mieszkania, w którym ukrywał się Eugeniusz Szumiejko oraz (wbrew zasadom konspiracyjnego BHP) odbywał podziemne spotkania i wykorzystywał je jako punkt kontaktowy, a także jako punkt kolportażu wydawnictw podziemnych, „zapukali” milicjanci. I po raz kolejny uśmiechnęło się do niego szczęście – nie weszli do zajmowanego przez niego mieszkania od razu po „zapukaniu”. Szumiejko wykorzystał tę zwłokę. Wrzucił szybko w teczkę to, co miał pod ręką i wybiegł na balkon na ostatnim, siódmym piętrze, z którego wskoczył na dach wieżowca. Sytuacja wydawała się całkiem beznadziejna – blok wyglądał na szczelnie otoczony. Okazało się jednak szczęśliwie, że jedna ze ślepych ścian nie została obstawiona. „Tej strony nikt nie pilnował, wszyscy stali przy wejściach do klatek schodowych, za węgłem” – relacjonował potem. Dzięki temu przywódca OKO (wykorzystując umiejętności, które nabył jako spadochroniarz) zjechał na dół po piorunochronie. Tu ponownie, jak wspominał, uśmiechnęło się do niego szczęście – „Kiedy zlazłem, od razu wskoczyłem w wykopy pozostawione przez budowlanych”. „Obejrzałem się, a tu policjanci w moim kierunku! Myślałem, że już po mnie, ale oni ku mojemu zdumieniu – tylko otoczyli budynek. Zwiałem” – wspominał. Dzięki temu mógł wejść w skład Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarności”. To on tworzył zespół tzw. łączników merytorycznych, którzy m.in. przygotowywali dokumenty TKK i organizowali jej posiedzenia, tworzył międzyregionalną pocztę, utrzymywał kontakty z Lechem Wałęsą czy Regionalnym Komitetem Strajkowym Dolny Śląsk. W grudniu 1984 r. – z powodów rodzinnych – ujawnił się.
Parę miesięcy później – w 1985 r. – wrócił do pracy w „Biurotechnice”. W 1986 r. powrócił do działalności podziemnej. Stanął (do września 1988 r.) na czele RKS Dolny Śląsk, a w 1987 r. na kilka miesięcy ponownie został członkiem TKK. Zaangażował się z jednej strony w akcję tworzenia jawnych struktur „Solidarności” w zakładach pracy, a z drugiej w działalność prasy podziemnej (m.in. w 1989 r. był wydawcą pisma „Gazeta Związkowa”). Należał do osób krytycznie nastawionych do Okrągłego Stołu. W 1989 r. – jak wielu jego kolegów – nie zerwał związków z „Solidarnością”, był m.in. w latach 1990-1994 członkiem Zarządu Regionu Dolny Śląsk.
Próbował sił w polityce – został m.in. członkiem Ruchu Odbudowy Polski (1997-1998). W 2011 r. przeszedł na emeryturę. Zmarł 5 lipca 2020 r. Trudno się oprzeć wrażeniu, że – niesłusznie – nieco zapomniany.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: MHP