Z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Zagładzie Romów i Sinti, przy Kuźni Romów na terenie dawnego Litzmannstadt Getto w Łodzi odbyła się w poniedziałek uroczystość ku czci ponad 5 tys. członków tej społeczności, którzy zginęli w getcie i obozie Kulmhof.
"To miejsce jest wyjątkowe i trzeba o tym mówić i przypominać. Ja tego miejsca nienawidzę, ale czuję się w wielkim obowiązku, aby być tutaj co roku i o tym pamiętać, bo dopóki jest pamięć, jest też nasza historia. Dopóki będę żyła, o tym miejscu nie zapomnę, dlatego zwracam się do wszystkich - mówmy o tym, że ta historia miała miejsce tu, w Łodzi.(...) 2 sierpnia, dzień zagłady Romów, to dzień zagłady ludzi" - powiedziała prezes Stowarzyszenia Centrum Doradztwa i Informacji dla Romów w Polsce Krystyna Markowska.
Uczestnicy obchodów m.in. Romowie, przedstawiciele gminy żydowskiej, władz lokalnych i konsulatu Austrii, zebrali się przy Kuźni Romskiej - ostatnim ocalałym budynku dawnego "Obozu Cygańskiego" na terenie, gdzie w czasie II wojny światowej znajdowało się Litzmannstadt Getto. Obecnie jest to oddział Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi. W latach 1941-42 w łódzkim getcie na niewielkiej przestrzeni przebywało ponad 5 tys. Romów i Sinti przywiezionych z pogranicza austriacko-węgierskiego.
"W latach 1939-45 przez Europę przetoczyła się potworna fala barbarzyństwa, brutalności i dehumanizacji, która dotknęła wiele narodów, wyznań i społeczności. Wśród nich byli Romowie i Sinti. (...) W Litzmannstadt Getto Niemcy postanowili dokonać ich eksterminacji poprzez biologiczne wykończenie - z raportów SS wiemy, że Niemcy uważali, że Romowie i Sinti umierają tutaj za wolno, że trzeba jakoś to przyspieszyć. Dlatego ci, którzy ocaleli, zostali przetransportowani na początku roku 1942 roku do obozu zagłady Kulmhof w Chełmie nad Nerem" - przypomniał wojewoda łódzki Tobiasz Bocheński.
Przedstawiciele władz Łodzi podkreślali także, że pamięć o "Porajmos" - masowej eksterminacji cygańskiej społeczności dokonanej przez Niemców w okresie II wojny światowej, powinna być ostrzeżeniem dla współczesnych pokoleń.
"Chociaż minęło już 75 lat od czasów okupacji musimy o tamtej tragedii nadal przypominać ku przestrodze dla kolejnych pokoleń, by coś tak potwornego nie mogło się już nigdy powtórzyć" - zaznaczyła wiceprezydent Łodzi Małgorzata Moskwa-Wodnicka.
Z kolei przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi Marcin Gołaszewski dodał, że mord nie rozpoczął się z dnia na dzień, lecz był "planowaną akcją wykluczenia drugiego człowieka ze społeczności; jego odhumanizowania, pozbawienia godności".
"Ten mord ma swoje początki już w 1933 roku - to dojście Hitlera do władzy, następnie paragrafy aryjskie i wykluczanie społeczności - także Sinti i Roma - odmawianie im bycia człowiekiem. To zaczęło się w latach 30., a kulminacją był mord właśnie na tej społeczności. Nie pozwólmy popaść w zapomnienie bezmiarowi cierpienia, które miało miejsce na tej ziemi. Nigdy więcej wojny, nigdy więcej niemieckiego, bestialskiego faszyzmu" - mówił.
Za te słowa podziękowała mu Krystyna Markowska, która prosiła, by nie ignorować znaków dyskryminacji i rasizmu, jakie obecnie pojawiają się w przestrzeni publicznej. "Nie udawajmy, że podniesiona do góry ręka (w hitlerowskim pozdrowieniu - przyp. red.) to nie jest to, o czym myślimy" - podkreśliła.
Obchodzony 2 sierpnia Dzień Pamięci o Zagładzie Romów i Sinti upamiętnia likwidację w byłym niemieckim obozie Auschwitz II-Birkenau tzw. cygańskiego obozu rodzinnego. W komorze gazowej w nocy z 2 na 3 sierpnia 1944 r. zgładzono 2897 dzieci, kobiet i mężczyzn.
"Obóz Cygański" (tzw. Zigeunerlager) na obrzeżach ówczesnego getta łódzkiego funkcjonował od listopada 1941 r. do stycznia 1942 r. Władze niemieckie zamknęły w nim Romów i Sinti pochodzących z Bungerlandu i Styrii. Z powodu makabrycznych warunków i panującej epidemii tyfusu plamistego przez trzy miesiące zmarło ponad 700 więźniów. Pozostałych od 5 do 12 stycznia 1942 r. hitlerowcy wywieźli, a następnie zagazowali w niemieckim obozie zagłady Kulmhof w Chełmnie nad Nerem. Byli tam mordowani w tzw. "samochodach - komorach gazowych" - średniej wielkości ciężarówkach, do których wnętrza odprowadzano gazy spalinowe. Nie przeżył nikt.(PAP)
autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska
agm/ dki/